Na listę dłużników można trafić nawet wtedy, gdy wierzytelność będąca podstawą wpisu jest wątpliwa i niewymagalna. Dla przedsiębiorcy skutki takiego wpisu mogą być szczególnie dotkliwe.

Firma, której dane pojawiły się w spisie podmiotów zalegających ze spłatą zobowiązań, nie ma szans na uzyskanie kredytu. Obok zdolności kredytowej traci też zdolność nabywczą, np. zakup towaru na raty czy na zasadzie leasingu. Także teleoperatorzy wykluczają możliwość świadczenia usług takim przedsiębiorcom. Prawnicy zajmujący się windykacją twierdzą, że chęć wpisania konkurencyjnej firmy na listę dłużników bywa czasami większa niż poczucie obowiązku podawania prawdziwych informacji.
Przewaga prewencji
- W 2007 roku zaobserwowaliśmy zmianę nastawienia do prowadzonego przez nas rejestru - mówi Andrzej Kulik, rzecznik Krajowego Rejestru Długów (KRD).
Instytucja ta jest jednym z trzech (obok InfoMonitor i Europejskiego Rejestru Informacji Gospodarczej) biur informacji gospodarczej (BIG), które realizują zadania określone w ustawie o udostępnianiu informacji gospodarczych (Dz.U. z 2003. nr 50, poz. 424 ze zm.). Nie są to jednostki budżetowe, ale spółki prawa handlowego, dla których obok realizacji zadań ustawowych ważna jest rentowność i zysk. Źródłem przychodu jest dla nich każdy wierzyciel powiększający listę dłużników i każdy podmiot, który chce przeglądać rejestry.
- W pierwszych latach wpisy na listę dłużników były dokonywane głównie w celu wywarcia nacisku w procesie windykacyjnym. W ubiegłym roku wzrosło zainteresowanie wpisem o charakterze prewencyjnym. Tym samym KRD lepiej realizuje swoje ustawowe zadania: przekazuje zainteresowanym informacje, które mają istotne znaczenie w obrocie gospodarczym - podkreśla Andrzej Kulik.
W minionym roku na listy dłużników chętnie zaglądały banki. Dzięki temu mogły solidnie uszczelnić swoje procedury kredytowe i pożyczkowe. Przedsiębiorcy mający kłopoty ze spłatą należności byli za to coraz skuteczniej odcinani od źródeł finansowania. Nawet jeśli znaleźli się na liście dłużników bez należytych podstaw, mogą stracić grunt pod nogami. Dzieje się to ze szkodą dla ich pracowników i klientów.
Wierzyciel decyduje
- Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji i o udostępnianiu informacji gospodarczych przewidują sankcje wobec podmiotów, które świadomie powiększają wielkość długów firm posługując się nieprawdziwymi informacjami. Jednak w praktyce trudno jest udowodnić, że wierzyciel świadomie tak postępuje - wskazuje Marta Szeja-Dmowska, radca prawny i wspólnik w Kancelarii Prawniczej Piotr Szeja i Wspólnicy.
- To na wierzycielu spoczywa odpowiedzialność za rzetelność informacji, które uzasadniają wpis - dowodzi Radosław Kosuń, radca prawny w kancelarii Connexus.
- Biura Informacji Gospodarczej odgrywają rolę czysto administracyjną - przyjmują zgłoszenia i udostępniają je zainteresowanym. Weryfikowanie zasadności wpisów nie należy do ich ustawowych obowiązków - dodaje.
Przedsiębiorca figurujący w rejestrze dłużników może wprawdzie wszcząć reklamację i udostępnić dowody wskazujące na nieistnienie długu, ale jeśli jego wierzyciel podtrzyma swoje roszczenia, to BIG sam z siebie nie dokona korekty listy.
Oręż bezprawnych działań
Wpis do rejestru dłużników to prawnie usankcjonowana metoda nacisku na dłużnika, uważają eksperci.
- Wielu przedsiębiorców decyduje się zapłacić żądaną kwotę tylko po to, by nie znaleźć się na listach BIG. Bywa tak nawet wtedy, gdy groźba wpisu jest uzasadniana wierzytelnością niewymagalną lub sporną, a więc ma kruche podstawy - twierdzi Kamil Basaj, adwokat z kancelarii Connect.
- Nawet gdy prawdopodobieństwo zwycięstwa w sądowej potyczce z nierzetelnym wierzycielem jest duże, przedsiębiorcy często ustępują. Straty wynikające z wpisu i z uzyskania niepodważalnych argumentów do jego wykreślenia są większe niż zaspokojenie wierzyciela - dodaje.
- Na uwagę zasługuje fakt, że wpisanie dłużnika do rejestru dłużników niewypłacalnych, prowadzonego na podstawie ustawy o KRS, musi poprzedzić weryfikacja wierzytelności przez niezawisły sąd - zauważa Paweł Śladowski, partner w kancelarii prawniczej Maciej Panfil i Partnerzy.
Listy dłużników miały być alternatywą dla opieszałego wymiaru sprawiedliwości.
- Dziś już wiadomo, że nic nie zastąpi sądowego dochodzenia należności - utrzymuje Paweł Śladowski.
Krzysztof Polak
Współpraca PAWEŁ BEDNARSKI
OPINIE
JANINA LIGNER-ŻEROMSKA
adwokat, partner w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka
Biura, co do zasady, nie ponoszą odpowiedzialności za prawdziwość danych zgłoszonych przez wierzyciela. Nie mają ustawowego obowiązku ich weryfikacji. Jednak teoretyczna możliwość żądania odszkodowania istnieje. Biura muszą stosownie zabezpieczyć się przed roszczeniami o naprawienie szkód wynikających z ich działalności, powinny być np. odpowiednio ubezpieczone. Z tego wynika, że ustawodawca dostrzegł niebezpieczeństwo powodowania przez biura szkód. Nie słyszałam jednak o przypadkach zakończonych rozstrzygnięciem sądu.
RYSZARD BIGOSIŃSKI
kierownik zespołu informacji gospodarczej w kancelarii Koksztys
Zgodnie z zamiarem ustawodawcy BIG-i nie sprawdzają, czy zobowiązanie istnieje czy też nie, bo jest to zadanie sądów, a nie prywatnego podmiotu. Biura udzielają jedynie informacji zainteresowanym podmiotom, nie ingerując w ich treść. Do wykreślenia danych z rejestru długów konieczne jest udowodnienie nieistnienia zobowiązania. Służyć może temu wniesienie powództwa w takiej sprawie (art. 189 k.p.c.). Jeśli sąd wyda wyrok stwierdzający nieistnienie wierzytelności, to będzie on podstawą usunięcia danych przedsiębiorcy z listy dłużników (art. 13 ust. 2 pkt 5 ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczej). W praktyce tego typu powództwa i wykreślenia informacji przez same BIG-i są rzadkie.
ikona lupy />
Krajowy rejestr długów / DGP
ikona lupy />
Janina Ligner-Żeromska, adwokat, partner w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka / DGP
ikona lupy />
Ryszard Bigosiński, kierownik zespołu informacji gospodarczej w kancelarii Koksztys / DGP