Po wprowadzeniu podatku bankowego rynek papierów korporacyjnych powinien ruszyć z kopyta – twierdzi część ekspertów. Podatek wymusi na bankach dokładne przyglądanie się każdej złotówce z własnego bilansu. Mówiąc inaczej, będą bardzo ostrożne w udzielaniu nowych kredytów, by nie powiększać nadmiernie aktywów. I będą szukały sposobu, by finansować potrzeby pożyczkowe klientów za pomocą jakichś instrumentów, które nie będą im obciążały bilansów. Obligacje są takim instrumentem – banki mogą uzyskać prowizję od ich sprzedaży, a klienci mogą pozyskać finansowanie.

– Już widać, że między innymi na skutek pojawienia się podatku bankowego oprocentowanie depozytów na rynku zaczęło spadać. W takiej sytuacji lokowanie środków na depozytach będzie mniej atrakcyjne. Dobra oferta obligacji korporacyjnych może stać się dla nich alternatywą. A dzięki temu, że stawki depozytów spadną i wzrośnie popyt na obligacje, można oczekiwać, że marże płacone przez emitentów obligacji obniżą się. A skoro tak to emisje takich papierów będą opłacalne dla kolejnych firm, bo wejście na rynek i poszukanie takiej formy finansowania będzie bardziej dostępne – mówi Mirosław Winiarczyk, dyrektor departamentu rynków finansowych w Raiffeisen Polbanku.

Jednocześnie dla niektórych firm obligacje mogą stać się lepszym źródłem pozyskiwania środków na rozwój, gdyż koszt finansowania się kredytem będzie z czasem rósł.

– Na rynku obligacji korporacyjnych brakuje firm produkcyjnych czy handlowych średniej wielkości. Nie ma ich teraz, bo mogą sięgać po bardzo tani kredyt bankowy, ale z powodu kolejnych obciążeń nakładanych na sektor bankowy koszty ponoszone przez klientów mogą być wyższe. Jest więc szansa, że pojawią się nowi emitenci papierów dłużnych. Z kolei z powodu niskich stawek oprocentowania depozytów poszerzy się baza inwestorów zainteresowanych kupnem obligacji – mówi Mirosław Winiarczyk.

Marże jednak w górę

Marcin Pulit, dyrektor biura rynków kapitałowych w banku Pekao, ma w tej sprawie nieco inne zdanie. Zwraca uwagę, że w tej chwili trzy czwarte kupujących korporacyjny dług to banki. I wskazuje, że na razie głównym skutkiem wprowadzenia podatku jest… wzrost marż na obligacjach. – W pierwszej połowie 2015 r. marża na papierach dużego emitenta wynosiła 80–100 pkt ponad sześciomiesięczny WIBOR. W tej chwili to jest poziom 130–150 pkt. Mówimy o dużych spółkach sprzedających obligacje warte od pół miliarda do 1 mld zł. Dlaczego? Wpływ na to miały czynniki globalne, które spowodowały ogólny wzrost marż kredytowych oraz fakt, że inwestorzy zdają sobie sprawę, że w wyniku podatku banki nie będą tanio kupowały tych papierów, więc czują mniejszą konkurencję – mówi.

Pulit nie wierzy, żeby obligacje wypierały kredyty w wyniku wprowadzenia podatku bankowego. Zwraca uwagę, że banki bardzo dbają teraz o wynik i raczej będą rezygnować z tego, co daje niższą marżę. Z tego punktu widzenia bank nie zrezygnuje ze spółki, której może udzielić kredytu z 200–300 pkt marży. – Nie będzie wypychania poza sektor bankowy długoterminowego finansowania. Fundusze emerytalne i inwestycyjne nie są w stanie same udźwignąć największych emisji. Duża firma z branży energetycznej nie będzie w stanie uplasować emisji bez udziału banków. Ale teraz banki prawdopodobnie będą doliczać do marży efekt podatku bankowego – podkreśla.

Problem z popytem

To nie znalezienie chętnych do emitowania obligacji jest obecnie dużym problemem. Chociaż emitenci mają kłopot z ustaleniem takich marż kredytowych, które spełniałyby oczekiwania rynku.

– Większy problem widać po stronie popytowej. Fundusze emerytalne nie są zbyt aktywne: boją się obniżenia wieku emerytalnego, co spowodowałoby odpływy wynikające z suwaka, w ogóle nie wiedzą, jaka będzie ich przyszłość . Z ich punktu widzenia lepiej mieć gotówkę lub inne płynne aktywa, w tym akcje dużych spółek niż inwestować w takie instrumenty jak obligacje korporacyjne. Jeśli już inwestują, to na krótki termin, 3-6 miesięcy, żeby być przygotowanym na wypłaty – mówi Pulit.

Dodaje, że drugi poważany pozabankowy „biorca” obligacji korporacyjnych, czyli fundusze inwestycyjne, są w odwrocie od kilku miesięcy. Przez cały czwarty kwartał 2015 r. notowały odpływ aktywów. – Jest to związane z faktem, że rynek długu nie dał w 2015 r. wystarczającej stopy zwrotu i ludzie wycofują środki. Mówi się, że fundusze obligacji korporacyjnych pokazują napływ – to prawda, tylko że to są ciągle małe fundusze i nie są w stanie odkupywać papierów od dużo większych funduszy obligacyjnych i pieniężnych, które wcześniej były dominującymi podmiotami w tym segmencie rynku – ocenia dyrektor z Pekao. – W tej chwili rynek jest raczej zamknięty. Rolowanie obligacji – choć jest utrudnione z uwagi na rozbieżne oczekiwania cenowe inwestorów i emitentów – da się prze-prowadzić, natomiast pożyczanie nowego pieniądza jest bardzo trudne – konstatuje.

Zagranica albo detal w kraju

Eksperci są zgodni w innej sprawie: szansą na rozwój jest atrakcyjne finansowanie pozyskiwanie za granicą, na tzw. eurorynku, zwłaszcza dużych emitentów. Póki co muszą się oni jednak liczyć z dużo wyższymi kosztami niż na rynku krajowym, marża tam jest o ok. 100 pkt bazowych wyższa niż na rynku krajowym. To efekt awersji do ryzyka.

- Nie wiadomo jednak, jak na rynek obligacji wpłynie decyzja Europejskiego Banku Centralnego, by skup aktywów prowadzony przez EBC obejmował też obligacje korporacyjne z ratingiem inwestycyjnym. Jeśli ruszy skup obligacji korporacyjnych w strefie euro, to powinno to spowodować znaczący spadek marż. Na czym skorzystać mogliby też najwięksi emitenci z Polski – mówi Marcin Pulit.

Mirosław Winiarczyk dodaje, że rozwiązanie przyjęte przez EBC w przypadku obligacji korporacyjnych może istotnie zwiększyć ich płynność. – Banki komercyjne zamiast kupowania obligacji rządowych, np. niemieckich z ujemną rentownością będą kupowały obligacje firm. Taki będzie trend praktycznie w całej Europie – mówi. Ale dodaje, że europejski rynek obligacji nie jest dla wszystkich: krajowe średnie firmy, pozyskujące w emisji do 100 mln zł, są na niego zbyt małe, gdyż na rynku europejskim opłacalna emisja to co najmniej 50–100 mln euro.
Duzi emitenci korporacyjni mają natomiast jeszcze jedną możliwość: obligacje detaliczne sprzedawane w kraju. Kilka dużych spółek – jak PKN Orlen czy windykacyjny Kruk – przeprowadziły z powodzeniem takiej emisje. – Problemem jest długi procesu przygotowania takiej oferty i konieczność spełnienia wszystkich wymogów związanych z tym, że jest dopuszczona do obrotu publicznego. Jest to opłacalny instrument dla dużych firm, które jednocześnie nie niosą za sobą dużego ryzyka inwestycyjnego – mówi Winiarczyk.

Marcin Pulit dodaje, że dziś jest wielu potencjalnych kupujących, którzy trzymają pieniądze na rachunkach i z chęcią zainwestowaliby to w bezpieczne instrumenty, które dadzą przyzwoitą marżę. – Tylko że nie do końca mają do nich dostęp. Na rynku Catalyst jest niewielki wolumen obrotu, w porównaniu do rynku międzybankowego, a co za tym idzie brak kwotowań. Inwestor indywidualny ma kłopot również z dostępem do samej informacji o ofercie. Pośrednik zaproponuje taką inwestycję tylko wtedy, gdy będzie miał odpowiednią prowizję. A więc dodatkową barierą są stosunkowo wysokie koszty sieci detalicznej – mówi dyrektor Pulit, przyznając, że nie każdemu emitentowi taka emisja się po prostu opłaca. Kolejnym problemem odstraszającym inwestorów indywidualnych jest brak ofert kupna widocznych na rynku. Inwestorzy boją się, że nie będą mogli sprzedać obligacji w momencie gdy będą potrzebowali pieniędzy. Słaba płynność rynku wtórnego tego typu obligacji ma tu kluczowe znaczenie.

ikona lupy />
Marek Chądzyński