Resort Pawła Szałamachy sceptyczny wobec pomysłu włączenia banku w skład Polskiego Funduszu Rozwoju.
Resort Pawła Szałamachy sceptyczny wobec pomysłu włączenia banku w skład Polskiego Funduszu Rozwoju.
Wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki wyznaczył dla Banku Gospodarstwa Krajowego specjalną rolę w swoim – zaprezentowanym oficjalnie wczoraj – programie. Bank ma być filarem Polskiego Funduszu Rozwoju. Oprócz BGK ma go tworzyć pięć instytucji zajmujących się wsparciem firm czy inwestycjami w kraju i za granicą. Poza bankiem ministrowi finansów podlega dziś Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. Z kolei Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości jest podległa ministrowi rozwoju. Do nowej struktury miałyby wejść też trzy instytucje nadzorowane dziś przez ministra skarbu: Agencja Rozwoju Przemysłu, Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe. Polski Fundusz Rozwoju, który miałby powstać z wymienionych instytucji, ma być bankiem i działać według prawa bankowego, choć – co warto zaznaczyć – byłby wyłączony z podatku bankowego, co wynika już z przyjętej ustawy. Konsolidacja miałaby dać szanse na finansowanie dużo większych projektów inwestycyjnych. PFR miałby także współpracować ze spółkami Skarbu Państwa. Nowy duży bank państwowy miałby inwestować w infrastrukturę, wspierać innowacje, a także eksport naszych firm, a jednocześnie być zapleczem finansowym dla małych i średnich firm. Czyli role rozproszone dziś po różnych instytucjach miałyby się skupić w jednej.
To w pewnym sensie rozwinięcie pomysłów PO z poprzedniej kadencji, jakie przyświecały powołaniu spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe czy rozbudowaniu roli BGK, czyli daniu państwu instrumentów do kreowania polityki inwestycyjnej. Ale skala przedsięwzięcia wynikająca z propozycji wicepremiera Morawieckiego miałaby być znacznie większa. Autor planu liczy, że w najbliższych latach może być to od 75 do 120 mld zł.
Projekt, by oddać BGK do nowo powstającego funduszu, nie wzbudza zachwytu w Ministerstwie Finansów. Resort sprawuje bezpośredni nadzór właścicielski nad państwowym bankiem, w którym już dziś skupionych jest wiele programów kluczowych dla polityki rządu. Odebranie BGK ministerstwu oznaczałoby osłabienie jego roli w strukturze rządu.
Taka decyzja miałaby jednak nie tylko wymiar polityczny. Przeniesienie BGK z MF to nie tylko utrata prestiżu dla resortu, ale i odcięcie mu jego „zbrojnego ramienia”. To przy użyciu BGK ministerstwo konsoliduje środki na rachunkach instytucji publicznych. W skrócie polega to na wykorzystaniu do bieżących płatności budżetowych wolnych środków leżących na lokatach np. agencji rządowych czy funduszy celowych. Ministerstwo używa tych pieniędzy (nie odbierając ich instytucjom), dzięki czemu może zaoszczędzić na emisji obligacji. Obniża to koszt finansowania potrzeb pożyczkowych. Największy zysk z konsolidacji środków widać było w 2011 r. – pierwszym roku działania systemu. Wówczas potrzeby pożyczkowe spadły aż o 24,5 mld zł. Rok później było to 3,9 mld zł.
Druga operacyjna przeszkoda: przez dealing room BGK przechodzą transakcje zlecane przez MF, np. sprzedaży walut na rynku. Ministerstwo pozyskuje waluty, emitując obligacje za granicą i z budżetu Unii Europejskiej (są to środki z programów pomocowych UE). MF sprzedawało waluty na rynku w latach, gdy kurs złotego był kluczowy dla wielkości długu publicznego. Sprzedając euro na rynku (za pośrednictwem BGK), a nie wymieniając go w NBP, resort wpływał na poziom kursu. Na przykład w 2013 r. MF sprzedało na rynku euro za 13,1 mld zł.
Zgrzyt na linii Ministerstwo Rozwoju – Ministerstwo Finansów jest prawdopodobny, bo dla wicepremiera Morawieckiego projekt Polskiego Funduszu Rozwojowego jest jednym z kluczowych w jego programie. PFR mógłby mieć udział w programach rozwojowych, o jakich myśli wicepremier Morawiecki, których celem byłoby tworzenie polskich produktów o wyższej wartości dodanej. Jedna z propozycji to program „Batory” nawiązujący do nazwy dwóch polskich transatlantyków. Tym razem jego celem byłaby budowa promu pasażerskiego o napędzie gazowym, co ma spełniać wymogi ochrony środowiska. Inwestorami mogłyby być Polska Żegluga Morska i Polska Żegluga Bałtycka, które powołałyby spółkę celową do realizacji projektu, a kredytu i kapitału na sfinansowanie projektu miałby dostarczyć właśnie PFR. Jeśli projekt się uda, mógłby być wstępem do budowy innych skomplikowanych morskich jednostek, takich jak gazowce obsługujące terminal LNG w Świnoujściu. Inne programy, dla których PFR mógłby być zapleczem, to inwestowanie w polskie wyroby medyczne mogące podbijać zagraniczne rynki, czy projekt Lukstorpeda 2.0, którego celem jest stworzenie rodzimych konstrukcji na potrzeby komunikacji miejskiej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama