Program Indywidualnego Wyposażenia Żołnierza „Tytan” może mieć roczne opóźnienie. I znów złe „zarządzanie działaniami bojowymi”
„Do czasu otrzymania zweryfikowanych założeń taktyczno-technicznych nie jest wskazane realizowanie dalszych prac przy radiostacji osobistej” – to fragment pisma, które Inspektorat Uzbrojenia, czyli instytucja kupująca sprzęt w imieniu wojska, wysłał w czerwcu 2015 r. do polskich firm PCO i WB Electronics. Współtworzą one konsorcjum przedsiębiorstw pracujących nad projektem określanym mianem żołnierza przyszłości. Treść dokumentu można przełożyć na znacznie prostszy komunikat: kolejny sztandarowy projekt modernizacyjny polskiej armii ma poważne problemy. Na pewno będą przy nim opóźnienia. Tym razem przyczyną jest nadmiar biurokracji.
Zaczęło się od wojskowej nowomowy. „Opracowanie nowoczesnego indywidualnego wyposażenia i uzbrojenia żołnierza Tytan (...) zapewni optymalną integrację nowoczesnych elementów uzbrojenia i wyposażenia żołnierzy” – napisano łamaną polszczyzną w rządowej uchwale dotyczącej modernizacji technicznej armii z 2013 r. Z tego zdania wysnuto tezę, że w połączeniu z „profesjonalnym przygotowaniem i zarządzaniem działaniami bojowymi” będzie można uzyskać przewagę na ewentualnej wojnie i zminimalizować straty. Słabo napisana i ogólnikowa uchwała była złą wróżbą.
Miało być monitorowanie stanu zdrowia rannego żołnierza. Zmęczenia tego, który walczy. Do tego termowizja, noktowizja i superłączność. Właściwie wszystko. Pierwsze prace nad programem rozpoczęto w 2007 r. Później wstrzymano je na kilka lat. Dla podtrzymania dobrej atmosfery wokół ambitnego projektu urządzano nawet pokazy, w trakcie których komandosi... prezentowali lub użyczali zagranicznego sprzętu kupowanego za własne pieniądze. – Na zdjęciach musiało to jakoś wyglądać – opowiada w rozmowie z nami osoba znająca kulisy budowania wojskowych wiosek potiomkinowskich.
Wreszcie w czerwcu 2014 r. w błysku fleszy podpisano umowę na realizację pracy rozwojowej między konsorcjum 13 polskich firm a Inspektoratem Uzbrojenia. – To ważny dzień z punktu widzenia sił zbrojnych oraz bezpieczeństwa naszego kraju. Podpisując umowę, chcemy osiągnąć dwa cele. Pierwszy dotyczy właściwego wyposażenia naszych żołnierzy w sprzęt i uzbrojenie. Naszym drugim celem jest zbudowanie polskiego potencjału naukowo-przemysłowego, bo nad Tytanem pracują wyłącznie polskie firmy i instytuty badawcze – mówił Czesław Mroczek, ówczesny wiceminister obrony narodowej odpowiedzialny za zakupy dla wojska.
Mimo wielkich słów nie dało się uniknąć kolejnych opóźnień. – Wszystko związane jest z przetargiem na nowy BMS (system zarządzania polem walki). Przez to, że P6 (Zarząd Kierowania i Dowodzenia w Sztabie Generalnym) blokuje wybór BMS, nie da się ruszyć z radiostacją do Tytana. Produkty muszą być zintegrowane – mówi nasz rozmówca związany z Inspektoratem Uzbrojenia.
Umowa na nowy system zarządzania polem walki powinna zostać podpisana pod koniec przyszłego roku. – Zasadniczo problem wynika z tego, że dowództwo operacyjne nie jest w stanie dogadać się ze sztabem – dodaje wojskowy. Opóźnienie żołnierza przyszłości wynika z braku koordynacji przy zamówieniach na BMS i Tytana. Może ono sięgnąć nawet roku.
Opracowanie nowej radiostacji potrwa co najmniej dwa lata. Biorąc pod uwagę, że prototyp miał być gotowy w 2017 r., już widać, że termin jest nierealny. Choć żołnierze mieli dostać pierwsze egzemplarze w 2018 r., dziś stoi to pod olbrzymim znakiem zapytania.
Jak na zmianę wymagań w trakcie obowiązywania umowy zareagował przemysł? – To niepoważne. Mieliśmy plan, terminy wdrożenia. Takie opóźnienie jest złe i dla projektu, i dla naszej firmy. Przecież my mamy biznesplany, których w związku z tym nie możemy realizować – denerwuje się w rozmowie z DGP Ryszard Kardasz, prezes zarządu Przemysłowego Centrum Optyki, lidera konsorcjum, które ma opracować Tytana.
Irytacji nie kryje też Piotr Wojciechowski, prezes WB Electronics, firmy, która radiostację opracowuje. – W 2008 r. zostały określone wymagania na BMS i na Tytana. Jako polski podmiot przyjęliśmy je i zaczęliśmy realizować. Z własnych pieniędzy. Wydaliśmy na to już kilkanaście milionów złotych – przez siedem lat nad projektem pracowało ok. 30 wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Później na rozwój pozyskaliśmy także środki z MON – opowiada przedsiębiorca.
– W momencie gdy zmieniono program BMS, nagle my też mamy zmienić wymagania. Teraz trwają rozmowy o nowych wymaganiach technicznych. Nieoficjalnie ludzie z resortu obrony powiedzieli nam, że jak się na nie nie zgodzimy, to kupią sprzęt za granicą. To jest skandaliczne, bo nasza radiostacja jest porównywalna do zagranicznych. Takiego traktowania nie przeżyje żaden przemysł – mówi prezes największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej.
Według planów do 2022 r. na Tytana mamy wydać ponad 3 mld zł. Wojsko chce mieć kilkanaście tysięcy sztuk tego rodzaju wyposażenia.