Komisja Nadzoru Finansowego nie pozostawiła bankom złudzeń: karty przedpłacone muszą zniknąć z rynku. Przedsiębiorcy zaś w tej kwestii zaakceptowali wskazanie nadzoru
Polacy lubią karty / Dziennik Gazeta Prawna
KNF od wielu miesięcy przestrzegała, że sektor bankowy błędnie interpretuje przepisy dotyczące pieniądza elektronicznego, stosując je do kart przedpłaconych. Związek Banków Polskich starał się przekonać komisję do swoich racji, ale bezskutecznie. Z pisma KNF do ZBP podpisanego przez wiceprzewodniczącego Wojciecha Kwaśniaka, z 30 października 2015 r. wynika jasno: płatnicze pre-paidy powinny jak najszybciej zniknąć z rynku.
Biznes do stanowiska nadzoru już się zastosował. Obecnie klient indywidualny karty przedpłaconej nie kupi.
Brak umowy
Usługi bankowe polegające na oferowaniu kart przedpłaconych opierały się na tym, że klient wpłacał środki na tzw. rachunek techniczny prowadzony przez bank. W zamian otrzymywał kartę płatniczą, na której znajdowały się środki odpowiadające wpłaconej kwocie. Do niedawna był to instrument powszechnie stosowany między innymi przez przedsiębiorców przekazujących swoim pracownikom prezenty świąteczne czy wysyłających ich w delegacje. Klient mógł też otrzymać kartę naładowaną na pewną kwotę jako zachętę w zamian za zakup wartościowej rzeczy w danym sklepie.
Banki rozwijały pre-paidowy biznes bardzo chętnie. Po drastycznym obcięciu prowizji związanych z interchange, szukały bowiem dodatkowego źródła dochodów.
Problem w tym, że w ocenie organu nadzoru bankowego oferowanie pre-paidów przez banki jest niezgodne z prawem. Choćby dlatego, że na prowadzenie rachunku nie była zawierana między przedsiębiorcą a klientem żadna umowa, a sam rachunek nie pozwalał na prostą identyfikację korzystającego z karty. I między innymi to się nie spodobało KNF. W ustawie o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 445 ze zm.) przewidziane są bowiem środki bezpieczeństwa opierające się na:
● identyfikacji klienta i weryfikacji jego tożsamości na podstawie dokumentów lub informacji publicznie dostępnych,
● identyfikacji rzeczywistego beneficjenta i stosowaniu uzależnionych od oceny ryzyka odpowiednich środków weryfikacji jego tożsamości,
● uzyskiwaniu informacji dotyczących celu i zamierzonego przez klienta charakteru stosunków gospodarczych.
Tych wymogów zaś banki nie były w stanie spełnić w stosunku do kart przedpłaconych. Ich posiadacz bowiem nie dość, że był anonimowy, to na dodatek mógł się zmieniać. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, aby jedna osoba przekazała kartę – na przykład jako prezent – drugiej.
Niezawieranie umów z klientami zdaniem KNF jest zaś niezgodne między innymi z art. 5 ust. 1 pkt 1 oraz art. 49 ustawy – Prawo bankowe (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 128 ze zm.). Sęk w tym, że największym atutem kart przedpłaconych była właśnie prostota ich nabycia. Jeśli konieczne się staje zawarcie umowy przez bank z klientem, korzyści wynikające z posiadania tego typu karty zostają ograniczone w zasadzie do zera.
Inny z zarzutów KNF dotyczył tego, że banki identyfikowały usługę jako wydawanie pieniądza elektronicznego. A co za tym szło, nie traktowały kwot przyjętych w zamian za zasilenie kart jako depozytów. To zaś oznaczało, że od tych środków nie była odprowadzana rezerwa obowiązkowa ani nie powiększały one funduszu ochrony środków gwarantowanych.
Problem przedsiębiorców
Banki jeden po drugim wycofały się z oferowania kart przedpłaconych indywidualnym klientom. KNF nie pozostawiała zresztą niedopowiedzeń. Deklarowała jasno, że kto nie dostosuje się do wskazania, spotka się z konsekwencjami. Korporacje więc zapewniają dziś jedynie, że uprzednio wydane karty będą mogły być zrealizowane. Oferowania nowych już nie ryzykują.
To się jednak nie podoba przedsiębiorcom, którzy karty przedpłacone wykorzystywali.
– KNF wylała dziecko z kąpielą – twierdzi wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Marcin Nowacki.
Jego zdaniem komisja mogłaby rozpocząć z sektorem bankowym dyskusje i wypracować nowe zasady, a nie autorytatywnie zabraniać wydawania pre-paidów.
– Paradoksalnie bowiem ten zakaz wcale najbardziej nie uderzy w sektor bankowy, lecz w przedsiębiorców i konsumentów, którzy korzystali z kart przedpłaconych, bo było to wygodne i niedrogie rozwiązanie – twierdzi Nowacki.
Zarazem zaznacza, że skoro jednym z argumentów nadzoru było to, aby nie dochodziło do przestępstw związanych z wykorzystywaniem tego typu kart, należałoby pokazać dotychczasową skalę oszustw czy działań związanych z finansowaniem terroryzmu.
– Osobiście nie słyszałem o ani jednym takim przypadku – wskazuje wiceprezes ZPP.
I dodaje, że nadal płatnicze pre-paidy są wydawane w wielu krajach, więc ostatecznie efekt będzie co najwyżej taki, że Polacy będą korzystali nie z kart wydanych przez polskie banki, lecz z plastiku nabytego za granicą.