Uważa się, że automatyzacja produkcji ogranicza zatrudnienie. U nas jest inaczej - mówi w wywiadzie dla DGP Mariusz Golec, prezes spółki Wielton, największego polskiego producenta naczep, przyczep i zabudów. Na początku sierpnia br. firma przejęła aktywa włoskiego producenta Compagnia Italiana Rimorchi. W maju Wielton wykupił 65 proc. akcji francuskiej firmy Fruehauf Expansion.
Dlaczego dokonaliście przejęcia we Włoszech, a nie np. w Niemczech czy Hiszpanii?
Szukaliśmy okazji do akwizycji w różnych lokalizacjach, ale Włochy miały najwięcej atutów. Compagnia Italiana Rimorchi posiadała zakład z bardzo dobrze rozwiniętym zapleczem produkcyjnym, wyposażonym m.in. w automatyczną linię do zabezpieczenia antykorozyjnego, nowoczesny magazyn do wysokiego składowania oraz linie spawalnicze i montażowe. Marki Merker, Viberti i Cardi od lat cieszą się we Włoszech prestiżem, a niektóre z nich mają prawie stuletnią historię. Przejęcia wiekowych aktywów nie zdarzają się często, bez względu na branżę. Bardzo atrakcyjne były także warunki finansowe. Za brandy zapłaciliśmy 2,2 mln euro plus VAT, a za aktywa do produkcji 2,4 mln euro.
Czego w takim razie spodziewacie się po włoskim rynku?
Sprzedaż na nim, po latach spadków, notuje teraz kilkudziesięcioprocentowy wzrost rok do roku. Odbicie rozpoczęło się w ubiegłym roku i trwa nieprzerwanie. Wchodzimy więc na rynek, który ma olbrzymi potencjał do dalszych wzrostów, i zamierzamy to wykorzystać.
Ile chcecie tam sprzedawać?
Jesteśmy dopiero w trakcie analiz osiągalnych wolumenów sprzedaży. Obecnie skupiamy się na integracji starych i nowych aktywów grupy Wielton. Mam na myśli integrację organizacyjną, sprzedażową, technologiczną i kulturową. Wierzę, że dzięki temu osiągniemy pełny efekt synergii. To dla nas duże wyzwanie, gdyż dotychczas nie działaliśmy w tak dużej skali.
Ale jakieś liczby muszą być w planach. Jaki udział możecie mieć w rynku włoskim?
Sam rynek włoski jest nieco mniejszy niż kilka lat temu. Szacuje się go na około 8,5 tys. produktów sprzedawanych w ciągu roku. Moim zdaniem w latach 2016–2017 nasze udziały w rynku włoskim mogą osiągnąć poziom 15–20 proc.
Będziecie sprzedawać pod włoskimi brandami, a jak chcecie informować klientów o polskim kapitale? Czy Włosi nie będą mieli oporów, by kupować produkty sygnowane jako polskie?
W tej chwili nasza strategia polega na tym, aby być blisko klienta i odpowiadać na jego potrzeby. Generalnie przywiązanie klienta do znanych jemu marek pozwala zaoszczędzić dużo czasu, gdyż nie ma potrzeby przekonywania go do nowości. Abyśmy byli rozpoznawalni we Włoszech jako Wielton, potrzeba więcej czasu i zintegrowanych działań promocyjnych i marketingowych. Na pewno będziemy mocno podkreślać, kto jest właścicielem nabywanego produktu, mówić o zapleczu technicznym w Wieluniu, o naszych wysoko wykwalifikowanych specjalistach, którzy stoją za sukcesem firmy. Zagraniczni klienci od lat zwracają uwagę na to, jak bardzo Wielton rozwinął się na przestrzeni ostatnich lat. Wykorzystując wspólny potencjał, doświadczenia i know-how, mamy zamiar ciągle ulepszać wytwarzane produkty, a to właśnie jakość, innowacyjność i niezawodność będą ważne dla Włochów. Nie miejsce produkcji naczepy.
Pytam o to, bo zastanawiam się, jak poprzez operowanie lokalnymi markami wyrobić wizerunek silnej polskiej firmy. W Polsce brakuje dużych marek. Za granicą nie każdy, nawet mający jakiekolwiek pojęcie o branży, kojarzy markę Wielton z Polską.
Dlatego stale rozwijamy nasze działania na rynkach europejskich, aby pokazać, że produkty, które mamy w ofercie, produkuje się w Polsce, polskimi rękami, przy udziale polskich inżynierów i że cieszą się one uznaniem klientów.
Na którym miejscu jesteście w Europie?
Obecnie zajmujemy piąte/szóste miejsce pod względem liczby wyprodukowanych pojazdów.
A ile miejsc jesteście w stanie przeskoczyć dzięki przejęciom?
Celem jest wejście do pierwszej trójki największych producentów na naszym kontynencie, ale ten cel rozkładamy na dwa najbliższe lata. Chcemy to osiągnąć po wspomnianym uzyskaniu pełnej synergii poszczególnych aktywów grupy.
Ile osób zatrudnia obecnie Wielton?
Obecnie w Wieluniu mamy ponad 1200 pracowników.
Wszyscy na umowę o pracę?
Oczywiście. Jeśli chodzi o fabrykę i stałe stanowiska, to bezwzględnie wszyscy mają etaty. Wyjątek stanowią jedynie indywidualne kontrakty menedżerskie, które stanowią mniej niż 1 proc. zatrudnienia.
Poprawa efektywności produkcji nie będzie uzyskana poprzez cięcia w zatrudnieniu?
Zdecydowanie nie. Panuje przekonanie, że procesy automatyzacji produkcji wpływają na ograniczenie zatrudnienia, gdyż ludzi zastępują roboty. U nas jest inaczej. Roboty przyjeżdżają tylko po to, by szybciej i lepiej wytworzyć produkt. Automatyzacja zwiększa efektywność. Powiem więcej – w związku z zakupem aktywów włoskich i przeniesieniem ich do Wielunia zwiększymy zatrudnienie, choć nie będzie to wzrost wprost proporcjonalny do zwiększania mocy produkcyjnych, które – podkreślam – wzrosną dwukrotnie.
Gdzie was jeszcze nie ma, a chcielibyście być?
Obecnie Wielton działa na ponad 35 rynkach, w Europie, Azji i Afryce. Najwięcej klientów pozyskujemy z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Norwegii, Węgier, Litwy, Łotwy, Czech, Bułgarii, Rumunii, Słowacji, Estonii, Niemiec, Austrii, Francji, Holandii, Słowenii oraz Serbii. W planach jest zwiększenie udziału na obecnych rynkach europejskich. Stawiamy również na rozwój naszych działań poza Europą: w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie.
Azja i Afryka to też są perspektywiczne rynki?
Zdecydowanie tak, już dziś realizujemy tam kontrakty za pośrednictwem firm sprzedających ciężarówki bądź we współpracy z naszymi europejskimi dilerami. Jeśli chodzi o Azję, to sprzedajemy np. w Tadżykistanie i Kazachstanie. W tym ostatnim w lipcu zarejestrowaliśmy spółkę Wielton Kazachstan, która jest odpowiedzialna za prowadzenie działalności handlowej i dalszy rozwój Grupy Wielton na tamtejszym rynku.