Wzrost konsumpcji i inwestycji, dobre perspektywy dla rynku pracy to wystarczające powody, by nie zmieniać stóp procentowych. Ale jutro RPP jednak je obniży
Większość ekonomistów zakłada, że Rada zdecyduje się na obniżkę. Z 30 instytucji ankietowanych przez agencję Bloomberg dwie trzecie wskazało na redukcję stóp, przy czym sześć banków z tej grupy uważa, że RPP zetnie je od razu o 50 pkt bazowych. Główny powód: Rada będzie miała w rękach najnowszą projekcję inflacji, która zapewne pokaże, że wskaźnik wzrostu cen na długo pozostanie poniżej celu NBP (2,5 proc.).
Gospodarka na gazie
Jednak to nie będzie łatwa decyzja, bo polska gospodarka jest „w gazie”. Pokazały to ostatnie dane za IV kwartał 2014 r. (wzrost PKB o 3,1 proc., przy inwestycjach 9 proc. na plusie i konsumpcji prywatnej rosnącej o 3,1 proc.). Na solidne tempo wzrostu wskazują też niektóre bieżące wskaźniki koniunktury, np. PMI. Według danych opublikowanych wczoraj indeks pokazujący nastroje menedżerów w przemyśle wyniósł w lutym 55,1 pkt, czyli niemal tyle samo co w styczniu (55,2 pkt – była to najwyższa wartość od 11 miesięcy). Przy czym najważniejsza informacja z badania PMI to sygnał o rosnącym zapotrzebowaniu na pracowników w firmach. Przedsiębiorcy deklarowali duży – drugi co do wielkości w historii – wzrost zatrudnienia w swoich firmach. A to dobrze wróży konsumpcji prywatnej.
Dla przeciwników obniżki stóp taki układ danych to poręczna broń: gospodarka ma solidny wzrost, widać, że wysokie realne stopy procentowe nie hamują tego wzrostu. A zwiększenie liczby miejsc pracy w połączeniu z niskimi cenami może zadziałać jak dodatkowy dopalacz pobudzający popyt: skłonność do zakupów przy ustabilizowanej sytuacji na rynku pracy może być coraz większa. Co w dłuższym czasie może spowodować odwrócenie trendu cen i powrót inflacji.
– Przy tak wysokim tempie wzrostu gospodarczego, przy coraz bardziej rozgrzanym rynku pracy i rosnącym szybko popycie krajowym nie musimy się obawiać o spiralę deflacyjną i nie trzeba reagować obniżką stóp. Lepiej zachować amunicję na gorsze czasy, np. na wypadek spowolnienia w strefie euro spowodowanego brakiem porozumienia w sprawie pomocy dla Grecji albo negatywnych skutków eskalacji kryzysu na Wschodzie – uważa Piotr Bujak, ekonomista PKO BP. Dodaje jednak, że mimo tego spodziewa się w środę obniżki.
Perspektywy inflacji
Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego, zwraca uwagę, że Rada wyraźnie zasugerowała po posiedzeniu w lutym, że przy podejmowaniu kolejnych decyzji kwestia tempa wzrostu gospodarczego zostanie zepchnięta na drugi plan, a problemem numer jeden będą perspektywy inflacji. – Teraz wycofanie się z tej retoryki byłoby niespójne. Bardziej prawdopodobne jest to, że Rada obniży stopy i zacznie oswajać rynek z myślą, że była to jedna z ostatnich takich decyzji – mówi Kalisz.
Skoro to perspektywy dla inflacji mają być głównym argumentem „za”, zwolennicy cięcia stóp mogą wskazywać, że utrzymywanie wysokich realnych stóp procentowych w czasie drukowania euro przez Europejski Bank Centralny (EBC właśnie ruszył z tym programem) może być niebezpieczne, bo będzie stanowić dodatkową zachętę dla kapitału do kupowania polskich obligacji. Może się to skończyć umocnieniem złotego, czego nie chce ani bank centralny, ani rząd. Mocny złoty może pogłębić spadek inflacji (niższe ceny z importu) i pogorszyć opłacalność eksportu.
Celtycki boom i galicyjski zastój, czyli pęknięcie w strefie euro
Koniunktura w przemyśle w zachodnioeuropejskich gospodarkach nie jest zła. A przynajmniej nie we wszystkich – wynika z opublikowanych wczoraj danych o PMI. Średni odczyt dla całej Unii Europejskiej wyniósł w lutym 51,7 pkt, nieznacznie więcej niż miesiąc temu. W samej strefie euro było to 51 pkt (dokładnie tyle co w styczniu). Oznacza to, że przemysł w Europie się rozwija, bo 50 pkt to umowna granica między wzrostem a recesją w przemyśle.
Jak to wygląda w poszczególnych krajach? Na jednym biegunie jest Irlandia, w której tak silnej ekspansji firm nie notowano od 15 lat – tam PMI wzrósł do 57,5 pkt, z 55,1 pkt w styczniu. Po drugiej stronie jest Francja, gdzie menedżerowie w przemyśle są w wyjątkowo złych nastrojach. Główny indeks wyniósł w lutym 47,6 pkt. To nie tylko mniej niż w styczniu (49,2 pkt), ale poniżej oczekiwań. Ekonomiści spodziewali się raczej ograniczenia recesji (prognozowali 49,6 pkt). Francja pod względem nastrojów w przemyśle wypada gorzej nawet od Grecji (48,4 pkt).
– Przemysł strefy euro nieznacznie zwiększył swoją ekspansję w lutym. Pod rozczarowującymi danymi o głównych indeksach kryje się fakt, że przemysł w różnych częściach strefy rozwija się z różną prędkością, zaczynając od celtyckiego boomu, na galijskim zastoju kończąc – komentował te rozbieżności dla Bloomberga Chris Williamson, główny ekonomista Markit Economics.
Zdaniem ekspertów Europejski Bank Centralny, który właśnie rozpoczyna luzowanie ilościowe, będzie miał utrudnione zadanie, skoro poszczególne gospodarki Eurolandu aż tak się od siebie różnią. Niektóre, jak irlandzka, podnoszą się z kryzysu po wprowadzeniu wcześniej trudnych reform fiskalnych, inne ciągle mają problem w utrzymaniu dyscypliny fiskalnej i dużą niechęć do zmian.