Sukces czy porażka? O odpowiedź na to pytanie spierają się od kilku dni przedstawiciele rządu, ekonomiści i czołowi publicyści, komentując sprawę porozumienia rządu z górnikami dotyczącego restrukturyzacji kopalń. Bez wątpienia za sukces należy pani premier policzyć osiągnięcie porozumienia i uniknięcie eskalacji konfliktu, który mógłby doprowadzić do destabilizacji całej gospodarki. Warto też pamiętać, że z górniczymi związkami nie potrafili dać sobie rady inni premierzy.

Trudno jednak nie zauważyć, że osiągnięte porozumienie to znacznie mniej, niż wynikałoby ze wcześniejszych stanowczych deklaracji rządu w sprawie restrukturyzacji górnictwa. Porozumienie niestety nie rozwiązuje problemu polskiego górnictwa wymagającego stanowczych posunięć, które będą korzystne dla całej branży.
Reforma polskiego górnictwa, w którą według rządowych planów ma zostać zaangażowana także energetyka, nie jest prywatną sprawą rządu ani górniczych związków. W utrzymanie branży inwestują wszyscy obywatele ze swoich podatków. Poza tym sytuacja w górnictwie rzutuje także na inne sektory gospodarki. Dlatego zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego spór dotyczący branży górniczej i osiągnięte porozumienie wyglądają z zewnątrz jak prywatna rozgrywka rządu i związkowców. Cały dialog wokół tego – podkreślam jeszcze raz – istotnego dla całej gospodarki, a nie tylko jednej branży, tematu sprowadzony został wyłącznie do stanowiska rządu albo związkowców (i ewentualnie polityków opozycji). I to pomimo tego, że jeszcze w grudniu pracodawcy aktywnie uczestniczyli w dyskusjach. Gdzie jest zatem strona pracodawców, którzy tworzą miejsca pracy? Ta wspomniana była jedynie w populistycznym kontekście zbyt wysokich wynagrodzeń.
Komentując sprawę porozumienia rządu z górnikami, należy jasno podkreślić, że nie może być mowy o prawdziwym, konstruktywnym dla gospodarki dialogu, bez wzięcia pod uwagę głosu środowiska pracodawców. Ich obecność w dyskusji gwarantuje, że podejmowane decyzje uwzględniać będą przede wszystkim skutki dla całej gospodarki, a nie partykularne interesy związków zawodowych czy – w przypadku rządu – kwestie czysto polityczne. Warto o tym pamiętać, ponieważ jeszcze przed jesiennymi wyborami czeka nas prawdopodobnie wiele gorących sporów. Byli już lekarze i górnicy. Konflikt tli się w branży zbrojeniowej, a źle przygotowane przetargi (jak np. dotyczący zakupu śmigłowców) mogą go jeszcze zaognić. Niepokojące sygnały płyną ze środowiska edukacyjnego, gdzie minister odpowiedzialny za tę dziedzinę wszedł w jawny konflikt z nauczycielami, a swoimi działaniami na rynku podręczników zasłużył na nominację do Gospodarczej Maliny. Uwzględnienie głosów pracodawców pozwoliłoby uniknąć wielu z tych konfliktów i mam nadzieję, że w przypadku kolejnych problemów nie będą oni postawieni wyłącznie w roli niemych obserwatorów.