Słyszymy nieraz o walce urzędu antymonopolowego ze zmowami kartelowymi producentów tego i owego czy dostawców różnego rodzaju usług. Przed największym światowym kartelem, jakim jest OPEC, żadna krajowa, unijna ani światowa instytucja nie jest w stanie nas obronić, choć organizacja producentów ropy od lat funduje nam prawdziwy rollercoaster, nieprzewidywalną huśtawkę cen.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że całkiem niedawno, bo w 1998 r., notowania ropy oscylowały wokół 10 dol. za baryłkę? Przez 10 lat podskoczyły do ponad 140 dol. Dzisiejsze niespełna 70 dol. budzi nadzieje na jeszcze mniej i spadek cen na stacjach benzynowych.
Zawdzięczamy to głównie rozjechaniu się interesów uczestników naftowego kartelu. Producenci ropy przez dekady dyktowali światu ceny paliw i grozili zakręcaniem kurka. Od pierwszego wielkiego kryzysu w latach 70. XX w. nieraz straszono nas wizją kompletnej suszy w bakach. Dzisiaj niedawna jeszcze perspektywa płacenia 6 zł za litr benzyny zamieniła się w nadzieję na cenę wyraźnie mniejszą od 5 zł. Trudno się nie cieszyć z tańszego tankowania, nawet jeśli ekonomiści widzą w spadku cen paliw pewne zagrożenia dla gospodarki.
Nie ma jednak żadnej gwarancji, że ropa pozostanie tania. Była, jest i będzie potężnym narzędziem nacisku w globalnej polityce i gospodarce, a oil peak to wcale nie wymysł. Zasoby surowca są coraz mniejsze i coraz trudniej dostępne, a to oznacza, że kolejny kryzys paliwowy to tylko kwestia czasu.