Paradoksalnie chciałabym, by wsparcie z kolejnego budżetu UE było ostatnim tak dużym dla Polski. Oznaczałoby to, że osiągnęliśmy poziom rozwoju pozwalający konkurować z wysokorozwiniętymi gospodarkami - twierdzi Elżbieta Bieńkowska, minister Rozwoju Regionalnego.

Jak będzie wyglądał podział unijnych pieniędzy z budżetu na lata 2013–2020? Na co MRR położy szczególny nacisk?

Negocjacje w Unii Europejskiej wciąż trwają, ale sporo już wiemy. Rewolucji nie będzie. Beneficjenci mogą zaś spodziewać się naturalnej ewolucji. Marszałkowie otrzymają do samodzielnej dyspozycji większą część unijnych dotacji niż obecnie. To oni najlepiej znają lokalne i regionalne potrzeby. Będziemy stawiać na innowacje, ale z naciskiem na ich komercjalizację. Funduszy praktycznie nie będzie na drogi lokalne. Pieniądze skierowane zostaną na najważniejsze ciągi komunikacyjne.

Zwiększy się rola instrumentów zwrotnych, takich jak pożyczki i poręczenia. Fundusze będą wdrażane za pomocą 6 programów krajowych oraz 16 regionalnych. Te drugie będą dwufunduszowe, co oznacza, że z ich środków będzie można realizować zarówno projekty miękkie – na przykład szkolenia, jak i inwestycje w infrastrukturę. W tej perspektywie można je było przeznaczyć wyłącznie na inwestycje. Obecnie pracujemy nad tym, żeby te założenia przełożyć na konkretne rozwiązania.

Kiedy realnie ruszą pierwsze programy z nowej perspektywy i czy są planowane ułatwienia w pozyskiwaniu tych środków?

Realnym terminem wydaje się koniec przyszłego roku. My swoje prace rozpoczęliśmy bardzo wcześnie, ale wciąż w Radzie Unii Europejskiej trwają negocjacje pakietu legislacyjnego dla polityki spójności. Poza tym budżet unijny uchwalono stosunkowo późno. Wiele procesów toczy się w Polsce równolegle. Oprócz programów operacyjnych przygotowujemy Umowę Partnerstwa i kontrakty terytorialne. Niezależnie od wyników tych prac, już teraz mogę powiedzieć, że fundusze unijne na lata 2014–2020 nie będą łatwymi pieniędzmi. Musimy je wykorzystać jeszcze lepiej niż te z obecnego budżetu. Paradoksalnie, chciałabym, żeby to było ostatnie tak duże wsparcie dla Polski. Oznaczałoby to, że osiągnęliśmy poziom rozwoju pozwalający nam skutecznie konkurować z wysokorozwiniętymi gospodarkami.

Kończy się pula unijnych funduszy na lata 2007–2013. Jak te pieniądze przyczyniły się do rozwoju naszej gospodarki?

Regularnie badamy wpływ dotacji na gospodarkę. W latach 2007–2011 odnotowała ona najwyższe średnioroczne tempo wzrostu w całej Unii Europejskiej. Szacujemy, że około 1 pkt proc. w skali roku to zasługa środków unijnych. Dodajmy, że przez te cztery lata nasze PKB na mieszkańca zbliżyło się do średniej unijnej o ponad 13 pkt proc. – z 52 proc. w 2006 r. do 65 proc. w 2011 r.

Te 240 mld zł unijnych funduszy, na które mamy już podpisane umowy z inwestorami, przekłada się między innymi na ponad 10 tys. km dróg czy prawie 300 tys. miejsc pracy. Ogromne zainteresowanie generują również działające już e-usługi administracji. W 2012 r. złożono w formie elektronicznej ponad 11 mln deklaracji podatkowych, a z wglądu do elektronicznych ksiąg wieczystych skorzystano kilkadziesiąt milionów razy. To tylko przykłady. Ostateczne podsumowania jeszcze przed nami. Proszę pamiętać, że te pieniądze możemy inwestować do końca 2015 r.

Czy podział środków był właściwy, skoro Polska spadła w rankingach innowacyjności?

Nasza pozycja w tych rankingach zmieni się za kilka lat. Jednym z największych wygranych obecnego budżetu są uczelnie i ośrodki badawcze, które stworzyły oraz wyposażyły nowoczesne laboratoria. Dajmy naukowcom czas, aby mogli z nich skorzystać. Z pieniędzy na lata 2014–2020 nie przewidujemy już finansowania infrastruktury uczelni. Będziemy stawiać na komercjalizację wyników badań naukowych. Inna sprawa, że już teraz mamy sporo innowacyjnych projektów, na przykład w medycynie. To u nas powstał innowacyjny tester do wczesnego wykrywania patologii piersi u kobiet. Ze środków unijnych korzysta także znany na całym świecie Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach.

Ostatnio pojawia się sporo zarzutów do sposobu wykorzystania pieniędzy w programie Kapitał Ludzki. Jak można efektywniej wydać te środki? Może powinno być ich mniej?

Wiele z tych zarzutów uważam za niesprawiedliwe. Mamy badania, które pokazują, że ten program działa i jest potrzebny. Niemal 80 proc. firm, które powstały za dotacje z PO KL półtora roku po otrzymaniu dofinansowania wciąż funkcjonuje. Ponad połowa bezrobotnych objętych aktywizacją zawodową znajduje pracę w ciągu 6 miesięcy od zakończenia udziału w projekcie. Zwiększył się również dostęp do edukacji przedszkolnej. W 2004 r. niewiele ponad połowa dzieci w wieku 3–6 lat uczęszczała do przedszkola. Dziś – niemal trzy czwarte. Wbrew obiegowej opinii przedszkola nie są zamykane, gdy wykorzystają finansowanie unijne. Prawie 90 proc. takich ośrodków nadal funkcjonuje. Mamy mnóstwo przykładów dobrych praktyk. Obecnie pracujemy nad następcą PO KL na lata 2014–2020. Szczegóły podamy wkrótce.

Z ostatnich danych Komisji Europejskiej wynika, że Polacy lepiej przygotowują wnioski na dotacje niż średnio przedsiębiorcy w Unii. Jakie są największe problemy naszych beneficjentów?

Faktycznie beneficjenci bardzo dobrze radzą sobie z funduszami. Polska ma bardzo niski odsetek nieprawidłowości. Trudności sprawiały między innymi prawo zamówień publicznych czy przygotowanie dokumentacji środowiskowej inwestycji. Dlatego organizowaliśmy szkolenia z tego zakresu. Zawsze powtarzam, że fundusze unijne nie są łatwym pieniądzem, bo nim nie mogą być. Mówimy o środkach publicznych.