Poniedziałkowy szczyt UE był pokazem europejskiej jedności i solidarności z Niemcami. Ale Unia Europejska jest wciąż na etapie gaszenia pożaru - powiedział we wtorek PAP ekspert ds. polityki europejskiej w Oksfordzie prof. Jan Zielonka.

Ubolewał, że nie uzgodniono tak kontrowersyjnych ale pilnych kwestii jak np. regulacje rynku finansowego - czego zresztą nie było w programie spotkania.

Zielonka nie wykluczył, że proces ratyfikacji paktu okaże się skomplikowany - tak jak było z ostatnimi traktatami UE - a spory na tle podatku od transakcji finansowych i innych kwestii finansowych między eurostrefą, a Londynem znów dadzą o sobie znać.

Wielki kompromis

"Na szczycie kraje UE chciały zademonstrować jedność. Francja ustąpiła w kwestii dopuszczenia państw spoza strefy euro w charakterze obserwatorów do szczytów eurolandu. Nawet (brytyjski premier) David Cameron starał się okazać, że jest solidarny, mimo że pod paktem się nie podpisał. Łatwo sobie wyobrazić, jak zareagowałyby rynki finansowe, gdyby na szczycie wystąpiły głębokie rozdźwięki" - dodał ekspert.

"UE wciąż jest na etapie gaszenia pożaru. Dopiero po jego ugaszeniu będzie można wołać architekta. Niestety po zakończeniu akcji przeciwpożarowej często okazuje się, że trzeba zbudować nowy dom od podstaw" - powiedział.

W. Brytanię czeka izolacja

Z kolei John Palmer - członek zarządu ośrodka badawczego Federal Trust i doradca brukselskiego think tanku European Policy Centre - w rozmowie z PAP ocenił, że Wielka Brytania jest nadal w UE w politycznej izolacji.

"Londynowi będzie bardzo trudno wpływać na kształtowanie polityki europejskiej w różnych dziedzinach zwłaszcza, jeśli Czesi przełamią się i podpiszą pod paktem fiskalnym, co nie jest wykluczone" - zaznaczył. Na poniedziałkowym szczycie Czechy zdecydowały się do paktu nie przystępować.

Uzgodnienie paktu fiskalnego zdaniem Palmera ma duże znaczenie, ponieważ jest to niezbędny krok do osiągnięcia długofalowego celu - unii fiskalnej. Bez dyscypliny paktu czy też porozumienia ws. koordynacji polityk gospodarczych trudno liczyć na to, że Niemcy i Europejski Bank Centralny będą otwarte na ideę euroobligacji - tłumaczy ekspert.

"David Cameron ma ten sam problem z eurosceptykami w jego własnej partii, który mieli liderzy torysów w przeszłości. Jeśli się zachęca do eurosceptycyzmu, jak to robił Cameron, to nie ma co się dziwić, że eurosceptycy czują się ośmieleni" - uważa Palmer.

Eurosceptycy w partii konserwatywnej skrytykowali Camerona za to, że "oddał brytyjskie weto", którego użył w grudniu, oświadczając, że Londyn nie będzie sprzeciwiał się paktowi fiskalnemu, choć sam go nie podpisze.

"Nie będziemy powstrzymywać eurostrefy przed zrobieniem tego, co jest konieczne dla rozwiązania kryzysu tak długo, jak nie szkodzi to naszym narodowym interesom" - oświadczył Cameron.

Lider torysów w Parlamencie Europejskim Martin Callanan tłumaczył telewizji ITV, że Cameron nie miał dobrego wyjścia. Z jednej strony ogranicza go to, że jego koalicyjnym partnerem są proeuropejscy liberałowie, a z drugiej polityczne realia - sprzeciw i tak nie zapobiegłby przyjęciu paktu, bo Wielka Brytania nie należy do strefy euro.

Ponieważ Londyn zablokował na szczycie w grudniu zmianę traktatu UE, nowe zasady wzmacniania dyscypliny finansowej, które mają zapobiec powtórce kryzysu zadłużenia w przyszłości, zostaną wdrożone umową międzyrządową "17" oraz chętnych państw spoza strefy euro. Projekt umowy zakłada, jak domagały się Parlament Europejski i Polska, że "najpóźniej w ciągu pięciu lat" przywódcy spróbują przenieść jej zapisy do traktatu UE, z nadzieję, że kolejny rząd w Londynie tym razem nie powie "nie".