Przejęcie firmy jest w Niemczech trudniejsze niż założenie nowej. W efekcie zniknie 20 tys. przedsiębiorstw.
Do 2014 roku małe i średnie firmy w Niemczech zwolnią nawet do 300 tys. osób. Brakuje też wykwalifikowanych kandydatów do zajęcia kierowniczych stanowisk po szefach odchodzących w najbliższych latach na emeryturę. O problemach z sukcesją w firmach pisze „Spiegel”.
Według Mario Ohovena, szefa niemieckiej federacji małych i średnich przedsiębiorstw (BVMW), kryzys strefy euro to niejedyne zagrożenie dla gospodarki RFN. Według prognoz BVMW w Niemczech coraz trudniej o odpowiednich kandydatów na stanowiska kierownicze.
– Nie uciekniemy przed tym problemem, nie zdołamy go oszukać. Będziemy musieli się z nim zmierzyć – przewiduje Ohoven. Z danych BVMW wynika, że do 2014 roku 110 tys. małych i średnich firm zatrudniających prawie półtora miliona osób będzie musiało znaleźć następcę dla dotychczasowego szefa. – Nie wszystkie przedsiębiorstwa temu podołają – mówi Ohoven w wywiadzie dla bremeńskiego dziennika „Weser Kurier”.
Brak następców to jeden z efektów starzenia się niemieckiego społeczeństwa. Dodatkowo występuje zjawisko znane też w innych krajach: brak odpowiednio wykształconych i doświadczonych kadr, które byłyby w stanie podołać wysokim wymaganiom na wyspecjalizowanych stanowiskach. Wreszcie ważne jest też nastawienie młodych ludzi. Wielu z nich nie chce przejmować firm swoich rodziców. I to wcale nie z powodu wybujałych ambicji. Przekazanie firmy w Niemczech jest bardziej skomplikowane niż założenie nowej.
Efekt jest taki, że w nadchodzących dwóch latach może zostać zamkniętych nawet 20 tys. przedsiębiorstw, przez co na bruku wyląduje 300 tys. pracowników. – Nie wszyscy pracownicy, operacje i usługi mogą zostać przejęte przez inne przedsiębiorstwa – mówi Ohoven.
Według danych z grudnia ub.r. bezrobocie w Niemczech wynosi 6,8 proc. (dane Federalnej Agencji Pracy). Lepsze od RFN pod tym względem są jedynie Holandia, Luksemburg i Austria. Jak pisaliśmy przed kilkoma dniami, taki wynik jest możliwy również z powodu stosowania przez rząd w Berlinie przepisów, które część bezrobotnych wyłączają ze statystyk. Chodzi o ustawę z 2008 roku. Osoby bez pracy po 58. roku życia i pobierające zasiłek Arbeitslosengeld II nie są uznawane za bezrobotne. W ten sposób oficjalne bezrobocie wśród osób powyżej 58. roku życia wynosi 8 proc. Faktycznie jest to prawie 10 proc.
Według Erwerbslosen Forum, jednej z organizacji skupiających osoby pozostające bez pracy, faktycznie bezrobotnych w Niemczech jest 3,86 mln, czyli około 9 proc., a nie 2,88 mln, jak podaje Federalna Agencja Pracy. W urzędowych statystykach nie występuje bowiem nie tylko 100 tys. osób z grupy powyżej 58. roku życia, lecz także m.in. osoby objęte rozmaitymi programami mającymi im pomóc wrócić na rynek pracy.
W ubiegłym roku Niemcy jako jeden z ostatnich krajów w UE otworzyły swój rynek pracy dla gastarbajterów z Europy Środkowej. Nie sprawdziły się jednak alarmistyczne prognozy o exodusie i zalewie Niemiec pracownikami ze Wschodu. Zamiast spodziewanych 500 tys. Polaków za Odrę wyjechało zaledwie 26,3 tys, wynika z raportu norymberskiego Instytutu Badań nad Rynkiem Pracy i Działalnością Zawodową (IAB). Ze wszystkich ośmiu państw Europy Środkowej i Wschodniej, przyjętych do UE w 2004 r., po 1 maja br. do Niemiec przybyło zaledwie 41,5 tys. pracowników.