Najbardziej kreatywne kraje to takie, których potencjał bazuje na technologiach, talentach i tolerancji - wynika z najnowszego badania torontońskiego Martin Prosperity Institute. Polska jest na 41. miejscu.

Martin Prosperity Institute działający przy Rotman School of Management na Uniwersytecie Toronto opracowuje od 2004 r. swój Global Creativity Index (GCI) bazujący na trzech "T".

W rankingu za 2011 r. Polska jest 41., razem ze Słowacją. Pierwsza dziesiątka rankingu to: Szwecja, USA, Finlandia, Dania, Australia, Nowa Zelandia, dalej Kanada i Norwegia, Singapur i Holandia. Ostatnia, 82. w rankingu (tyle krajów badano), jest Kambodża. Szybko rozwijające się kraje grupy BRIC nie są jeszcze wysoko w rankingu: Rosja jest 31, Brazylia - 46, Indie - 50, a Chiny - 58. Ciekawostką nietradycyjnego indeksu jest to, że jest on silnie skorelowany z miernikami takimi, jak równość ekonomiczna, rozwój społeczny czy poczucie szczęścia.

3T: technologia, talent, tolerancja

Pierwsze z badanych "T" to technologia, jako kluczowy czynnik postępu gospodarczego. Mierzono wydatki na badania i rozwój, liczbę pracowników tego sektora i opatentowane innowacje. W tej grupie pierwsza jest Finlandia, potem Japonia, USA, Izrael i Szwecja.

Drugie "T" to talent, określony jako kombinacja poziomu wykształcenia i wielkości klasy kreatywnej, czyli pracowników dziedzin takich, jak badania naukowe, technologie, biznes, ale i opieka zdrowotna, edukacja czy sztuka. Wykwalifikowani pracownicy nie tylko wymyślają nowe maszyny i narzędzia, lecz także nowe produkty i nowe rynki. Pierwsza piątka to: Finlandia, Szwecja, Singapur, Dania, Nowa Zelandia.

Trzecie "T" to tolerancja, ponieważ nowe pomysły powstają najczęściej w miejscach, gdzie akceptuje się różne style poznawcze. Do ustalenia wskaźnika wykorzystano dwa czynniki z sondaży Gallupa: otwarcia na mniejszości narodowe i na społeczność gejów i lesbijek. Pod tym względem pierwsze miejsce przypada Kanadzie, potem są: Irlandia, Holandia, Nowa Zelandia i Australia.

Miasta o największym potencjale rozwoju to...

Badanie Martin Prosperity Institute zainspirowało opiniotwórczy dziennik "The Globe and Mail" do wyszukania najciekawszych, zdaniem dziennikarzy, krajów i miast o wielkim potencjale rozwoju. Wytypowano pięć miast: Tel Awiw, Londyn, Sydney, Sztokholm i Szanghaj.

Izrael, 25. w rankingu, wydaje na badania i rozwój więcej niż jakikolwiek inny kraj - podkreślił "The Globe and Mail". Nawet początkujące firmy zaawansowanych technologii mogą liczyć na pieniądze inwestorów - w pierwszych trzech kwartałach 2011 r. 422 firmy zebrały 1,57 mld w ramach venture capital. O obszarze między Tel Awiwem a Jerozolimą mówi się Silicon Wadi (Dolina Krzemowa).

Londyńskie Doki we wschodniej części miasta to "centrum światowych innowacji". W części zwanej Silicon Roundabout cztery lata temu było 15 firm zaawansowanych technologii, dziś jest ich ponad 500.

Sydney, jak podsumowali dziennikarze, liczy 4,6 mln mieszkańców, ale jeszcze niedawno było traktowane jak lokalne miasteczko. Dziś przyciąga talenty. Plany australijskiego rządu zakładają, że do 2020 r. Australia będzie wiodącą światową gospodarką cyfrową.

Sztokholm ma swoją Wireless Valley w pobliskim Kista. Od 2004 r. liczba firm zaawansowanych technologii wzrosła tam z 4 tysięcy do 8,5 tys.

I wreszcie Szanghaj. Firmy o statusie high-tech płacą tam niższe podatki, 15 proc. zamiast 25 proc. Jednak Chiny wciąż mają problemy z respektowaniem własności intelektualnej.

Rozwój po kryzysie jest możliwy

Badanie, jak napisali jego autorzy, jest próbą oceny, jak po kryzysie może się dalej rozwijać świat. Dlatego właśnie wykorzystano nietradycyjne wskaźniki i szukano inspiracji nie tylko u uznanych ekonomistów. Korzystano zarówno z Josepha Schumpetera, jak i z Karola Marksa - obaj sądzili, że postęp technologiczny umożliwia kapitalizmowi stałą rewolucję.