Zdarza się, że ekonomiści biadolą, iż jakiś kraj ma wysoki deficyt na rachunku bieżącym, i zastanawiają się, czy aby nie wpadnie w kryzys walutowy. Deficyty te podaje się w relacji do wielkości PKB (pisaliśmy o tym: GP 198/2007). Polski deficyt sięga obecnie 3 proc. PKB, a łotewski przekroczył nawet 24 proc. PKB.

Kraj, a ściślej mówiąc rezydenci i władze kraju z deficytem obrotów bieżących, zaciągają kredyt za granicą i odwrotnie - nadwyżka oznacza, że kraj pożycza środki swoim partnerom zagranicznym. Kraj, który ma deficyt, czerpie z oszczędności światowych, może wtedy konsumować albo inwestować więcej, niż wynosi jego aktualny produkt. Jeżeli tylko konsumuje, ryzykuje, że nie będzie miał czym spłacić zaciągniętych długów. Jeśli inwestuje w budowę fabryk, wtedy taki deficyt ma szanse choćby częściowej samospłaty dzięki wyższej produkcji.
Można powiedzieć, że kraj z niedoborem importuje bieżącą konsumpcję i eksportuje konsumpcję w przyszłości, gdyż kiedyś będzie musiał spłacić zadłużenie swoim produktem. Dlatego wysokie deficyty na rachunku bieżącym zazwyczaj rodzą pytanie, czy kraj będzie w stanie spłacać swoje długi, czy przeznacza zagraniczne oszczędności na dostatecznie zyskowne projekty inwestycyjne, czy ich po prostu nie przejada. Jeżeli przyczyną dużego deficytu na rachunku bieżącym jest deficyt handlowy, a zatem znaczna przewaga importu nad eksportem, to inwestorzy zastanawiają się wtedy, czy aby waluta kraju nie jest zbyt mocna i nie powinna ulec osłabieniu. Wtedy poprawiłaby się konkurencyjność cenowa eksportu i pogorszyła konkurencyjność importu, co sprzyjałoby zbilansowaniu obrotów handlowych. W obawie, że waluta kraju może się osłabić, będą wycofywali swoje aktywa z kraju, np. sprzedawali obligacje skarbowe lub akcje, i tym samym wywołają spadek jej kursu. Przede wszystkim z tej przyczyny tak znacznie obniżył się w tym roku kurs dolara do euro, a w ślad za nim - także do złotego. Uznano, że deficyt handlowy w USA jest nadmierny.
W skrajnych przypadkach, kiedy narasta poczucie, że kraj może mieć kłopoty z regulowaniem zobowiązań, inwestorzy wręcz pozbywają się waluty krajowej. Wycofują swoje kapitały na wyścigi i wybucha kryzys walutowy, przez który rozumie się gwałtowny spadek wartości kursu waluty krajowej. Taki kryzys prowadzi zazwyczaj do bardzo wysokiej podwyżki stóp procentowych, aby zachęcić kapitał obcy do pozostania, i w ten sposób stabilizować kurs waluty, bo przecież dziura w bilansie bieżącym nie znika z dnia na dzień. Jeżeli jednak stopy procentowe pozostają na dłużej na niebotycznym poziomie, to dławią wzrost gospodarczy, zaś obniżony kurs waluty wywołuje inflację; gospodarka przechodzi trudny okres.
Maciej Krzak
ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan oraz wykładowcą Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego
Maciej Krzak, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan oraz wykładowcą Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego / DGP