Zapowiedź referendum wzbudziła irytację w Europie. Pojawiły się oskarżenia o złamanie przez Grecję zobowiązań. Ale to na kłamstwie Ateny zbudowały swoje członkostwo w strefie euro.
Jednym z kryteriów konwergencji jest wymóg ograniczenia deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB. Tymczasem do 1995 r. greckie finanse charakteryzowały się dwucyfrowym deficytem. W 2000 r. deficyt w cudowny sposób spadł poniżej 3 proc., dzięki czemu Ateny zostały zaakceptowane jako członek Eurolandu. Audyt przeprowadzony po zwycięstwie wyborczym Nowej Demokracji (ND) w 2005 r. wykazał, że faktyczny deficyt wyniósł więcej, bo 3,38 proc. PKB. Zdaniem ekspertów kreatywne sposoby księgowania mogły umożliwić zmniejszenie deficytu na papierze o 0,7 – 1 proc. PKB.
Sama ND nie była jednak lepsza niż jej socjalistyczni poprzednicy z PASOK. Gdy w 2010 r. lewica wróciła do władzy, okazało się, że deficyt rok wcześniej wyniósł nie 3,7 proc. PKB, jak utrzymywała prawica, ale 12,5 proc. PKB. Wątpliwości wzbudziły też wyliczenia dotyczące 2009 r. (7,7 proc. zamiast 5 proc.). Szok wywołany tą zmianą był przyczyną trwającego po dziś dzień kryzysu zadłużeniowego.
Według krytyków pokrętne działania rządu są przeniesieniem na wyższy poziom zjawiska znanego w Grecji jako fakelaki, polegającego na unikaniu płacenia podatków i wyprowadzaniu środków publicznych. Najnowszym dowodem są badania prof. Iraklisa Polemarchakisa, z których wynika, że w Grecji jest więcej samochodów marki Porsche Cayenne niż podatników deklarujących ponad 50 tys. euro rocznego dochodu.
mwp