Kraje dopłacające do unijnej kasy chcą odchudzenia budżetu UE. Jeśli do tego dojdzie, odbije się to na Polsce, która otrzyma mniej pieniędzy.
Nasz kraj czeka gorąca jesień. Będziemy musieli walczyć o jak najkorzystniejszy kształt unijnego budżetu na lata 2014 – 2020. Wczoraj dziewięć państw będących tzw. płatnikami netto (więcej do budżetu dopłacają, niż z niego otrzymują) złożyło wspólny list postulujący odchudzenie unijnej kasy. Protestują przeciwko wielkości i strukturze projektu wieloletnich ram finansowych na kolejną perspektywę. Krytykują także pomysł Komisji Europejskiej, aby poza budżet wyjąć niektóre unijne fundusze, na które i tak trzeba będzie się składać. Sygnatariusze listu z Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Austrii, Danii, Finlandii, Włoch, Holandii i Szwecji wskazują, że budżet rośnie o 5 proc., a to za dużo. Janusz Lewandowski, komisarz odpowiadający za przygotowanie kolejnego budżetu, uważa, że list to zajęcie pozycji do negocjacji przez tych, którzy dopłacają do kasy UE. Jego zdaniem najważniejsze jest to, że jego autorzy chcą dyskutować na temat szczegółów, a nie podważają projektu w całości. Jednak jego wystosowanie świadczy także o tym, że rośnie determinacja płatników netto, aby ściąć unijny budżet, co odbiłoby się na środkach, które ma otrzymać Polska.
To niejedyne nasze zmartwienie. Wczoraj premier Tusk w Brukseli rozmawiał z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem w sprawie zarządzania strefą euro w kontekście jej wpływu na wszystkie 27 krajów UE. W październiku mają odbyć się dwa szczyty: najpierw ogólnounijna Rada Europejska, a po niej szczyt państw strefy euro, na którym mają zostać wypracowane zasady zarządzania gospodarczego. – Jeśli państwa spoza strefy chcą przedstawić swoje zdanie, zgłosić fundamentalne uwagi na temat tego, co proponujemy, szczyt europejski będzie do tego okazją – powiedział Van Rompuy po spotkaniu z Tuskiem.
Niemcy i Francja chcą, aby to przewodniczący przygotował szczyt strefy, koordynował wypracowanie rozwiązań umożliwiających wzmocnienie wspólnej polityki gospodarczej i stanął potem na czele tzw. rządu eurozony.
Polska i inne kraje, które nie wprowadziły wspólnej waluty, boją się, że będzie to oznaczało powstanie unii dwóch prędkości. Tusk wolałby, aby środki wzmacniające dyscyplinę finansową nie okazały się elementem podziału 27 krajów UE. – Co wydaje się dziś pierwszorzędne z punktu widzenia państw aspirujących do strefy, to aby nowe metody zarządzania gospodarczego Europą wzmacniały jej integrację, a nie dzieliły na dwa różne kluby – mówił Tusk. Nie wiadomo, na ile propozycja Van Rompuya ma charakter kurtuazyjny, a na ile faktycznie pozwoli państwom spoza strefy mieć wpływ na to, co zdecyduje 17 państw mających wspólną walutę.