Od lat ma miejsce w Polsce proces dezorganizacji finansów publicznych. O ile na poziomie krajowym liczba podmiotów wyłączonych poza budżet jest relatywnie niewielka, o tyle w przypadku samorządów mnogość bytów skutecznie utrudnia, a nawet uniemożliwia diagnozę rzeczywistej kondycji ich finansów.
Trudno przesądzać, czy jedyną, a nawet główną siłą sprawczą tworzenia spółek prawa handlowego jest ucieczka przed ryzykiem przekroczenia granicy 60 proc. relacji długu do dochodów. Niemniej jednak wnioski płynące z badania Instytutu Kościuszki „Monitoring zadłużenia miast wojewódzkich” dowodzą, że im gorsza sytuacja finansowa JST (innymi słowy im bliżej ustawowej bariery), tym stopień ukrytego w spółkach deficytu budżetowego jest większy. O ile oficjalnie wszystkie miasta wojewódzkie w Polsce utrzymują swoje zadłużenie w ryzach, to działalność ich spółek generuje tak duży dług, że ponad połowa badanych JST przekraczałaby nałożony na nich próg bezpieczeństwa. Co więcej, wskaźniki zadłużenia dla trzech miast wynoszą powyżej 90 proc. Średni poziom zadłużenia rośnie po uwzględnieniu zobowiązań spółek miejskich z 49 proc. do 68 proc., a więc o 19 punktów procentowych. W wartościach bezwzględnych to ponad 7,7 mld zł. Tak dużych różnic nie można uznać za błąd statystyczny, ale należy potraktować jako pretekst do dyskusji nad jawnością finansów publicznych na poziomie samorządowym.
Niestety znacznie gorzej wygląda kwestia zrównoważenia miejskich budżetów, na płaszczyźnie zarówno oficjalnych wyników, jak i przyrostu zadłużenia spółek. W oczy rzuca się przede wszystkim ogromne zróżnicowanie deficytów budżetowych – od niemalże zera do blisko 30 proc. dochodów, a w rzeczywistości – 35 proc. W trzech miastach rzeczywiste deficyty są ponad dwukrotnie większe od oficjalnych, w Krakowie relacja ta wynosi aż 13. Stolica małopolski ma przy tym najwyższy poziom zadłużenia.
Instytut Kościuszki diagnozuje tę sytuację jako przejaw braku realizacji zasady jawności, przejrzystości i jasności finansów publicznych, postuluje zmianę obowiązującego prawa i zobligowanie samorządowców do jednolitego raportowania sytuacji finansowej wszystkich podległych im jednostek, niezależnie od ich formy prawnej. Równolegle należy rozważyć zasadność utrzymywania sztucznego progu zadłużenia w jego obecnym kształcie. Zaliczenie zobowiązań spółek przy jednoczesnym pozostawieniu owej granicy sparaliżuje funkcjonowanie większości stolic województw. Jakie są skutki takiego stanu rzeczy? Po pierwsze, nagłe zmiany zasad liczenia długów JST, podczas gdy te balansują na krawędzi nadmiernego zadłużenia, mogą wymusić ostre cięcia wydatków, głównie inwestycyjnych współfinansowanych z funduszy unijnych. Przykładem jest choćby rozporządzenie z samego końca grudnia, zgodnie z którym za dług uznaje się zobowiązania powstałe w wyniku m.in. zawarcia umów leasingowych – dotąd nie wliczanych do zadłużenia. Jednocześnie może to poważnie utrudnić wypełnienie kryteriów konwergencji z Maastricht. Po drugie, pomysł wprowadzenia maksymalnego poziomu deficytu w relacji do dochodów (4 proc.) należy postrzegać w ciemnych barwach, biorąc pod uwagę obecne poziomy: prawie żadne miasto wojewódzkie nie spełniłoby tego warunku. Po trzecie, spółki mają gorszy dostęp do finansowania zewnętrznego niż samorządy, przez co płacą większe odsetki od zaciągniętych kredytów. Po czwarte, spółki miejskie świadczą w większości przypadków usługi komunalne – wrażliwe dla społeczeństwa. W skutek nadmiernego zadłużenia mogą one zostać zmuszone do podniesienia opłat, co bezpośrednio dotknie mieszkańców miast (np. 100-proc. podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej w Warszawie).