Liczba zatrudnionych w mikroprzedsiębiorstwach spadła w zeszłym roku o 4,2 proc. We wrześniu zatrudnienie było o 1,8 proc. wyższe niż rok wcześniej, ale niepewna sytuacja gospodarcza nie musi oznaczać długotrwałego wzrostu.
Liczba zatrudnionych w mikroprzedsiębiorstwach spadła w zeszłym roku o 4,2 proc. We wrześniu zatrudnienie było o 1,8 proc. wyższe niż rok wcześniej, ale niepewna sytuacja gospodarcza nie musi oznaczać długotrwałego wzrostu.
Z wczorajszych danych GUS wynika, że liczba mikroprzedsiębiorstw w ub.r. spadła o 6,4 proc. W tym roku z trudem utrzymują się na powierzchni.
Małe firmy (do dziewięciu osób) – zatrudniają ponad 3,5 mln pracowników, czyli ponad połowę wszystkich pracujących. Dlatego ich kondycja jest kluczowa dla polskiej gospodarki. Z danych GUS wynika, że w ub.r. liczba zatrudnionych spadła o 4,2 proc. To dużo gorzej niż w całej gospodarce, gdzie wzrost bezrobocia wynosił 2,4 proc.
We wrześniu 2010 r. zatrudnienie było o 1,8 proc. wyższe niż rok wcześniej. To jednak nie musi oznaczać długotrwałego wzrostu, bo niepewna jest sytuacja gospodarcza. Obecne tempo jej wzrostu nie gwarantuje spadku bezrobocia poniżej 11 – 12 proc. Okresowo może być ono nawet wyższe. Już teraz widać, jak słabnące oddziaływanie czynników sezonowych powoduje spadek popytu na pracę. W stosunku do sierpnia zatrudnienie we wrześniu zmalało o 0,2 proc. Powoli kończą się prace polowe w rolnictwie, do zimy szykują się ogrodnicy i budowlańcy.
Wolno rośnie także przeciętne wynagrodzenie. We wrześniu było ono o 3,7 proc. wyższe niż we wrześniu 2009 r. i wyniosło 3403 zł. To jednak nie przekłada się bezpośrednio na kondycję małych firm, bo one obecne ożywienie odczują z kilkumiesięcznym opóźnieniem.
– Na poprawę muszą poczekać mniej więcej do końca roku – twierdzi dr Jacek Adamski, dyrektor departamentu ekonomicznego PKPP Lewiatan. – Są bardziej uzależnione od popytu wewnętrznego i zamówień większych firm – dodaje. Tymczasem wzrost w Polsce w znacznym stopniu jest wynikiem dobrej koniunktury w Niemczech i eksportu. Konsumpcja wewnętrzna rośnie niemrawo, bo i płace rosną powoli. Polacy ciągle obawiają się wybuchu wysokiego bezrobocia, wolą więc oszczędzać i ograniczyć wydatki do niezbędnego minimum.
– W najbliższych latach polski PKB będzie rósł w tempie w tempie nieprzekraczającym 3 – 4 proc. – mówi Krzysztof Rybiński, profesor Szkoły Głównej Handlowej. Jego zdaniem bez ograniczenia wydatków budżetowych nie ma szans na znaczące przyśpieszenie. Na dodatek rząd zapowiada podwyżkę podatków, która przełoży się na domowe budżety, a więc spowoduje dalsze zmniejszenie konsumpcji. Impulsem do poprawienia koniunktury byłyby inwestycje dużych firm, ale te zwlekają, bo nie wiedzą, jaka będzie sytuacja gospodarcza za pół roku czy rok.
Ekonomiści ciągle straszą pogorszeniem się światowej koniunktury. A jeśli tak się stanie, to zdaniem Rybińskiego nie tylko nie mamy szans na poprawę sytuacji w kraju, ale też na utrzymanie obecnego tempa rozwoju. Wahnięcie koniunktury pierwsze odczują właśnie małe firmy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama