Prawie 77 mln zł straciły w 2009 r. PKP Intercity. Po sześciu miesiącach tego roku wynik jest jeszcze gorszy – ponad 100 mln zł na minusie.
„DGP” jako pierwszy poznał oficjalne wyniki PKP Intercity za 2009 r. Są fatalne. Firma straciła 76,8 mln zł. To najgorszy wynik od lat. W tym roku zapaść się pogłębia.
– Wynik finansowy w pierwszym kwartale 2010 r. był gorszy niż w całym 2009 r. – mówi „DGP” Grzegorz Mędza, prezes PKP Intercity, który stanowisko objął na początku kwietnia. Do wakacji strata przekroczyła 100 mln zł, mimo że spółka w drugim kwartale zwiększyła przychody o 66 mln zł i miała o 17 mln zł niższe koszty operacyjne.

Zabójcza konkurencja

Jako główny powód dramatycznej sytuacji Grzegorz Mędza podaje konkurencję z Przewozami Regionalnymi (PR), należacymi do samorządów. – Od grudnia ubiegłego roku musimy rywalizować o tego samego klienta. Od tej konkurencji pasażerów nie przybyło, natomiast zmniejszyły się nasze przychody – mówi prezes PKP Intercity.
Liczby nie kłamią. Tanie połączenia InterRegio, którymi PR podbiły rynek, generują dziś już 20 proc. przychodów spółki, zapewniając im 9 z 44 mln zł wpływów miesięcznie. PKP Intercity traci z tego tytułu więcej, bo spółka na tych samych trasach sprzedawała droższe bilety.

Pomysły na zarobek

Firma chce jednak walczyć o klienta, porządkując i upraszczając ofertę. Pociągi Express Intercity mają być przeznaczone głównie dla klienta biznesowego i z klasy średniej. Z oferty nie znikną Tanie Linie Kolejowe, ale marka będzie bardziej niż dotychczas przeznaczona dla klienta, który nie rezygnując z komfortu, chce za przejazd zapłacić mniej niż w ekspresach.
– Chcemy budować program lojalnościowy oparty na systemie rabatowym dla stałych klientów – zapowiada Grzegorz Mędza.
Receptą na wyjście z kryzysu ma być przede wszystkim głęboka restrukturyzacja. Zarząd zaczął rozmowy ze związkami w sprawie programu dobrowolnych odejść.
Firma, idąc śladem PKP Cargo, zamierza także zaoszczędzić miliony na naprawach taboru. – Będziemy je wykonywać w większym stopniu własnymi siłami – zapowiada szef PKP Intercity. Roczne oszczędności z tego tytułu mają sięgać nawet 70 mln zł.



Przewoźnik chce także pozbyć się zbędnego taboru. Na żyletki w ciągu dwóch lat zostanie przerobionych tysiąc nienadających się do eksploatacji wagonów, czyli co trzeci należący do firmy. Pozwoli to zarobić nawet 25 mln zł. PKP Intercity ograniczą także koszty związane z dzierżawą torów, na których stoi teraz nieczynny tabor.
Cięcia dotkną także kas. Spółka nie zdradza, ile ich zamknie, ale obiecuje, że w zamian pasażerowie dostaną możliwość kupienia biletu u konduktora. 300 terminali obsługujących karty płatnicze trafi do drużyn konduktorskich jeszcze w tym roku.

Brakujące miliony

Mimo kłopotów finansowych spółka nie wycofuje się z ciągnącego się drugi rok zakupu superszybkich pociągów. Jeszcze jesienią chce zamówić nowoczesne składy za ponad 400 mln euro. Jedyne pewne środki to 200 mln euro z unijnych funduszy. Kolejne 200 mln euro z Europejskiego Banku Inwestycyjnego pomogłoby spiąć finansowo projekt. PKP Intercity wciąż nie mają tych pieniędzy. Bank postawił bowiem warunek: wieloletnia umowa z Ministerstwem Infrastruktury na świadczenie usług w transporcie zbiorowym.
– Umowa jest w przygotowaniu. Chcielibyśmy zakończyć prace nad nią do końca miesiąca – mówi „DGP” Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu.
Grzegorz Mędza potwierdza: – W ciągu dwóch tygodni będę już wiedział, czy umowę uda się uzgodnić przed wyznaczonym na 8 września terminem składania ofert przez producentów nowych pociągów. Jeżeli się to nie uda, przesuniemy go. Firmy muszą mieć pewność, że projekt będzie realizowany – mówi Grzegorz Mędza. Zapewnia, że z umową na przewozy uzyskanie kredytu w EBI będzie formalnością.
Eksperci patrzą na program restrukturyzacji ciepłym okiem, ale wskazują jego słabsze strony. – Po czterech miesiącach urzędowania nowego prezesa powstał plan na najbliższe miesiące. Spółka jak najszybciej potrzebuje długofalowej strategii z dużym rozmachem. Tego na razie nie widać – mówi nam Jakub Majewski, ekspert rynku kolejowego.