Chiny i Tajwan, które przez 60 lat nie utrzymywały ze sobą żadnych relacji – podpisały wczoraj porozumienie handlowe.
– To kluczowy moment w rozwoju naszych długoterminowych kontaktów – mówił po podpisaniu ramowego porozumienia o współpracy gospodarczej (ECFA) wysłannik Tajpej Chiang Pin-kung. – Ono przyniesie równe korzyści obu stronom – podkreślał przedstawiciel Pekinu Chen Yunlin. Politycy po złożeniu parafek uścisnęli sobie ręce, wymienili się podarunkami i wznieśli toast.
Dzięki ECFA 23-milionowy Tajwan, którego gospodarka jest niemal całkowicie uzależniona od eksportu, zyska o wiele lepszy dostęp do największego rynku świata. Zmniejszone lub zniesione zostaną cła i opłaty graniczne na setki produktów, inwestorzy z wyspy będą mogli działać w branży bankowej i ubezpieczeniowej. Prognozuje się, że obroty między Chinami a Tajwanem, które obecnie wynoszą rocznie ok. 110 mld dol., w najbliższych latach wzrosną co najmniej kilkakrotnie.
Jednak znacząca część Tajwańczyków uważa, że Chiny podpisały umowę o współpracy dla osiągnięcia swojego głównego politycznego celu – podporządkowania sobie wyspy, na którą w 1949 r. uciekli zwolennicy Czang Kaj-szeka po przegranej walce z komunistycznymi wojskami Mao Zedonga i którą Pekin uważa za zbuntowaną prowincję. – Tu chodzi jedynie o zwiększenie naszej zależności od kontynentalnych Chin – nie ma wątpliwości Chih-cheng Lo z Soochow University w Tajpej.
Pekin umiejętnie postawił Tajwan pod ścianą. W styczniu podpisał umowę o wolnym handlu z państwami Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), która do minimum ogranicza cła w całym regionie. Tajpej nie miało więc wyjścia i musiało przystać na gospodarcze porozumienie z Chinami, bo inaczej zostałoby wypchnięte z lukratywnego rynku przez produkty z Tajlandii, Malezji czy Filipin. Zwłaszcza że USA, główny sojusznik Tawjanu, z coraz większą niechęcią udzielały poparcia poprzednim władzom wyspy, które co kilka miesięcy mówiły o ogłoszeniu niepodległości. Na to Chiny tradycyjnie reagowały wojskowymi manewrami i groźbami inwazji. Jak złowrogie memento dla Tajwanu mogą w tej sytuacji brzmieć słowa chińskiego prezydenta Hu Jintao, który pod koniec ubiegłego roku powiedział, że zasada „jeden kraj, dwa systemy” – która tak dobrze sprawdziła się w przypadku przejęcia Hongkongu od Wielkiej Brytanii – nadal może zostać użyta.