Wczoraj po raz pierwszy od dziesięciu dni euro znów osłabiło się do dolara. Wszystko przez pogłoski o możliwym bankructwie Hiszpanii.
I o tym, że pieniądze na jej ratowanie mają pochodzić z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, który dysponuje 750 mld euro. I służy ratowaniu państw Eurolandu przed bankructwem. Niedawno swoją pomoc w ratowaniu unijnych bankrutów oferowały również dwa państwa spoza unii walutowej – Polska i Szwecja. Przy założeniu, że Warszawa na tych samych zasadach co państwa Eurolandu pomaga Madrytowi, z podawanej przez Agencję Reutera kwoty 250 mld dol. 10 mld pochodziłoby z Polski.
Problemy Hiszpanii to efekt chwiejącego się w tym kraju systemu bankowego.

Problemy banków topią Hiszpanię

Madryt będzie się starał w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i Unii o linię kredytową wartą 250 mld euro. Komisja Europejska przekonuje, że Hiszpania nie jest bankrutem. Jednak wczoraj wspólna waluta i tak zaczęła tracić

Hiszpański system bankowy chwieje się, a państwu grozi powtórka scenariusza greckiego. Takie informacje podane przez „Financial Timesa” i madrycki dziennik „El Economista” spowodowały, że wczoraj po trwającej 10 dni zwyżce euro znowu zaczęło słabnąć do dolara. Inwestorzy obawiają się, że Madryt już w piątek wystąpi o pomoc w uniknięciu bankructwa do UE i MFW. Agencja Reutera informuje, że linia kredytowa dla Hiszpanii jest warta 250 mld dol. i pochodzi z tzw. Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (EMS), który łącznie jest wart 750 mld euro.

Polska i Szwecja, dwa kraje spoza strefy euro, niedawno deklarowały, że są skłonne pomagać przy ratowaniu unijnych bankrutów. Przy założeniu, że Warszawa na tych samych zasadach co państwa Eurolandu pomaga Hiszpanii, z podawanej przez Reutera kwoty 250 mld dol. 10 mld pochodziłoby z Polski.

Panika tuż przed szczytem UE

Złe wiadomości pojawiły się na kilka godzin przed rozpoczęciem szczytu unijnego, na którym dyskutowano, jak wzmocnić euro i ratować chwiejące się gospodarki. Jednak rzecznik Komisji Europejskiej Amadeu Altafaj w stanowczych słowach zaprzeczał wczoraj tym informacjom.

– Kłopoty hiszpańskiej gospodarki są realne. Banki kraju, a przede wszystkim BBVA, druga co do wielkości instytucja finansowa Hiszpanii, są w tak złej sytuacji, że nikt nie chce im pożyczać. Rząd nie może tak jak w ubiegłym roku wyłożyć na ten cel pieniędzy, bo sam musi oszczędzać – mówi „DGP” Marco Incerti, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych CEPS.



Problematyczne banki

W szczególnej złej kondycji są regionalne banki hiszpańskie, tzw. caja. Udzieliły one na dużą skalę kredytów na zakup mieszkań. Dziś jednak wiele z nich jest nie do spłacenia, bo w kraju, gdzie bezrobocie przekracza 20 proc., miliony Hiszpanów straciły dużą część dochodów. A przejęcie kredytowanych mieszkań też wiele nie zmienia, gdyż ich ceny w ubiegłym roku gwałtownie się załamały.

W ostatnich tygodniach hiszpański parlament przegłosował dwa plany oszczędnościowe na najbliższe cztery lata o łącznej wartość 65 mld euro. Zdaniem Komisji Europejskiej to jednak za mało.

– Konieczne są dalsze cięcia, aby deficyt budżetowy spadł poniżej 3 proc. PKB – powiedział we wtorek komisarz ds. finansowych Unii Olli Rehn.

Bruksela namawia kraje UE do forsownych oszczędności, aby uspokoić rynki, że finanse publiczne nie wymkną się spod kontroli i kryzys zapoczątkowany w Grecji nie ogarnie całej Unii. W tej sytuacji hiszpańskim bankom pozostało już tylko jedno wyjście, aby zachować płynność: sięgnąć po wsparcie Europejskiego Banku Centralnego. Tylko w maju pożyczyły one EBC 86 mld euro, dwa razy więcej niż miesiąc wcześniej. – EBC nie będzie jednak bez końca udzielał takich pożyczek, bo narazi się na zarzuty, że drukuje pusty pieniądz i sprzyja zwiększeniu inflacji – podkreśla Incerti.

Budżety do kontroli

Dziś sytuacja finansowa Hiszpanii będzie jednym z głównych przedmiotów obrad szczytu przywódców UE w Brukseli. Mają oni ustalić, do jakiego stopnia Unia będzie miała wpływ na kształt budżetu każdego z państw Unii.

Część analityków jednak uspokaja. – Hiszpania przechodzi trudności. Ale w perspektywie 5 – 10 lat hiszpański rząd przeprowadzi niezbędne reformy strukturalne – przede wszystkim rynku pracy – i kraj zacznie znowu szybko się rozwijać – mówi „DGP” Kenneth Orchard, wiceprezes agencji ratingowej Moody’s.

Korespondencja z Brukseli