Po wyborach prezydenckich w Polsce Rosja ma przedstawić szczegóły propozycji w sprawie wspólnej budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim – twierdzą rosyjskie media.
Po wyborach prezydenckich w Polsce Rosja ma przedstawić szczegóły propozycji w sprawie wspólnej budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim – twierdzą rosyjskie media.
Jeśli Warszawa przyłączy się do projektu, zagrożone będą podobne plany Litwy i Białorusi. Pod znakiem zapytania stanie także budowa dwóch podobnych siłowni w Polsce.
Według planów, na stosunkowo niewielkim obszarze ma powstać pięć elektrowni atomowych: dwie w Polsce i po jednej na Litwie, Białorusi i w Rosji. To zdecydowanie za dużo. Jedna tylko elektrownia w rosyjskim Niemanie wytworzy pięciokrotnie więcej energii niż zużywa zamieszkany przez 940 tys. ludzi obwód. Pierwszy blok o mocy 1,15 GW ma powstać do 2016 r. Drugi o takiej samej mocy dwa lata później. Nadmiar energii Rosjanie chcą sprzedawać Unii Europejskiej. Dlatego pod koniec maja Moskwa zaproponowała ministrowi infrastruktury Cezaremu Grabarczykowi 49 proc. udziałów w elektrowni, której budowa ma kosztować 5 mld euro (specjaliści przypuszczają, że to zaniżone szacunki).
Wcześniej Rosjanom odmówiła Litwa. – Nie rozważamy możliwości włączenia się do konkurencyjnych projektów – uciął premier Andrius Kubilius. – Skoro sami budujemy taką elektrownię, nie możemy się podłączać pod projekt, który będzie w przyszłości konkurował z naszym – mówi nam Sigitas Rimkeviczius z Litewskiego Instytutu Energetycznego.
W regionie rozpoczął się prawdziwy wyścig z czasem. Kto przegra rywalizację, tego projekt może się okazać nieopłacalny ekonomicznie. „Po zbudowaniu rosyjskiej elektrowni nasi bałtyccy sąsiedzi nie zbudują własnej przez kolejne 50 lat” – pisze rosyjski ekspert Wadim Ponomariow. Więcej optymizmu zachowuje Rimkeviczius. – Jeśli założyć, że ceny gazu i ropy będą nadal rosły, w perspektywie kilku dekad nawet budowa pięciu elektrowni nie musi się okazać nieopłacalna – mówi. Jednak nawet on nie daje na to gwarancji.
Na razie Litwini muszą zdemontować starą elektrownię, z czym są ogromne problemy. Białorusini ustalili dopiero miejsce pod inwestycję, a Polska nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji w tej kwestii. Na czele stawki są Żarnowiec i Kopań.
W tej sytuacji Rosjanie wysunęli się na prowadzenie. Co prawda wciąż nie ma ani kosztorysu, ani studium wykonalności elektrowni w Niemanie, ale projekt ma gwarancje państwa. Poza tym jego ukończenie znakomicie wpisuje się w kremlowską strategię ekspansji energetycznej w naszym regionie. Gdyby udało się podłączyć elektrownię w Niemanie do polskiej sieci przesyłowej, Moskwa wprowadziłaby swój prąd na rynki unijne. Bez współpracy z Warszawą może się to okazać niemożliwe. Z kolei polsko-rosyjski most energetyczny utrudni planowaną od lat budowę podobnego mostu na linii Ełk – Olita. Wreszcie projekt bałtyckiej elektrowni może zniweczyć wileńskie dążenia do budowy elektrowni w Wisagini.
Polsko-rosyjska współpraca wokół elektrowni w Niemanie w sprzyjających okolicznościach może się okazać dla Polski opłacalna ekonomicznie (prąd z atomu w 2030 r. ma być dwukrotnie tańszy niż z węgla). Z pewnością jednak nie będzie opłacalna politycznie. Jedną z przyczyn budowy elektrowni atomowych na terenie Polski miało być zmniejszenie uzależnienia od importowanych z Rosji surowców kopalnych. W tej sytuacji podłączenie się pod rosyjską elektrownię mija się z celem.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama