Zamiast budżetu za inwestycje mogą zapłacić prywatni inwestorzy. Lech Witecki, szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, nie wyklucza zmiany sposobu finansowania centralnego odcinka trasy A1.
Chodzi o 82 km trasy z podłódzkiego Tuszyna do Częstochowy. Niewykluczone, że za prywatne pieniądze mógłby powstać również dalszy fragment A1 aż do Pyrzowic o długości 57 km.
Cały 180-km odcinek A1 ze Strykowa na Śląsk miał do Euro 2012 zaprojektować i zbudować prywatny koncesjonariusz – spółka Autostrada Południe (AP), której udziałowcami są hiszpańskie firmy Cintra oraz Ferrovial, a także polski Budimex kontrolowany przez tę drugą spółkę. AP w zamian za zrealizowanie inwestycji z własnych środków miała później czerpać zyski z zarządzania trasą. Z powodu fiaska rozmów z bankami w sprawie pozyskania ok. 7 mld zł nie była jednak w stanie rozpocząć budowy.

Zmiana zasad

Dlatego zimą Generalna Dyrekcja ogłosiła, że przed Euro 2012 droga powstanie za pieniądze z budżetu państwa. Tymczasem, jak napisaliśmy w „DGP” w ubiegłą środę, GDDKiA jest skłonna odsunąć rozpoczęcie budowy fragmentu autostrady A1 z Tuszyna do Częstochowy. Powody takiej decyzji są dwa. Po pierwsze rząd nie chce rozgrzebywać sporego fragmentu gierkówki łączącej stolicę ze Śląskiem, której śladem ma biec nowa autostrada. Po drugie w kasie państwa brakuje na nią pieniędzy.
Dlatego podczas Kongresu Gospodarczego 2010 w Katowicach Lech Witecki zapowiedział, że do lipca drogowcy ogłoszą jedynie przetargi na zaprojektowanie trasy z Tuszyna do Pyrzowic, ale wstrzymają się z wyborem wykonawców. To wyraźna zmiana dotychczasowych zasad działania rządowej agencji, która najchętniej wytycza teraz nowe drogi w systemie zaprojektuj i buduj. W tym przypadku cała odpowiedzialność za przygotowanie i realizację trasy spada bowiem na wykonawcę, z którym Generalna Dyrekcja podpisuje kontrakt. W ten sposób powstają m.in. autostrady A2 z Łodzi do Warszawy oraz z Rzeszowa do granicy z Ukrainą.
Identyczny schemat jest w przypadku 41 km autostrady A1 ze Strykowa do Tuszyna. W kwietniu GDDKiA ogłosiła przetargi. Umowa będzie podpisana na początku 2011 roku, a prace ruszą późną jesienią. Kierowcy nową drogą pojadą dopiero w trzecim kwartale 2013 roku.



W PPP może być taniej

Jak jednak podkreśla Lech Witecki, powrót do koncepcji budowy polskich dróg w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego uzależniony jest od postawy banków, które współfinansują takie projekty.
Szef GDDKiA nie wyklucza, że projekty PPP jeszcze się pojawią. Nie będzie jednak z tym łatwo.
– W przypadku ostatnich dwóch umów koncesyjnych zaangażowaliśmy się w rozmowy z bankami po stronie prywatnej po to, żeby się przekonać, czy jest szansa na zamknięcie finansowe dla tych projektów. Ściana, z którą się spotkaliśmy ze strony instytucji finansowych, była nie do przejścia – tłumaczy Lech Witecki.
Według niego paraliż spowodowany przez ubiegłoroczny kryzys powoli mija.
– Oczekujemy, że banki będą zabiegały o możliwość budowania w PPP. W ten sposób mogłaby powstać m.in. dalsza część autostrady A2 za Warszawą w kierunku wschodnim – mówił podczas katowickiego Kongresu Gospodarczego dyrektor Witecki.
Edmund Kubeczka, dyrektor zarządzający sektorem budowlanym w ING Banku Śląskim, twierdzi, że banki chętniej niż rok temu finansują wielkie projekty.
– Problemy, jakie obserwowaliśmy na rynku w 2009 roku, m.in. z wysokimi marżami, powoli zaczynamy mieć za sobą. Projekty PPP znów mają swoją przyszłość – mówi Edmund Kubeczka.
W opinii Artura Fojuda, prezesa spółki Fojud, która doradza przy realizacji inwestycji infrastrukturalnych, w Polsce jak najszybciej powinno się wrócić do PPP.
– Od 2009 roku połowa nakładów na drogi pochodzi z emisji obligacji. Koszty ich obsługi i wykupu będą rosły w zastraszającym tempie – ostrzega Artur Fojud.
Budowanie autostrad za pieniądze spoza budżetu rzeczywiście słono kosztuje. Na obsługę i wykup obligacji będzie trzeba w tym roku wydać ponad 1,5 mld zł, ponadczterokrotnie więcej niż w ubiegłym, a w kolejnych latach jeszcze więcej.