Makro Cash and Carry rozkręca system bonusów dla polskich niezależnych sklepów detalicznych. Fala szkoleń ma zwiększyć liczbę jego klientów.
– Pozyskaliśmy pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. W ramach projektu do 2011 roku przeprowadzonych zostanie ponad 400 szkoleń dla ponad 7 tys. uczestników. Są one bezpłatne – mówi Magdalena Figurna z Makro Cash and Carry Polska.

Walka o przyszłość

W zeszłym roku w szkoleniach, które uczą m.in. tego, jak przeprojektować sklep, by stał się bardziej nowoczesny i wygodny, wzięło udział 5 tys. osób. W pierwszym kwartale tego roku przystąpił do nich kolejny tysiąc przedsiębiorców.
Makro dba o umocnienie pozycji niezależnych handlowców, bo walczy o swoją przyszłość. Małe sklepy to grupa docelowa dla tego dystrybutora. Tymczasem z roku na rok ubywa ich 5 – 6 tys. Jak pokazują badania Euromonitor, wpływ na to mają rosnące w siłę dyskonty, supermarkety i hipermarkety. Według badań każdy z tych segmentów urósł w zeszłym roku od 5 do ponad 11 proc.
Do tego każdy z nich coraz aktywniej działa na rynkach do niedawna zdominowanych przez niezależny polski handel. Tak robią na przykład Tesco, Intermarche czy Carrefour, które za główny cel ekspansji obrały sobie otwieranie placówek na osiedlach mieszkaniowych.
– W starciu z gigantami małe polskie sklepy nie mają szans. By ratować się przed upadkiem, przystępują do jednej z funkcjonujących na rynku sieci – mówi Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.



Niskie ceny

Mogłyby natomiast działać dalej, jeśli zapewniłyby sobie konkurencyjne ceny. Szczególnie że, jak wynika z danych Pentora, polscy konsumenci są oszczędni i coraz chętniej robią zakupy w małych osiedlowych sklepikach. Dzięki temu wydają jednorazowo mniej pieniędzy oraz unikają kupowania na zapas. Według Pentora aż 79 proc. konsumentów deklaruje, że na zakupy chodzi do sklepów oddalonych nie więcej niż 10 minut drogi od ich miejsca zamieszkania.
Makro nie zamierza oddawać pola hipermarketom, dlatego ruszyło do walki o niskie ceny w małych polskich sklepach. Temu celowi ma służyć akcja pod hasłem „Gwarancja najniższej ceny”.
– Oferujemy zwrot różnicy, w sytuacji gdy cena produktu w innej hurtowni jest niższa niż oferowana przez naszą sieć. Gwarancja dotyczy również promocji prowadzonych przez konkurencyjne firmy – mówi Magdalena Figurna.
W zachowaniu niskich cen handlowcom ma pomóc także system bonusowy obejmujący wszystkie produkty oferowane w hurtowniach Makro. Dzięki niemu nabywcy mogą uzyskać rabat w wysokości do 5 proc.

Droższe przejęcia

Makro stawia też na rozwój placówek mniejszego formatu. Pierwsza została otwarta w zeszłym roku w Tarnowie. Jak dowiedział się „DGP”, druga ruszy na początku przyszłego tygodnia w Lesznie.
Czy działania Makro spowolnią konsolidację polskiego rynku detalicznego? Zdaniem analityków nie jest to wykluczone. Jednak nie da się odwrócić kierunku, w jakim zmierza polski handel. Będzie on jednak korzystniejszy dla polskich kupców.
– Na pewno niezależni handlowcy staną się bardziej łakomym kąskiem dla sieci. Ale też droższym. Sieci będą musiały więcej zaoferować małym sklepom, by je skłonić do wstąpienia w ich szeregi. Handlowcy zawsze będą mogli powiedzieć: jak ma być biednie, to wolę zostać na swoim – mówi Andrzej Faliński.
Nie znaczy to jednak, że Makro za kilka lat nie będzie miało klientów.
– Niezależny handel nigdy nie zniknie z rynku. Nawet jeśli liczba sieci wzrosłaby trzykrotnie – uważa Adam Wroczyński z Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych.
Dlatego – dodaje – coraz więcej hurtowni zabiega o polskie małe sklepy, którym proponują przede wszystkim atrakcyjne ceny.