Jeszcze w ubiegłym roku producenci aut narzekali na najgłębszą dekoniunkturę w historii motoryzacji. Dziś, dzięki rosnącemu w rekordowym tempie rynkowi chińskiemu, znów zarabiają. O panowanie na rynku Państwa Środka najbardziej zabiega niemiecki Volkswagen. Podobne plany ma amerykański General Motors..
VW chce przeznaczyć na inwestycje w Państwie Środka 6 mld euro. – Chiny to dla nas rynek przyszłości – ogłosił właśnie szef niemieckiego Volkswagena Martin Winterkorn. Uzasadnił w ten sposób zwiększenie budżetu.
Trudno dziwić się temu zapałowi do inwestowania. Największy europejski koncern samochodowy sprzedał w Chinach w pierwszym kwartale 2010 r. aż 457 tys. pojazdów (licząc razem z należącymi do wolfsburskiej firmy markami Audi oraz Skoda), notując imponujący wzrost sprzedaży rzędu 60 proc. Zgodnie z zapowiedzią swojego prezesa VW nie zamierza jednak na tym poprzestać. W roku 2013 chce ruszyć z masową produkcją samochodu napędzanego energią elektryczną. Jego prototyp VW Elektro-Lavidę (bazującą na Golfie) można obecnie oglądać na trwających do 2 maja targach samochodowych w Pekinie. – Do końca 2018 r. chcemy być na rynku elektroaut absolutnym liderem – powiedział Winterkorn.
To nie koniec planów. Do końca 2010 r. Niemcy chcą wprowadzić na chiński rynek siedem nowych modelów aut lepiej niż dotychczas dostosowanych do lokalnych warunków. Będą one produkowane wyłącznie w chińskich fabrykach. VW sprzedaje tę strategię pod hasłem: regionalne samochody dla chińskich regionów. Chce w ten sposób wzmocnić swoją obecność na południu kraju, gdzie dotąd dominowali konkurenci.

Przełamać dominację GM

Głównym celem ofensywy Volkswagena jest przełamanie dominacji amerykańskiego General Motors, który w pierwszym kwartale 2010 r. pochwalił się sprzedaniem na rynku chińskim 623 tys. aut (wzrost rzędu 71 proc.). Oznacza to, że podczas gdy w USA koncern z Detroit walczy o finansowe przetrwanie, w Chinach najpewniej przekroczy w tym roku magiczną granicę 2 mln aut. I to o cztery lata wcześniej, niż zapowiadały optymistyczne przedkryzysowe założenia centrali. GM jak na razie bije VW bardziej przystępną ceną i lepiej rozwiniętym rynkiem samochodów dostawczych. W przyszłym roku zamierza jednak powalczyć z Niemcami o szybko rosnący rynek luksusowych aut.
Obaj liderzy czują na plecach gorący oddech konkurencji. W pierwszym kwartale świetnie przedawał się np. amerykański Ford (wzrost rzędu 84 proc.) czy niemieckie BMW oraz Mercedes (obie firmy powiększyły sprzedaż o ponad 100 proc.). Silnym graczem pozostaje też japońska Toyota, która jak na razie opublikowała jedynie dane za marzec (wzrost o 33 proc.). Od stycznia do marca 2010 w najludniejszym państwie świata sprzedano o 77 proc. więcej aut niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Według ekspertów w całym 2010 r. na chińskie drogi ma wyjechać przynajmniej 17 mln nowych aut, czyli o 25 proc. więcej niż w 2009, kiedy to Państwo Środka wyprzedziło Stany Zjednoczone, stając się największym globalnym rynkiem motoryzacyjnym.

Boom może potrwać dekadę

Pytanie brzmi tylko, kiedy rynek nasyci się autami. Producenci szacują, że boom potrwa nawet dekadę, bo na rynek wchodzi młode pokolenie Chińczyków, których stać na swój pierwszy własny samochód. Eksperci są bardziej sceptyczni. – Problem w tym, że państwo nie nadąża za siecią dróg, więc zapał do posiadania swoich czterech kółek może szybko zmienić się we frustrację spowodowaną codziennym grzęźnięciem w gigantycznych korkach – mówi nam Peter Wells, analityk z centrum badań nad przemysłem samochodowym w Cardiff. Do własnego auta może też zniechęcać brak obowiązkowego ubezpieczenia drogowego, co czyni podróże dużo bardziej ryzykownym przedsięwzięciem. Liczący krociowe zyski producenci na razie jednak nie chcą słuchać takich argumentów.
współpraca kk