Niektóre linie lotnicze próbują zbić kapitał na nieszczęściu pasażerów, którzy utknęli w ostatnich dniach na lotniskach. Straty, jakie ponieśli w związku z odwołanymi lotami, chcą minimalizować kosztem pasażerów.
– Dlaczego przewoźnicy muszą płacić za hotele, skoro to rządy wprowadziły zakaz lotów? – pytał na łamach brytyjskiego „Daily Mail” Michael O’Leary, prezes Ryanaira. I zapowiedział, że odda tylko pieniądze za niewykorzystane bilety. Dodał, że jeśli firma będzie musiała oddać pasażerom koszty przedłużonego pobytu, splajtuje.
Dopiero gdy konkurenci – EasyJet i WizzAir – zapowiedzieli, że zwrócą pieniądze pasażerom za ich wszystkie wydatki, Ryanair zmiękł, a rzecznik linii Oliver Aust zadeklarował, że firma zaopiekuje się swoimi klientami. Czy to oznacza, że irlandzki przewoźnik splajtuje? Na pewno nie, bo Ryanaira stać na pewno nie tylko na pokrycie dodatkowych kosztów poniesionych przez pasażerów, ale też na dodatkową butelkę szampana dla nich. Po raz kolejny okazało się jednak, że najwięksi tego świata mają gdzieś maluczkich, nawet jeżeli z nich żyją. A np. taki WizzAir postępuje zgodnie z rozporządzeniem Unii Europejskiej nr 261/2004 i bez szemrania zwraca pasażerom koszty lotu, przebukowuje loty bez żadnych dodatkowych opłat i pokrywa koszty zakwaterowania i transportu: oczywiście w granicach limitów ustalonych przez przewoźnika.