Przypominają się najlepsze czasy budowlanej hossy. Klienci znów gotowi są płacić za mieszkania zanim zostaną one zbudowane. Tak duży popyt jest jednak tylko na lokale o powierzchni do 50 mkw.
Przypominają się najlepsze czasy budowlanej hossy. Klienci znów gotowi są płacić za mieszkania zanim zostaną one zbudowane. Tak duży popyt jest jednak tylko na lokale o powierzchni do 50 mkw.
Deweloperzy, którzy w ostatnich miesiącach, nie zważając na mały popyt, podjęli ryzyko i rozpoczęli nowe inwestycje, dziś nie żałują. Z danych firmy Home Broker Doradcy Finansowi wynika, że coraz częściej nabywców znajdują mieszkania na wczesnej fazie inwestycji.
– Niedawno mówiło się, że nie będzie chętnych na mieszkania na etapie dziury w ziemi. Dzisiaj już wiemy, że jest inaczej – mówi Jarosław Szanajca, prezes Dom Development i szef Związku Firm Deweloperskich.
Nie znaczy to jednak, że sprzedają się wszystkie inwestycje, bo na rynku jest wiele wykończonych lokali, które nie budzą zainteresowania. To kwestia lokalizacji, ale przede wszystkim cen. Eksperci podkreślają, że na rynku zaczyna brakować najbardziej popularnych i najtańszych mieszkań o powierzchni do 50 mkw.
– Zawsze takie lokale sprzedawały się najlepiej. W okresie kryzysu ceny mieszkań spadły, ale jeszcze bardziej obniżyła się średnia zdolność kredytowa nabywców. To spowodowało, że ludzie częściej szukają mniejszych mieszkań – mówi Katarzyna Siwek z Home Broker.
Wygrali ci, którzy to w porę to zauważyli i dostosowali ofertę do potrzeb rynku.
– Sprzedajemy jeden pokój za 200 tys. zł, dwa za za 300 tys., a trzy za 400 tys. zł. To pozwala nam konkurować z mieszkaniami z rynku wtórnego – mówi Katarzyna Rauber z Bouygues Immobilier Polska.
W rozpoczynanych w kwietniu inwestycjach Villa Arte i Villa Park deweloper sprzedał już jedną trzecią mieszkań, mimo że ich oddanie do użytku jest planowane dopiero na marzec 2012 r.
Podobne doświadczenia ma Marvipol.
– Mieszkania w rozpoczętej w ubiegłym roku Villa Cavaletti, która ma być gotowa pod koniec roku, już dawno zostały sprzedane. W Apartamentach Mokotów Park mamy już chętnych na 1/3 inwestycji, a jesteśmy na etapie kopania fundamentów – mówi Michał Okoń, dyrektor sprzedaży i marketingu giełdowej spółki.
Analitycy podkreślają, że sytuacja nie dotyczy tylko Warszawy.
– W budynkach, które będą oddane w czerwcu, sprzedaż zakończyła się w lipcu 2009 r. Nie ma też mieszkań w żadnej z dwóch lokalizacji, których oddanie przewidziane jest na IV kwartał. Ostatnie zostały sprzedane na początku stycznia – mówi Ewa Tęczak z firmy deweloperskiej Wikana z Lublina.
Deweloperom jest teraz łatwiej oferować niższe ceny niż na rynku wtórnym, bo budowanie jest znacznie tańsze niż rok, dwa lata temu. Szacuje się, że za robociznę płaci się nawet o 20–30 proc. mniej, a jest to ok. 1/4 kosztów inwestycji. Jeśli działka nie została kupiona drogo, to oferta może być atrakcyjna. To pozwala znaleźć kupców na wstępnym etapie, co jest znakomitym rozwiązaniem dla deweloperów, którzy miewają problemy z pozyskaniem bankowych kredytów na inwestycje.
Fundamentalne znaczenie ma jednak opinia, jaką cieszy się deweloper i lokalizacja.
– Klienci powierzą pieniądze tylko dużej firmie, która nie zawiodła i nie oszukała nikogo – mówi Henryk Feliks, wiceprezes Gant Development.
Drugi decydujący czynnik to oferta rynkowa.
– Nawis wolnych mieszkań na rynku, cały czas zmniejsza się i dzisiaj w Warszawie nie jest większy niż 4–5 tys. W niektórych miejscach nadal wolnych lokali nie brakuje, ale w innych już ich nie ma. W tej chwili znacznie trudniej sprzedać większe mieszkania – mówi Robert Chojnacki, prezes redNet Property Group.
Potwierdzają to deweloperzy.
– Zaczęliśmy budować mieszkania duże, o dobrym standardzie, ale droższe. Takie nie schodzą szybko – mówi Jacek Kaliszuk z Polnordu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama