Gdy kupujemy sprzęt AGD i RTV, wybierajmy energooszczędny. To się opłaci. Tak samo jak inwestycja w nowinki techniczne, zaprojektowane z myślą o zmniejszeniu zużycia energii.

Zwolennicy teorii wyższości telewizorów plazmowych nad LCD pewnie są w szoku, gdy dowiadują się, że te drugie zużywają aż o 15 proc. mniej prądu. W skali roku może to oznaczać oszczędność nawet 20 zł na rachunkach za energię. Plazma, choć nowoczesna, pożera tyle samo energii, co kineskopowy staruszek. A dwa razy więcej niż tzw. telewizory projekcyjne, działające na podobnej zasadzie, jak projektor kinowy.

Gdy nowe żre prąd

Bywa nawet tak, że nowsza technologia jest bardziej energochłonna od starej. Przykładem komputerowe drukarki atramentowe, mniej zaawansowane technologicznie i wolniejsze od laserowych, ale za to zużywające 80 – 90 proc. mniej prądu niż laserowe. Zazwyczaj jednak nowe technologie są bardziej energooszczędne, czego dowodzą choćby monitory komputerowe LCD, pochłaniające nawet o połowę mniej energii od kineskopowych.

O tym, jak ważne jest świadome wyposażanie domu, można przekonać się kupując lodówkę. Jeszcze dwa lata temu były kuszące niską ceną modele o klasie energetycznej G, które zużywały 3,3 kWh na dobę. W tym samym czasie można było już kupić lodówkę klasy A, zużywającą jedynie 0,8 kWh na dobę. W przypadku tej pierwszej roczna eksploatacja (prąd) kosztowała 506 zł, a drugiej jedynie 123 zł.

Zimno kosztuje

Ale to nie wszystko, co należałoby na ten temat wiedzieć. Z punktu widzenia energooszczędności ważne jest bowiem też czy kupujemy lodówkę z wbudowaną zamrażarką czy osobno zamrażarkę. Bo lodówko-zamrażarka zużywa nawet o 30 proc. mniej prądu niż osobna lodówka i osobna zamrażarka łącznie. W skali roku może to dawać oszczędność ponad 100 zł. Trzeba również pamiętać, że im nowszy model, tym na ogół bardziej energooszczędny. W sklepach są już dostępne chłodziarki klasy energetycznej A++, pochłaniające rocznie o 120 kWh (50 zł oszczędności rocznie) prądu mniej od przeciętnych lodówek. Mają one z reguły funkcję automatycznego odmrażania, co pozwala zaoszczędzić i czas, i pieniądze.



Nie lejmy wody

Podobnie jest z wieloma innymi sprzętami, np. ze zmywarkami – urządzenie klasy AAA może zużywać trzy razy mniej energii i dwa razy mniej wody niż stary model sprzed lat. Energooszczędne są wszystkie zmywarki oznaczone symbolem „eko” albo mianem „ekologiczna”. Przez skrócenie cyklu suszenia mogą one zaoszczędzić nawet 30 proc. energii. Analogicznie wygląda to w przypadku innych sprzętów oznaczonych tym symbolem. Warto też sprawdzać, czy kupowane przez nas urządzenia mają funkcję „eko”. Jeśli chodzi o zmywarki, to trafia się ona nawet w tanich modelach i oznacza opcję mycia naczyń w niższej temperaturze (obniża to zużycie energii o 30 proc.).

Kawa i herbata z czajnika

Generalnie rzecz ujmując, dzisiejsze sklepy to raj dla energooszczędnych. Bo niemal z tygodnia na tydzień pojawiają się w nich nowe sprzęty, pozwalające ograniczyć zużycie prądu w mieszkaniu. Tę ewolucję dobrze jest pokazać na przykładzie czajników elektrycznych.

Najpierw miały one wbudowaną spiralną grzałkę. By ją zakryć, trzeba było wlać do środka naprawdę sporo wody. Dziś jednak popularniejsze są czajniki z płaską płytą grzewczą na dnie. W nich można gotować dokładnie tyle wody, ile nam potrzeba – nawet na jedną szklankę herbaty.

Ale na rynku pojawiły się jeszcze bardziej innowacyjne rozwiązania. Czajniki z funkcją regulacji temperatury i jej podtrzymywania, w których możemy ustawić grzanie wody na przykład na 85 stopni zamiast na 100, co wystarczy do zaparzenia zielonej herbaty albo kawy typu Nesca. Ale możemy ustawić i na 40 stopni, gdy potrzebujemy jedynie ciepłej wody do rozpuszczenia lekarstwa. W sprzedaży są także czajniki z termometrem, pokazującym ciepłotę wody.

Co najważniejsze – tego typu nowości często nie są droższe od zwykłych urządzeń. Markowy czajnik z termometrem można kupić za 130 zł, a z regulacją i podtrzymywaniem temperatury za 180 zł.

Kuchenka grzeje taniej

Ową ewolucję widać też w innych sprzętach kuchennych. Tradycyjna żeliwna kuchenka elektryczna miała bardzo niską tzw. sprawność energetyczną (tylko 55 proc.), określającą, jaki procent pobieranej energii przetwarza na ciepło. W kuchence nowszej generacji, ceramicznej, ten wskaźnik skoczył do 60 proc. Ale od jakiegoś czasu w sprzedaży są tzw. płyty indukcyjne ze sprawnością rzędu 90 proc. Na takiej płycie wykorzystuje się specjalne naczynia z magnetyzującym dnem, np. z emaliowanej stali, żeliwa lub stali szlachetnej o właściwościach indukcyjnych. Bardzo energooszczędne są także garnki nowego typu, z wielowarstwowym dnem, ale ich wadą jest wysoka cena. Jeśli kogoś ona zniechęca, niech kupi płaskie aluminiowe albo miedziane naczynia do gotowania, bo akurat te metale bardzo dobrze przewodzą ciepło.



Jest z czego wybrać

Warto też zaopatrzyć się w inne energooszczędne sprzęty, których do niedawna w naszych kuchniach nie było, albo nie należały do popularnych. Do tej grupy zalicza się choćby piekarnik z termoobiegiem, który piecze z równie dobrym skutkiem co tradycyjny przy niższej temperaturze. Szybkowar, czyli szczelny garnek, w którym podczas gotowania wzrasta ciśnienie, a wraz z nim temperatura wody, przyspiesza przygotowanie posiłku. Szybkowary, których ceny zaczynają się od 160 zł, a kończą na 1000 zł z okładem za modele, których zakup zwraca się najwcześniej po kilkunastu latach (raczej nie ma sensu), idealnie nadają się do potraw wymagających dłuższego gotowania. Korzystając z nich można zaoszczędzić nawet 60 proc. energii.

W łazience też nowinki

Energooszczędnych innowacji nie brakuje też w przypadku armatury łazienkowej. Bo przecież właśnie ona odpowiada za dużą część zużycia energii w mieszkaniu (ciepła woda do mycia). Godny polecenia jest m.in. perlator do kranu w umywalce albo do prysznica – najtańsze modele można kupić już za 30 zł. Jego gęsta siateczka rozbryzguje wodę na bardzo drobne i dobrze napowietrzone kropelki. Dzięki temu możemy dobrze się umyć, wykorzystując nawet o 60 proc. ciepłej wody mniej niż przy standardowym prysznicu.

Ale uwaga!

Przy tego typu zakupach przyda się nam spora doza zdrowego rozsądku. Producenci wiedzą już o modzie na energooszczędność, wykorzystują ten fakt do reklamowania swoich produktów, a czasem do śrubowania ich cen. Dlatego te z nich, które wytwórca zachwala jako energooszczędne, nie zawsze opłaca się kupować. Przykładem niech będą modele baterii do kranu z regulatorem temperatury albo z tzw. eko - przyciskiem, który zmniejsza zużycie wody i jej ciepłotę. Bywają one tak drogie (kosztują nawet ponad 800 zł za sztukę), że to produkt dla ludzi, którzy nie mają co robić z pieniędzmi. Z czysto ekonomicznego punktu widzenia to chybiona inwestycja – zbyt długo się zwraca.

Kiedy kupujemy wyposażenie i sprzęty elektryczne pamiętajmy, żeby nie dać nabrać się na marketingowe sztuczki. Różne modele sprzętu potrafią mieć bowiem bardzo różne parametry. Niektóre są makabrycznie drogie z powodu mnóstwa dodatkowych funkcji, bez których możemy się obejść. Taki sprzęt, obliczony na gadżeciarzy, rzadko kiedy jest opłacalny. Musimy liczyć. Z tych rachunków wyjdzie nam na przykład, że oszczędna pralka zużywa o 2 kWh mniej prądu na jedno pranie od przeciętnego modelu.