Zamiast samemu kupować e-podpis, firmy wolą zlecić obsługę biurom rachunkowym, którym służą one do obsługi wielu klientów.
Zbyt wysoka cena, często brak świadomości lub przekazanie obowiązków rozliczeń z ZUS-em do biur rachunkowych sprawiają, że firmy nie kupiły masowo e-podpisów. Kolejne przesunięcie terminu, w jakim firmy powinny się w niego zaopatrzyć, o rok, wcale nie sprawi, że firmy nagle ustawią się w kolejce po e-podpis - wynika z rozmów GP przedstawicielami branży i firm.
E-podpis wydają dziś trzy firmy: Krajowa Izba Rozliczeniowa, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych pod marką Sigillum oraz Unizeto pod marką Certum. Szacują one, że e-podpis kupić powinno około 240 tys. firm, które za jego pomocą mają rozliczać się z ZUS-em. Dotychczas, według oficjalnych danych ZUS, wydano ledwie 30 tys. e-podpisów. Dlaczego tak mało?
Z jednej strony dla wielu firm, zwłaszcza małych, barierą wciąż jest cena. Cena jednego e-podpisu waha się między 300 a 350 zł. Do tego doliczyć trzeba jeszcze koszty odnowienia. W zależności od wykupionej opcji certyfikatu, trzeba to robić co rok lub dwa lata. Koszt? Od 100 do nawet 200 zł. Na dodatek podpis przypisany jest do konkretnej osoby. Jeśli zmieni pracę, zabiera e-podpis razem ze sobą, a pracodawca musi wtedy kupić nowy.
Choć teoretycznie e-podpis powinno kupić ponad 200 tys. firm, centra certyfikacyjne liczą się z tym, że nie wszystkie z nich to zrobią.
- Możemy mieć do czynienia z sytuacją, że część mniejszych firm zleci obsługę zobowiązań ZUS biurom rachunkowym, żeby nie ponosić wydatków związanych z e-pod-pisem - przyznaje Przemysław Rawa, st. specjalista działu usług certyfikacyjnych Krajowej Izby Rozliczeniowej.
Problem leży też w braku jednolitego systemu. Każde z trzech centrów certyfikacyjnych wydaje e-podpis według własnych standardów. Ich przedstawiciele zapewniają, że to nie problem.
- ZUS musi przeczytać każdy format, podobnie urzędy czy instytucje - mówi Przemysław Rawa.
Co innego jednak, gdy korespondencją podpisaną elektronicznie chciałyby wymienić się bezpośrednio firmy. W sytuacji, w której korzystają z e-podpisu wydanego przez różne centra, nie będą mogły odczytać dokumentów. Dlatego wiele firm wysyła elektronicznie faktury bez e-podpisu, choć taki dokument może być nieważny.
- To się będzie zmieniać. My już oferujemy darmową aplikację do ściągnięcia z naszej strony, umożliwiającą czytanie innych formatów. Myślę, że niedługo nie będzie to problemem - zapewnia Przemysław Rawa.
Zdaniem Ministerstwa Gospodarki, odpowiedzialnego za wdrażanie e-podpisu, w ostatnich kilku miesiącach dynamika sprzedaży bardzo wyraźnie wzrosła. Zdaniem resortu jest to efektem rozszerzania sieci sprzedaży oraz wprowadzania nowych form dystrybucji, m.in. za pośrednictwem internetu. Rzeczywiście, centra certyfikacyjne robią, co mogą. Otwierają oddziały w największych miastach w Polsce, a o każdym większym kontrakcie informują media. Jak na przykład sprzedaż przez KIR 400 e-podpisów Szpitalowi Wolskiemu w Warszawie.
Po co szpitalowi e-podpis? System elektronicznej dokumentacji zostanie wprowadzony w połowie roku, a docelowo każdy dokument - od momentu wpisania nr PESEL pacjenta, do chwili jego rozliczenia z ZUS-em - ma być tworzony wyłącznie w postaci elektronicznej. Ma to obniżyć koszty.
- W ciągu roku w szpitalu powstaje 15 tysięcy kopert z dokumentacją medyczną, zawierającą wyniki badań, konsultacje. Udzielamy także 90 tysięcy specjalistycznych porad. To powoduje, że szpitalne archiwum pęka w szwach. Gdyby nie zakup podpisu elektronicznego, musielibyśmy wynająć nowe pomieszczenia na przechowywanie dokumentacji, a to byłoby rozwiązanie bardzo kosztowne - przekonuje Adam Doliwa, dyrektor szpitala.
Ponieważ jednak firmy nie kwapią się do zakupu e-pod-pisu, własną akcję promującą jego wykorzystanie planuje Ministerstwo Gospodarki. Przedstawiciele resortu przyznają nieoficjalnie, że do wzrostu sprzedaży mogłyby przyczynić się niższe ceny. Firmy wydające e-podpis przyznają z kolei, że obniżka jest możliwa, jeśli po e-podpis zgłosi się więcej chętnych niż obecnie. Ale, o ile dokładnie mogłoby być taniej, nikt nie chce powiedzieć.
Elżbieta Włodarczyk w wywiadzie dla GP podkreślała jednak, że obniżka cen nie jest kluczowym czynnikiem upowszechnienia e-podpisu.
- Musimy pamiętać, że certyfikat kwalifikowany to cała infrastruktura techniczna i organizacyjna po stronie podmiotu świadczącego usługi certyfikacyjne.
- Jesteśmy zobligowani do spełnienia wymagań określonych w ustawie, z tym wiążą się określone koszty. Cena już w tym momencie nie powinna być jednak problemem ze względu na mnogość zastosowań podpisu elektronicznego - mówiła GP
JAK KUPIĆ E-PODPIS
Podpisując umowę z firmą wydającą certyfikaty, otrzymuje się kartę kryptograficzną, odpowiednie klucze. Kartę instaluje się później na komputerze, a przez internet ze strony certyfikatora ściąga się odpowiednią aplikację, pozwalającą na stosowanie podpisu. Można podpisać nim wszystko - od zdjęcia, po dokument w dowolnym formacie. Potem można go wysłać do innej osoby, która dzięki podpisowi może sprawdzić autentyczność dokumentu. Podobnie jak my, musi jednak zainstalować odpowiednią aplikację.