Zapewnienia funduszy inwestycyjnych, że w długim terminie klient może tylko zyskać, należy wyrzucić do kosza
Najdłużej działający na naszym rynku fundusz akcyjny (Pioneer Akcji Polskich) średnio co roku zarabiał 12,9 proc. Taki wynik stawia go w gronie światowej czołówki funduszy hedge. Wystarczy jednak pominąć w obliczeniach rok 1996 (pierwszy pełny rok działalności), by wynik średnioroczny wyniósł 8,4 proc., co jest stopą zwrotu charakterystyczną w długim terminie dla rynków akcji.
Statystyka to fantastyczna rzecz. Można za jej pomocą udowodnić niemal każdą tezę. Zwłaszcza jeśli chce się sprzedawać dowolne produkty inwestycyjne. Jeśli zarobiłem 100 proc., zaś sprzedawca firmy doradczej stracił 10 proc., średnio obaj mamy zysk w wysokości +45 proc.
Argument, że długoterminowo warto inwestować w akcje, bo średniorocznie przynoszą ileś tam procent, jest jednym z najbardziej wyświechtanych frazesów w świecie finansów. I jednym z najbardziej kłamliwych. Podobnie jak powtarzanie, że inwestycja w fundusz powinna trwać minimum pięć lat, wówczas na pewno będziemy zadowoleni z rezultatów.
Gdyby ktoś zainwestował w fundusz akcji w styczniu 1997 r., po pięciu latach miałby 1,8 proc. więcej. Blisko 40-krotnie lepszy wynik (70 proc.) dałoby trzymanie w tym okresie pieniędzy na lokacie bankowej lub w funduszu obligacji. Szósty rok inwestycji w fundusz akcji doprowadziłby do tego, że wynik wyniósłby 3,32 proc. W siódmym nastąpiłby skok do 43 proc. i poprawie zaczęłyby ulegać wskaźniki średnioroczne. W ósmym zysk od początku 1997 roku to 71 proc. (średniorocznie 6,9 proc.), choć z funduszu obligacji byśmy mieli w tym samym okresie 140 proc.
Robert Nejman (Idea TFI) przypomniał mi kiedyś zdanie, które napisałem dawno temu właśnie w kontekście bezmyślnego lansowania tezy o tym, że w długim terminie inwestycje w fundusze na pewno przyniosą zysk, a które bardzo mu się spodobało - długi okres to suma krótkich okresów. O ile pamiętam, napisałem je właśnie w reakcji na jakieś wypowiedzi przedstawicieli funduszy, żeby nie przejmować się stratami, bo statystyka pokazuje, że w długim okresie na pewno się zarabia. To był rok 1997, może 1998. Statystyka nie mówiła wtedy jednak, czy na średnią nie będzie miał przypadkiem zbyt dużego wpływu wynik z jednego roku. I czy przypadkiem my wtedy nie będziemy posiadali tej inwestycji.
Wracając do naszego funduszu (ten konkretny jest tylko przykładem, o tyle dobrym, że działa najdłużej), od początku działalności zarobił 12,9 proc. Tak zachęci was do inwestycji sprzedawca, a w symulacji wykazując, że po dziesięciu latach daje to 238,6 proc. zysku. Wybierzecie taki fundusz?
A jeśli powiem, że inwestycja w 61,5 proc. przypadków przyniosła średniomiesięcznie zysk w wysokości 5,26 proc., a w pozostałych 38,5 proc. przypadków stratę 5,16 proc., też będziecie skłonni? Dane te dotyczą tego samego funduszu. Ich zaleta jest taka, że poza obietnicami pokazują choć częściowo, czego negatywnego można oczekiwać. I takie podejście do inwestowania ma sens. Złudzenia pewnych zysków w długim terminie należy wyrzucić do kosza.