- Startupy, czyli nowe, technologicznie zaawansowane przedsiębiorstwa nie potrzebują pomocy. Potrzebują partnerstwa, ekosystemu i nowych form finansowania. Nie podchodzimy do pracy ze startupami jak do działalności non-profit. Takie podejście nie sprawdza się w świecie wolnej konkurencji. – zauważa Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego.

Jak pan ocenia poziom przedsiębiorczości Polaków. Czy różnimy się w tej kwestii od innych nacji?

Polacy są przedsiębiorczym narodem na co wskazują obiektywne i subiektywne przesłanki. Jedną z nich jest np. ranking prezentujący kraje EU pod względem liczby przedsiębiorstw. W zależności od zestawienia, Polska jest na 5, 6 miejscu, po takich krajach jak Włochy, Hiszpania czy Niemcy, z liczbą ponad 1,5 mln przedsiębiorstw.

Dodatkowo według badań Eurobarometru Gallupa blisko połowa Polaków korzystała z samozatrudnienia. To o kilka punktów procentowych więcej w niż przeciętna europejska. Nie bez znaczenia jest też fakt, że państwo zachęca do zakładania przedsiębiorstw poprzez dotacje z Urzędu Pracy czy preferencyjne stawki ZUS. Jednak na poziom samozatrudnienia mogą też wpływać preferencje pracodawców – część z nich zamiast etatu oferuje pracę w formie samozatrudnienia.

Większość polskich firm z sektora MSP to mikrofirmy, których udział w całkowitej liczbie przedsiębiorstw wynosi 96 procent, a zatem przewyższa średnią europejską (91,8 proc.). Patrząc na te dane Polska prezentuje się na tle Europy całkiem nieźle. Liczby te pokrywają się z moim przekonaniem, , że Polacy są niezwykle zaradni i pracowici.

Idea wspomagania startupów przez ING pojawiła się na początku w Holandii. Mówię oczywiście o ING Innovation Studio. Rok temu zaproponowaliście pomoc także dla polskich firm z obszaru fintach. Jakie były cele takiej pomocy?

Nie wydaje mi się zasadne, abyśmy mówili w odniesieniu do startupów o pomocy. W moim przekonaniu to błąd, który sprawił, że wiele inicjatyw nie spełniło oczekiwań.

Startupy, czyli nowe, technologicznie zaawansowane przedsiębiorstwa nie potrzebują pomocy. Potrzebują partnerstwa, ekosystemu i nowych form finansowania. Nie podchodzimy do pracy ze startupami jak do działalności non-profit. Takie podejście nie sprawdza się w świecie wolnej konkurencji. Szanujemy startupy i pragniemy tak się zmieniać, by wykorzystać potencjał, jaki one sobą reprezentują. Obalając bariery, które przeszkadzają im osiągnąć sukces, tworzymy wartość dla naszych klientów i tworzymy rzeczywiste story o sukcesach. Stąd startupy, z którymi chcemy pracować muszą mieć zdolność generowania wartości dla naszych klientów i dla nas.

W Grupie ING stworzyliśmy kilka programów i akceleratorów. Współorganizujemy i wspieramy tego typu inicjatywy. Współpracujemy z wieloma startupami, funduszami inwestującymi w startupy, profesjonalnymi akceleratorami, itp. Jednocześnie staramy się zmieniać, jako firma, między innymi poprzez kreowanie rozwiązań organizacyjnych, które generują sprawność, elastyczność i innowacyjność samoorganizujących się zespołów.

Taki był na przykład cel powołania ING Innovation Studio w Amsterdamie, gdzie w ramach jednego programu akceleracyjnego, pracują ręka w rękę startupy zewnętrzne i własne zespoły ING. Te granice zresztą zacierają się również bardzo szybko.

Akcelerator ING Innovation Studio został stworzony z myślą o wspieraniu startupów przygotowujących rozwiązania w obszarze bankowości.

Jak w praktyce działa ING Innovation Studio?

Z jednej strony ING inwestuje środki w firmy, które zostały zaproszone do współpracy - na rozpoczęcie działalności do 50 tys. euro. A z drugiej, co moim zdaniem ważniejsze, zapewnia: wsparcie ponad 30 mentorów zajmujących się m.in.: programami API, płatnościami, prawem, rozwiązaniami mobilnymi, data analytics a także warsztaty obejmujące takie dziedziny jak: growth hacking, experiment design, UX.

Firmy, które zostają zaproszone do współpracy, mogą więc zweryfikować swoje pomysły lub projekty, pracować nad ich dopasowaniem do potrzeb klienta, a następnie przez kilka miesięcy planować wdrożenie pod okiem ekspertów i mentorów z ING. Na przykłady z Polski jeszcze za wcześnie.

Stąd jak rozumiem obecność i wsparcie ING na European Startup Days?

Jesteśmy bankiem, który sprzyja osobom przedsiębiorczym – ludziom, którzy wiedzą, czego mogą oczekiwać od finansów. I nie chodzi o to aby dawać przysłowiową rybę. My wychodzimy z założenia, że lepiej dać wędkę.

Dajemy więc przedsiębiorczym użyteczne treści i dostęp do wiedzy, aby mogli rozwijać swój biznes. Przykładem jest właśnie nasza obecność na European Startup Days – w tym roku oprócz udziału naszych ekspertów udostępnimy na naszych kanałach transmisję online całego wydarzenia.

To wydarzenie jest świetną okazją do spotkania dużego biznesu z mniejszym, wymiany doświadczeń, nawiązania współpracy. Jesteśmy otwarci i na to liczymy.

Uwaga banków skupia się na firmach z obszaru fintech?

Dla branży bankowej fintechy to kolosalny potencjał. Pojawia się na rynku duża grupa podmiotów z ciekawymi, potencjalnie zaawansowanymi rozwiązaniami Musimy zmienić naszą architekturę, technologię, sposób zachowania aby być w stanie wykorzystać ten potencjał. Nie musimy wytwarzać wszystkiego. Dlaczego mielibyśmy sami tworzyć wszystkie technologie? To dla nas zatem znakomita możliwość wykorzystania stworzonych przez innych świetnych rozwiązań technologicznych.

Jesteśmy świadomi konieczność zmian. Jeśli widzimy podmiot, który wchodzi na rynek i chce obsługiwać bezpośrednio klientów, to może to być dla nas podpowiedź, jak można na tym rynku działać, albo może to być potencjalny partner, który zaoferuje usługi naszym klientom. Oczywiście, w pewnym stopniu jest to konkurent, ale przecież działamy na konkurencyjnym rynku.

Pamiętajmy jednak, że zbudowanie skali szczególnie na konkurencyjnym rynku, nie jest zadaniem prostym. A co nie jest proste, często oznacza, że jest drogie. Stąd już dziś zdecydowana większość fintechów, to firmy, które są zainteresowane współpracą lub sprzedażą swoich rozwiązań bankom. Zresztą dla większości z tych, które osiągnęły sukces finansowy, taka właśnie jest droga rozwoju. Konkurencja fintechów z bankami jest oczywiście medialnie bardzo chwytliwa, to historia Dawida i Goliata w nowej odsłonie. Rzeczywistość jest jednak inna. Istotnym elementem dla mnie jest transformacja naszego banku tak, aby był w stanie funkcjonować w nowym środowisku ekonomicznym, w tym z wykorzystaniem potencjału fintechów. Naszą ogromną przewagą jest grupa pracowników banku, którzy bezpośrednio pracują z klientami. To jest bardzo istotna przewaga konkurencyjna.

Rewolucja cyfrowa wprowadza pojęcie ekosystemu. Nie do końca jeszcze rozumiemy jego funkcjonowanie czy samo pojęcie. Reguły konkurowania to walka o tort, a w erze cyfrowej to wspólne generowanie setek tortów zamiast jednego. Jest tu miejsce dla każdego.

Może Pan podać idealny przykład współpracy bank-startup?

Przykładów ciekawej i inspirującej współpracy jest całkiem sporo. W naszym przypadku na wyróżnienie zasługuje współpraca z firmami Migam czy Invipay, które zaczynały właśnie jako startupy. Ich rozwiązania zostały z sukcesem zaszczepione w naszym banku i docenione przez klientów. Współpraca opierała się przede wszystkim na relacjach i współpracy z klientami. Bo my nie tylko pytamy klientów o zdanie, my tworzymy razem z nimi innowacyjne rozwiązania.

Jakie błędy najczęściej popełniają młodzi przedsiębiorcy?

Błędów nie da się uniknąć. Można powiedzieć, że ich popełnianie wpisane jest w prowadzenie biznesu, zwłaszcza na starcie. Dzięki nim zdobywamy doświadczenie i uczymy się. Ważne żeby wyciągać właściwe wnioski. W dzisiejszym świecie na pewno liczy się rzetelność, zwinność i otwartość. Musimy być przygotowani na nieustające zmiany i otwarci na relacje.

Czy dziś mamy do czynienia na rynku z rewolucją startupową?

Rewolucja startupowa jest prostą konsekwencją zaangażowania technologii cyfrowych. Dziś osoba obdarzona dobrym pomysłem jest w stanie wytworzyć ciekawy produkt lub usługę przy minimalnych, w porównaniu z poprzednią epoką, kosztach wytworzenia i stosunkowo niskich kosztach skali. Teoretycznie więc mamy do czynienia z gwałtownym spadkiem barier wejścia do praktycznie wszystkich sfer gospodarki.

Trudno jednak nie zauważyć, że startupy nie mają ostatnio dobrej prasy. Z jednej strony zarzuty o nierealnie wysoką wycenę wartości spółki, z drugiej zbyt duże wymagania i oczekiwania. Jak pan ocenia tę sytuację?

Obecnie jest wiele medialnej wrzawy, konferencje co tydzień, programy akceleracyjne, które są tworzone, aby trafić na tytuły w mediach. To nie służy rozwojowi ekosystemu, a kreuje zbyt wiele oczekiwań. Tworzenie własnej firmy to wielki skoncentrowany wysiłek i konieczność opanowania wielu umiejętności. Sam pomysł – to za mało. Dobry zespół – to za mało. Obserwuję, że już na tym etapie rodzą się sny o wielkich pieniądzach – dla startupowców i dla inwestorów - często zresztą nie przynoszących startupom nic poza pieniędzmi. Obserwuję również sporo startupów poświęcających mało czasu na pokazywanie się i spotkania. To również jest wskazówka, że taka firma ma kłopot. Jak ich stać na takie „marnowanie” cennego czasu, który winni poświęcić na rozwój swojej firmy. Podkreślam firmy, a nie pomysłu.

Testowo zadaję młodym przedsiębiorcom pytania z podstaw metodyki lean startup. Zazwyczaj już na tym etapie pojawia się niezrozumienie. Ale jak zazwyczaj pośród tego szumu informacyjnego jest sporo prawdziwych diamentów i znakomitych ludzi.

Wycena startupów z założenia jest trudna. Są to młode spółki nie posiadające zwykle historii i wyników finansowych. Zwykle nie mają również majątku ani marki. Najczęściej wycena polega na przyrównaniu danego rozwiązania do już istniejących na rynku i szacowaniu potencjału do rozwoju. I to właśnie ten potencjał wart jest najwięcej. Wycena startupów nie opiera się więc na ich zyskach. Oczywiście możemy mówić, że to bańka ale czas to zweryfikuje, na przykład w momencie wejścia danego podmiotu na giełdę lub zakupu przez inwestora.