- W przyszłości na rynku mięsa przetrwają tylko najwięksi gracze i małe gospodarstwa rodzinne - mówi Andrzej Goździkowski, prezes Cedrobu.
Andrzej Goździkowski, prezes Cedrobu / Dziennik Gazeta Prawna
Jaki wpływ ma na Cedrob ptasia grypa?
Na szczęście choroba omija nasze fermy i nasz region. Branża ogromnie urosła w ostatnich latach. Wyniki finansowe za ubiegły rok są najlepsze w historii firmy. Gdyby nie załamanie cen na rynku drobiu w IV kw. 2016 r., byłyby jeszcze lepsze. Załamanie wynikało raczej z przeinwestowania niż z grypy. Nie powinniśmy demonizować tej choroby. Występuje ona wśród dziko żyjących ptaków. Komunikaty głównego lekarza weterynarii mówią o pojedynczych przypadkach zarażeń np. wśród łabędzi, co wprowadza niepotrzebną histerię i dodatkowo podgrzewa atmosferę. Cedrob chowa drób w zamknięciu, pod opieką lekarzy weterynarii. Nasi pracownicy zachowują wszelkie środki ostrożności. Izolujemy stada od otoczenia.
Co pomogłoby firmom przetrwać? Pomoc państwa?
Inwestowanie zawsze wiąże się z ryzykiem. Każdy podejmuje je na własny rachunek. Państwo chroni nas jako wspólnotę, chroni naszą własność, pilnuje sprawiedliwego obrotu gospodarczego. To są gwarancje, których oczekuję od państwa. W kontekście ptasiej grypy jego rolą mogłoby też być ułatwienie handlu z zagranicą. Kluczową kwestią jest podejście do umów międzynarodowych i ich efektywne negocjowanie. Dziś często wystarczy, by w jednym województwie wystąpiła ptasia grypa, a eksport mięsa zostaje zablokowany we wszystkich. Przypadek z grypą wśród 20 gęsi w Lubuskiem wyklucza eksport do Chin czy RPA z całej Polski. To zaszłości sprzed lat, które trzeba zmienić, by producenci mogli się rozwijać. Rynek wewnętrzny stał się dla nich za mały. Sytuacja zmieniłaby się na lepsze, gdyby zakaz eksportu w razie wystąpienia ognisk choroby ograniczyć do stref zagrożenia. Takie zapisy uzyskują w umowach nasi konkurenci z Zachodu.
Czy wejście w nowy segment rynku – mięsa wołowego i wieprzowego – to sposób na dywersyfikację? Jaki był powód przejęcia Gobarto?
Poszerzenie oferty o mięso czerwone jest dla nas korzystne. Nasz udział rośnie we wszystkich rynkach rolnych. Z roku na rok wzrasta w skupie zbóż. Z czasem stworzymy wspólne przetwórstwo mięsa, częściowo wspólną dystrybucję, uprawę zbóż. Planuję wspólną dystrybucję na rynkach zagranicznych. Nie jesteśmy wyjątkiem na tle świata. Duże firmy kooperują na różnych rynkach. Jest więc naturalne, że i my poszerzamy ofertę, jeśli chcemy dalej rosnąć i się rozwijać. Gobarto było jedynym podmiotem do kupienia na rynku, który miał własną hodowlę, rzeźnię, przetwórstwo i rozwiniętą dystrybucję. Banki oczekiwały dobrej oferty od inwestora branżowego. Uznałem, że to odpowiedni czas na złożenie oferty. Po trzecim wezwaniu staliśmy się posiadaczem 83 proc. udziałów w spółce.
Skąd firma wzięła pieniądze na przejęcie?
Wszystkie inwestycje pokrywamy w 30 proc. ze środków własnych i w 70 proc. z kredytu. Tak też było z nabyciem akcji Gobarto.
Widzi pan inne atrakcyjne firmy do przejęcia?
Rynek mięsny przez to, że jest bardzo konkurencyjny, jest też trudny. Przekłada się to na niską rentowność działających na nim spółek. W branży przetwórczej są firmy warte zainteresowania. Szczególnie w gronie podmiotów rodzinnych, gdzie następuje wymiana pokoleniowa. Dzieci nie chcą przejmować obowiązków od rodziców, mają inne cele niż kontynuowanie biznesu. To naturalne i stwarza okazję do kupienia atrakcyjnych graczy rynkowych. Nie ma jednak co się spieszyć z zakupami. Na rynku pozostaną duże i dobrze zorganizowane firmy oraz małe lokalne przetwórnie. Dla średnich nie będzie miejsca. Podmioty spoza branży nie są zainteresowane wchodzeniem w ten sektor. Widzą, że to wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. Nie mając doświadczenia, mogą nie przetrwać, gdy przyjdzie im zmierzyć się z dekoniunkturą.
Jaki plan inwestycyjny ma Cedrob na ten rok?
W ciągu trzech lat chcemy wydać blisko 500 mln zł. Pieniądze zostaną przeznaczone na budowę rzeźni, wytwórni pasz i wylęgarni.
A trzoda chlewna?
Przygotowujemy kilkuletni plan inwestycyjny, szacowany na kilka miliardów złotych. Plan nazywamy Strategią 500. Polega on na zintegrowaniu produkcji mięsa wieprzowego od pola do stołu. Ma odpowiedzieć na potrzeby przedsiębiorców, przetwórców, którzy dziś w większości korzystają z importu. Będziemy sprzedawać mięso wyprodukowane w 100 proc. przez polskich rolników. Potrzebujemy 500 nowoczesnych chlewni współpracujących z nami. To jest nakład około miliarda złotych. Pomożemy w uzyskaniu kredytu, doradzimy, jak zbudować i prowadzić hodowlę. Zapewnimy stały dochód gospodarstwu rodzinnemu. Na podstawie umowy kontraktacji z rolnikiem wyposażymy je w warchlaki i pasze. Zapewnimy terminowy skup i dobrą cenę za żywiec. Zbudujemy w Grupie Cedrob zaplecze do produkcji warchlaków. To kolejny miliard złotych na 100 tys. loch. Na koniec powstaną zakłady ubojowe, przetwórcze i zakłady produkcji pasz. To również koszt miliarda.
Czego spółka się spodziewa po rynku mięsa czerwonego?
Plan na ten rok zakłada przychody w Grupie Cedrob na poziomie prawie 5 mld zł. Planujemy duże inwestycje i mamy nadzieję, że polityka państwa na szczeblu rządowym i samorządowym będzie sprzyjała realizacji naszych przedsięwzięć. Chcemy przeznaczyć 3 mld zł na Strategię 500. To spore nakłady, nie tylko jak na sektor mięsa czerwonego, ale w skali całej gospodarki. Po tych inwestycjach grupa stanie się istotnym graczem na kontynencie i zauważalnym na świecie.
Widzi pan zagrożenia, z powodu których plan może nie zostać zrealizowany?
Otoczenie powinno być co najmniej neutralne, a najlepiej przyjazne. Tymczasem z tym jest różnie. Mam na myśli niechęć do lokowania ferm trzody chlewnej i drobiarskiej na terenach wiejskich. Wynika ona ze złej polityki samorządów, które powinny zadbać, by produkcja rozwijała się z jak najmniejszym negatywnym skutkiem dla otoczenia. Przykre skutki można minimalizować. Produkcja musi być oparta na nowoczesnych rozwiązaniach. Samorząd powinien wydzielać tereny, na których można lokować intensywny chów zwierząt. Nie może zakazywać chowu na podległym sobie terenie. Powinna być stworzona szybka procedura wyznaczania terenu odpowiedniego do hodowli. Z drugiej strony niekorzystne jest tworzenie konfliktów przez rolników chcących budować fermę na terenie zwartej zabudowy. Władze gmin odpowiadają zakazem inwestowania na całym terenie gminy i to jest niedopuszczalne, często niezgodne z prawem. Kolejną niepokojącą kwestią jest projekt Kukiz’15 ustawy o wykorzystaniu roślin białkowych w produkcji zwierzęcej. Konsekwencją byłby spadek zużycia przez hodowców zbóż i upadek rolnictwa. Hodowla w Polsce przestanie się opłacać, będziemy importować z innych krajów UE. Producentom zbóż pozostanie eksport, a to z kolei oznacza ceny niższe o koszt transportu do portu, bo to tam określa się cenę ziarna w Polsce. Dziwne, że komisja zajmuje się kwestią takich regulacji, a nie rozmawia z przedsiębiorcami i rolnikami. Rekomendowałbym rządzącym, by ostrożniej i uważniej oceniali takie propozycje, które pojawiają się pod szczytnymi hasłami ochrony polskiego rolnika i walki z GMO, a tak naprawdę mogą mieć bardzo poważne konsekwencje dla polskiej gospodarki i rolnictwa.
Jakie inne bariery nie sprzyjają inwestycjom w Polsce?
Trzeba wspomnieć o przewlekłych postępowaniach administracyjnych i wprowadzeniu zasady milczącej zgody. Jej celem było to, by postępowania kończyły się w określonym czasie. Tymczasem są takie postępowania, które są celowo przewlekane, a nawet więcej, dąży się do tego, by nie były wydawane decyzje w ich sprawie. Wolno też idzie zdobywanie nowych rynków. Przykładem może być rynek chiński. Rok temu nasz zakład został zaakceptowany przez chińskich audytorów. Mimo to azjatycki rynek jest dla nas wciąż zamknięty. Po politycznych uzgodnieniach nie ma realizacji na poziomie weterynarii, brakuje ludzi do pracy, do stałej aktywności i załatwiania spraw za granicą. Są pieniądze w systemie. Trzeba to inaczej zorganizować. Dziś Główna Inspekcja Weterynarii to mało atrakcyjne miejsce pracy. Podobnie jest ze szczeblem wojewódzkim, a już najgorzej jest w powiecie. Zarobek powiatowego lekarza weterynarii to 5,5 tys. zł brutto. Lekarze nie chcą pracować na tym stanowisku. W Ciechanowie lekarz wyznaczony do badania poubojowego za 50 godzin w miesiącu obecności w naszej ubojni otrzymuje 16 tys. zł. Swoją drogą ciekawe, jak jest to rozliczane przez PLW. Cedrob płaci 600 tys. zł za selekcję, a nie badanie poubojowe, bo to fikcja. Gdyby zastąpić tę praktykę etatami dla lekarzy weterynarii i opłacać ich kwotą 10 tys. zł miesięcznie, oszczędności w skali miesiąca wyniosłyby 300 tys. zł, a PLW miałoby jeszcze ok. 100 tys. zł na dodatkowe zatrudnienie w inspektoracie. Byłaby szansa na zatrudnienie fachowców na miejscu i pracujących dla rozwoju eksportu. W Grupie Cedrob na opłaty weterynaryjne i fundusze promocji marnujemy 10 mln zł rocznie.
Potęga Cedrobu
Cedrob jest największym producentem mięsa w Polsce. W skład Grupy Cedrob wchodzi kilkadziesiąt podmiotów, w tym fermy reprodukcyjne, wytwórnie pasz, wylęgarnie piskląt, zakłady mięsne, sklepy firmowe oraz punkty handlu paliwami i nawozami. Firma powstała w 1991 r. w Ciechanowie. Początkowo specjalizowała się w produkcji drobiu.