Rozmawiamy z JANEM WEJCHERTEM, prezydentem i współwłaścicielem Grupy ITI - Polska gospodarka jest odporna na kryzys, dzięki czemu wyniki ITI i TVN będą lepsze, niż przewidywali pesymiści. Spółki mają także pieniądze na obsługę finansowania.
TVN i Grupa ITI miały na rynku świetny wizerunek, ale na początku tego roku – szczególnie po przejęciu przez TVN platformy n – przestaliście być pupilkiem mediów. Jak się pan z tym czuje?
– Przyznaję, że mamy do czynienia z sytuacją dość paradoksalną. ITI został po raz drugi z rzędu uznany za najlepszego pracodawcę roku, TVN i Onet co miesiąc wchodzą do czołówki najbardziej opiniotwórczych mediów w Polsce, TVN nagrodzono za najlepsze relacje inwestorskie... Wszystkich nagród, które dostaje sam TVN, nie ma nawet sensu wymieniać, bo to większość tego, co można w Polsce zdobyć. Przecież sami sobie tych nagród nie dajemy, więc o co chodzi?
Ma pan przekonanie, że podejmujecie słuszne decyzje, ale rynek was nie rozumie?
– Na to wszystko nakłada się coś, czego zupełnie nie rozumiem. Przecież ITI działa już na rynku 25 lat. Gdyby przeanalizować różne nasze projekty, to na koniec niemal wszystkie się udają i – co więcej – mają charakter strategiczny. Nie rozumiem, dlaczego analitycy i inwestorzy nigdy nie mieli i wciąż nie mają zaufania do nowych projektów. Powszechne zdziwienie i powątpiewanie towarzyszyło nam, gdy zabieraliśmy się za telewizję, ale to nam się udało. Gdy tworzyliśmy TVN24, nawet nasi amerykańscy partnerzy nie wierzyli w ten projekt, więc ITI wziął ciężar finansowania na siebie. Podobnie było z Onetem. Proszę sobie wyobrazić dziś TVN jako tylko naziemną telewizję, bez kanałów tematycznych, bez internetu i – wreszcie – bez dystrybucji, którą zapewnia naziemna platforma satelitarna. Gdybyśmy dzisiaj mieli tylko TVN, to wszyscy mówiliby, że nie wykorzystaliśmy wielu szans, że przespaliśmy wiele okazji.
TVN przejął n w środku globalnego kryzysu. Rządził strach. A wy dokonaliście transakcji, która przeraziła inwestorów. Uznano, że to wyciąganie pieniędzy z TVN do ITI, bo musicie spłacać kredyty. Może warto było poczekać z tą transakcją?
– Niczego nie żałuję. Myślę nawet, że zrobiliśmy to za późno. Całe ryzyko uruchomienia platformy wzięła na siebie Grupa ITI, zaciągając w tym celu kredyty. Przyszedł moment, w którym uznaliśmy, że nie ma ryzyka niepowodzenia i w związku z tym platforma może już trafić pod skrzydła TVN. Tylko w ten sposób można osiągnąć istotne synergie.
Jestem niepoprawnym optymistą, ale sukces n przerósł nawet moje oczekiwania. To trzecia platforma na rynku, która ma już blisko 800 tys. abonentów, największy udział w rynku HD – prawie 98 proc., najwyższy przychód na jednego abonenta, a do tego daje TVN możliwości dystrybucji i nowe źródło przychodów. Co do strony finansowej transakcji, nie miała ona nic wspólnego z kredytami ITI. Na ich spłatę mamy czas do 2012 roku, a na spłatę odsetek są odłożone środki. TVN przejął teraz częściowe finansowanie platformy, ale jest ono już niewielkie, bo spółka jest bliska break even, a gdyby nie różnice w kursach walut, już by ten punkt osiągnęła. Poza tym, przecież dzisiaj i tak ITI nadal finansuje platformę, bo mamy 62 proc. udziałów w TVN. Skoro udziały w TVN stanowią najistotniejszą część majątku ITI, jak ci faceci z ITI mogliby zrobić cokolwiek, by strzelić sobie w kolano? Przecież to nonsens.
To skąd tak negatywne nastawienie rynku?
– Pytanie, czy to nastawienie nie zostało wylansowane na zamówienie.
Czyje?
– Konkurencji takiej czy innej. Może jakiejś grupy inwestorów.
Ma pan jakieś konkretne podejrzenia?
– Nie. Ale proszę spojrzeć na przykład na raporty banku Merrill Lynch. Przecież one są skandaliczne. Napisaliśmy zresztą do zarządu banku, że ich raporty są skrajnie nieprofesjonalne, bo opierają się na niesprawdzonych lub wręcz wyssanych z palca informacjach.



Jakie są pana prognozy dla polskiej gospodarki?
– Myślę, że bardziej niż inne jest odporna na sytuacje kryzysowe i nieprzewidziane. Gdzieś czytałem, że w I kwartale powstało w Polsce 30 tys. nowych małych i średnich firm. To bardzo budujące. Polacy po prostu są coraz bardziej aktywni i biorą sprawy w swoje ręce. Jeśli idzie o nas, to cieszę się, że nasze przychody są zdywersyfikowane. Mogę powiedzieć, że wyniki I półrocza będą nieco lepsze niż te, które przewidywaliśmy w najgorszym scenariuszu. Proszę pamiętać, że nie mamy do czynienia z jakimś dramatem, jak na przykład na Ukrainie czy w Rumunii, gdzie spadek przychodów reklamowych sięga 30–40 proc.
Wszyscy, także Grupa TVN, tną dziś koszty. Jak głębokie będą jeszcze cięcia?
– Myślę, że menedżerowie naszych spółek dokonali już odpowiedniej optymalizacji. Ale w takiej sytuacji jak dziś ograniczenia kosztów to normalne przystosowanie się do sytuacji rynkowej. My mamy tę przewagę, że dużo produkujemy sami, więc łatwiej nam te koszty wyhamować. Oszczędności w kosztach produkcji są naturalne, ale na pewno nie obniżymy jakości naszej oferty. Chcemy utrzymać pod tym względem pozycję lidera. Cały czas rozważamy nowe kanały tematyczne, ale miejscami, w których analizowanych jest najwięcej nowych pomysłów, są Onet i platforma n.
Newsweek napisał, że pan i Wojciech Kostrzewa wpłaciliście pieniądze na kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz w 2005 roku, sugerując, że dzięki temu dostaliście subwencję na budowę stadionu Legii.
– Uważam, że bardzo dobrze zrobiłem, wpłacając właśnie na kampanię pani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie mam się czego wstydzić. Mogę wpłacać, na kogo chcę. Bardzo panią Hannę Gronkiewicz-Waltz cenię i uważam, że jest najlepszym prezydentem Warszawy, jakiego mieliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. Nigdy nie było w mieście tylu inwestycji, co za jej kadencji.
A co do stadionu i Legii, to trzeba wyjaśnić kilka spraw. ITI nie dostał żadnej dotacji od miasta. To kłamstwo. To my daliśmy miastu za darmo projekt nowego stadionu Legii, który kosztował nas 3,5 mln euro. ITI będzie musiał płacić za dzierżawę stadionu 3,8 mln zł rocznie plus, jak do tej pory, ponosić koszty utrzymania obiektu i oczywiście utrzymania klubu piłkarskiego. Do tej pory zainwestowaliśmy w Legię ponad 25 mln euro i ciągle inwestujemy. Analitycy w tym przypadku powiedzieliby pewnie, że tyle straciliśmy do tej pory na Legii, bo przecież klub nie zarabia, ale my inaczej podchodzimy do tej inwestycji. Przez pięć lat dopłacamy do Legii, by nie zbankrutowała, a nikt nie powiedział nam nawet dziękuję. Fakty są takie, że to miasto buduje stadion jako swoją własną inwestycję, a my nie będziemy mieli do tego żadnego tytułu własności. Po prostu będziemy dzierżawić obiekt i płacić niemały czynsz. Wie pan, ile trzeba sprzedać biletów, by starczyło na czynsz w wysokości blisko 4 mln zł? Co najmniej 200 tys. Jeżeli pan zapyta, czy ktoś jest zainteresowany kupnem Legii, to mogę powiedzieć, że nikt. Za darmo nikt by go nie chciał, bo musiałby dopłacać.
JAN WEJCHERT
absolwent ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego. W 1984 roku założył razem z Mariuszem Walterem Grupę ITI. Pełni funkcję prezydenta Grupy ITI
Wyniki finansowe grupy ITI / DGP