WYWIAD. Najdalej za pięć lat Polbank chce zdobyć piąte miejsce na polskim rynku wśród największych banków, przede wszystkim dzięki rozbudowie sieci placówek.
• Jakie cele stawia pan przed Polbankiem? Czy właściciel, Eurobank EFG, jest zadowolony z tego, jak radzicie sobie na polskim rynku?
- Bardzo zadowolony. Polbank osiągnął rentowność w okresie krótszym niż dwa lata - normą są trzy, cztery lata. Za I kwartał tego roku mieliśmy zysk netto w wysokości 1,8 mln euro. Do końca 2012 roku chcemy być piątym bankiem w Polsce pod względem sumy bilansowej. Wierzymy we wzrost organiczny, w czym utwierdzają nas pierwsze dwa lata działalności.
• Sądzi pan, że sektor bankowy w Polsce czeka konsolidacja?
- Można dostrzec pewną prawidłowość: im mniejszy kraj, tym większe skonsolidowanie sektora bankowego. I odwrotnie. W 2006 roku obliczona dla unijnej dwudziestkipiątki średnia skumulowanego udziału w rynku największych pięciu banków wynosiła 59,2 proc. W każdym z pięciu dużych krajów UE, czyli w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech i Anglii, ten udział był niższy niż średnia. W Polsce, kraju dużym i rozległym, nie ma tendencji do konsolidowania. To domena małych rynków, jak Belgia czy Holandia.
• A więc jak planujecie skok do czołówki banków w Polsce?
- Między innymi dzięki rozbudowie sieci. Nie można zbudować dużego banku koncentrując się wyłącznie na części kraju, na dużych miastach, chociażby ze względu na to, że połowa ludzi w Polsce mieszka w miejscowościach poniżej 20 tys. mieszkańców, a tylko 11 proc. w miastach powyżej 500 tys. Nie można osiągnąć udziału w rynku na poziomie 5 proc., mając 100 czy 200 placówek w kilkudziesięciu miastach. Z uwagi na rozproszenie ludności bariera wejścia jest wysoka. Potrzebna jest duża sieć. Udowodnili to operatorzy sieci komórkowych, którzy osiągnęli wysoki poziom penetracji rynku, kiedy weszli w nowe kanały dystrybucji, np. do kiosków.
• Na rynku głośno o nowych graczach - jest jeszcze dla nich miejsce?
- I tak, i nie. Na naszą korzyść, kiedy startowaliśmy na początku 2006 roku, działała rozpędzająca się gospodarka, na rynku bankowym były istotne luki produktowe, które my staraliśmy się wypełnić. Teraz tych luk nie ma, trudniej jest zaskoczyć klienta. Nowi klienci często radzą się bardziej doświadczonych klientów istniejących banków. Ponadto w ciągu dwóch ostatnich lat bardzo szybko rozwijały się sieci placówek bankowych - sporo banków widzi potencjał rynkowy i się szybko rozwija, czy to poprzez otwieranie nowych placówek czy chociażby przez aktywność produktową i marketingową.
• Kilka lat temu wieszczyło się sukces bankowości internetowej. Pan temu przeczy.
- Taka jest tendencja w całej Europie: rośnie liczba placówek. W dwunastu rozwiniętych krajach UE ich liczba w ciągu pięciu lat wzrosła o 9 tys. Przy nabywaniu bardziej skomplikowanych produktów bankowych, typu kredyty hipoteczne lub fundusze inwestycyjne, większość klientów preferuje kontakt z doradcą bankowym. Internetowy dostęp jest dobry przy regulowaniu bieżących płatności.
• Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że 56 proc. społeczeństwa nie ma żadnych związków z bankami. W Europie Zachodniej ten współczynnik nie przekracza 10 proc.
- To pewnego rodzaju fenomen. Żyjemy w kraju, w którym dochód na jednego mieszkańca przekracza 9 tys. euro, rynkowa penetracja innych produktów i usług, jak samochody, telefonia komórkowa, sprzęt AGD, jest porównywalna z innymi krajami europejskimi, a korzystanie z usług bankowych dotyczy mniejszości Polaków. Mamy około 300 instytucji kredytowych na milion osób, średnia starej UE to ok. 600 placówek. Przy obecnej dynamice dojście do takiego poziomu zajmie w Polsce około dziesięciu lat.
• Banki nie powinny czuć się winne temu, że Polacy niechętnie korzystają z ich usług?
- Być może usługi bankowe okazały się zbyt skomplikowane, a produkty były oferowane w zbyt małej sieci dystrybucji. Ale od strony popytu zadecydowały przyzwyczajenia i łatwość obrotu gotówkowego. A przelew elektroniczny to ułamek kosztu transakcji gotówkowej. Pomijając koszty banków związane np. z kupowaniem gotówki, to ogromne koszty z tego tytułu ponosi gospodarka. A u nas udział gotówki w aktywach ludności to ciągle 13 proc., podczas gdy w krajach UE nie przekracza 5 proc. Trudno się dziwić społeczeństwu, że podejmuje racjonalne decyzje. ZUS dostarcza 5 mln emerytów i rencistów gotówkę do domu za pośrednictwem poczty, co wiąże się z dużymi kosztami. Masa ludzi wydaje, wpłaca, liczy, transportuje gotówkę, podczas gdy można byłoby to zastąpić pieniądzem elektronicznym. Pierwszym krokiem mogłaby być zmiana sposobu wypłaty świadczeń społecznych w Polsce na bezgotówkowe, podobnie jak wypłaty wynagrodzeń w sektorze państwowym, nawet tam gdzie działają kasy. Gdyby system bankowy był powszechniejszy, to byłby też tańszy.
• Które produkty bankowe będą w najbliższej przyszłości najbardziej popularne?
- Czeka nas dalszy silny przyrost kredytów hipotecznych. Coraz bardziej popularne będą elastyczne kredyty, czy to powiązane z kartą kredytową czy linie kredytowe. Trzecia grupa produktów to oferta dla małych firm - zarówno depozytowa, jak i kredytowa. Jestem też optymistą, jeżeli chodzi o zwiększanie się depozytów.
KAZIMIERZ STAŃCZAK
od 2006 roku dyrektor generalny Polbanku, wcześniej partner w firmie konsultingowej McKinsey&Company