Trudny dostęp do terenów pod budowę elektrowni i brak przetargów na produkcję to największe bariery dla inwestorów w branży energetycznej. Jeśli nie będzie szybkich decyzji, to inwestycje zostaną przeniesione z Polski do innych krajów.
• Uznaje się, że powodem braku inwestycji w energetyce jest wieloletnie, administracyjne hamowanie wzrostu cen energii. Czy obecny ich poziom w hurcie zapewni opłacalność inwestycji?
- Obecne hurtowe ceny energii nie zapewniają jeszcze opłacalności inwestycji, ale prognozy ich wzrostu są takie, że w Polsce będzie się opłacało produkować energię z nowych źródeł i że już opłaca się inwestować. Każda z firm energetycznych ma własne prognozy cen, ale tak naprawdę nie ma już znaczenia, jakie bo w Polsce energii brakuje i za kilka lat jej cena będzie wynikała z rzeczywistych kosztów inwestycji. To jest nieuniknione, inaczej energii po prostu nie będzie.
• Musimy wybudować 23 - 24 tys. MW nowych mocy. Czy wyliczany wcześniej koszt 1,5 mln euro za powstanie 1 MW nowych mocy jest już nieaktualny?
- Ta cena jest już większa, ale trudno dokładnie określić cenę energii z nowych elektrowni, bo ceny urządzeń energetycznych szaleją. Bloki węglowe o sprawności 46-48 proc., czyli takie, jakich w Polsce się nie buduje, a jakie naszym zdaniem należałoby budować, można zamówić dopiero po 2015 roku, często bez gwarancji ostatecznej ceny, ale z koniecznością wniesienia opłaty za rezerwację produkcyjną.
• Czy prywatyzacja polskich grup energetycznych przyspieszyłaby inwestycje?
- Tak, bo duże koncerny mają zarezerwowane moce produkcyjne u dostawców urządzeń energetycznych, a możliwość zakupu spółek sprzedaży, które mają dostęp do klientów, ograniczyłaby ryzyko inwestycyjne. Prywatyzacja to jednak nie jest warunek inwestycji w Polsce. My już mamy kupione pięć bloków węglowych i szukamy miejsca w Polsce do postawienia jednego z tych bloków. Trwa to już trzeci rok.
• Jak to możliwe w kraju, któremu grozi trwały deficyt energii?
- Główny problem to bardzo długi proces decyzyjny. Wyczuwalna jest niechęć do podjęcia decyzji. Stąd ciągłe analizy, powoływanie komitetów i grup roboczych. Oczywiście władze lokalne mają pełne prawo do własnej oceny swoich priorytetów gospodarczych, ale z punktu widzenia inwestora odwlekanie decyzji jest gorsze od decyzji negatywnej. Może kiedy dojdzie do blackoutu (długotrwałych przerw w dostawach energii - red.), to decyzje będą zapadać szybciej. Kolejny problem to niejasne sytuacje prawnowłasnościowe oraz planistyczne działek wskazywanych przez władze lokalne. To bardzo wydłuża proces pozyskiwania terenu i uzyskiwania pozwoleń na budowę. A pamiętajmy, że po uzyskaniu praw do terenu sam proces projektowania, w tym wykonania analiz środowiskowych i uzyskiwania niezbędnych pozwoleń, trwa od 1 roku do 3 lat, po czym proces budowy elektrowni węglowej 4-5 lat. Koncerny takie jak my, które mają kupione elektrownie i szukają lokalizacji, to szansa dla Polski i rządowi powinno na tych inwestycjach zależeć. Co prawda nie przeszkadza, ale też nie zabiega specjalnie o te inwestycje.
• Skoro decyzja leży w rękach władz lokalnych, to co do tego ma rząd?
- Tereny interesujące dla inwestorów są często bezpośrednio lub pośrednio kontrolowane przez Skarb Państwa. Bez decyzji o rozpoczęciu przetargu na sprzedaż tych terenów nie można rozpocząć procesu przygotowania inwestycji. Rząd moim zdaniem nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i ciągle uważa, że kryzys w energetyce uda się zażegnać, bo w dalszym ciągu mamy nadwyżkę mocy, a nowo utworzone polskie grupy będą szybko inwestować. Doświadczenie z dotychczasowego sposobu działania firm państwowych nie uzasadnia takiej wiary.
• Co pana zdaniem trzeba zrobić, żeby ułatwić inwestycje w energetyce?
- Poza szybkim sprzedaniem w przetargach terenów interesujących dla inwestorów należałoby doprowadzić do tego, żeby PSE Operator jak najszybciej rozpoczął przetargi na moce szczytowe we wskazanych lokalizacjach. Rozpoczęcie tego procesu jest bardzo ważne, bo uczucie, które najczęściej towarzyszy inwestorom w Polsce, to zmęczenie. Jeśli nie będzie szybkich decyzji lokalizacyjnych, to chociaż Polska jest atrakcyjnym rynkiem, wszystkie kupione już bloki będziemy musieli postawić gdzie indziej.
GRZEGORZ GÓRSKI
od 2007 r. prezes Electrabel Polska, która kontroluje elektrownię w Połańcu. Absolwent Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Od 1992 roku zarządza w Polsce spółkami grupy przemysłowo-usługowej SUEZ z Paryża