Przez media przelewa się fala wzburzenia dotycząca nepotyzmu, kolesiostwa – i czego tam jeszcze – w spółkach Skarbu Państwa i administracji publicznej. Oburzenie jest słuszne – można jedynie mieć pewne wątpliwości co do pojawiających się tu i ówdzie pomysłów na rozwiązanie tego problemu.
Te zjawiska nie zaczęły się w 2012 r. Problem trwa – z większym lub mniejszym nasileniem – od początku transformacji. Od ponad dwóch dekad w dużej mierze ci sami ludzie go rozwiązują. Czy tak samo postępowaliby we własnym domu czy własnej firmie? Czy dawaliby na przykład przez 20 lat synusiowi pieniądze wraz z instrukcjami, że ma ich nie wydawać na papierosy, a gdyby ostrzeżenia nie przynosiły żadnego rezultatu, nadal by je otrzymywał?
Czy przez 20 lat wymyślaliby instrukcję i przepisy dla księgowej, że ma nie siedzieć pół dnia na Facebooku czy Naszej Klasie, i mimo że ona dalej od rana do wieczora „lajkuje” i „udostępnia”, nadal by ją zatrudniali? Nie. W jednym i drugim przypadku uznaliby bezskuteczność swoich działań i synalek przestałby dysponować środkami, a księgowa musiałaby poszukać sobie innej pracy.
Tymczasem w wymiarze publicznym politycy dalej proponują nam gorszący spektakl. Posypią się inicjatywy „przejrzystości”, „komitetów nominacyjnych”, „kodeksów etyki”, ustaw i rozporządzeń oraz innych mniej lub bardziej trafionych propagandowo pomysłów, po to żeby nic się nie zmieniło.
Każdy rozsądny człowiek, jeśli przyjrzy się totalnej bezskuteczności tego boju, uzna, że jedynym sposobem na pozbycie się problemu jest prywatyzacja. Jeżeli przez 20 lat prób nic nie udało się w tym zakresie osiągnąć, można domniemywać, że przez następne dwie dekady będzie podobnie. Ale nic z tych rzeczy. Politycy najwyraźniej nie chcą rezygnować z posiadanej władzy i ilekroć zaczyna się mówić o prywatyzacji tej czy innej spółki, zaraz okazuje się, że jest ona „strategiczna”, że „nie wyprzedaje się sreber rodowych”, a nawet jest „perłą w koronie”.
Dobrym przykładem jest tutaj spółka Polski Cukier. Jestem z Podlasia, więc u nas cukier jest oczywiście „surowcem strategicznym”, ale zaręczam, że będziemy go kupować także od prywatnego producenta, a nawet od Niemca czy Ruskiego. Myślę, że wyrażam tu powszechną opinię ludu Podlasia – nieważne, od kogo, byleby był i nie za drogi.

Zamieszanie wokół standardów w zarządzaniu majątkiem państwowym to tylko mydlenie oczu. Politycy robią wszystko, żeby nic się nie zmieniło

Tak więc miano prywatyzować spółkę Polski Cukier – jedną z gwiazd mediów po ujawnieniu taśm PSL – i to w modelu plantatorsko-pracowniczym, więc nie groziło nam nawet, że będziemy musieli kupować cukier od Ruskiego czy Niemca. Proces zaczął się jesienią 2011 r. i nagle w marcu tego roku został zatrzymany. Jako że jakimś zainteresowanym grupom było na rękę, żeby spółka pozostała państwowa, a cukru jako „surowca strategicznego” (poza moim Podlasiem!) nie dało się sprzedać, na ruszt wrzucono inny koncept prywatyzacji – przez giełdę. Który lepszy? Jest to doskonały sposób na kilkuletnią debatę na ten temat, otwarte pole do zamawiania ekspertyz, raportów, opracowań – a potem będzie nowy rząd i można rozpoczynać dyskusję o prywatyzacji Polskiego Cukru od początku!
Po publikacjach w mediach na temat tej spółki Ministerstwo Skarbu zapewnia, że prywatyzacja wraca i nie będzie już rozważań, czy giełda, czy model pracowniczo-plantatorski. Ma być ten drugi. Zobaczymy.
Jedynym testem na to, czy politycy chcą coś zrobić w zakresie likwidacji różnych patologii w państwowych spółkach, jest ich prywatyzacja. Doświadczenie pokazuje, że innego sposobu na aparat partyjny nie ma. Jeżeli w rozsądnym terminie takie spółki, jak Polski Cukier czy Elewarr nie zostaną sprywatyzowane – obojętnie z jakich powodów – to będzie to kolejny dowód, że zamieszanie wokół standardów w zarządzaniu majątkiem państwowym to tylko mydlenie oczu, a politycy robią wszystko co możliwe i niemożliwe, po to żeby nic się nie zmieniło.