Taryfa ulgowa dla naszego rządu skończy się po wyborach. Banki inwestycyjne już teraz to zapowiadają.
Prawdopodobnie uda nam się jakoś prześlizgnąć bez reform do wyborów parlamentarnych. Za to potem – agencje ratingowe i banki inwestycyjne nie pozostawiają złudzeń – wakacje dla Polski się skończą.
Zmian w naszym kraju po wyborach spodziewa się japoński potentat: Bank Nomura International. W listopadzie ostrzegł, że ocena wiarygodności kredytowej Polski może być zagrożona, jeśli rząd nie przedstawi planu naprawy finansów publicznych i ograniczenia deficytu po wyborach w październiku 2011 roku. Nomurze nie podoba się polski budżet, który, oględnie mówiąc, jest niezrównoważony. Japończycy przewidują, że ratingi mogą zostać zmienione w ostatnim kwartale 2011 lub w 2012 roku.
Coraz bardziej nosem kręci Fitch Ratings. Na razie tylko ostrzega, że rosnący deficyt budżetowy budzi wątpliwości co do stabilności naszych finansów. Agencje nie ruszają ratingów, bo uważają, że i tak byłaby to walka z wiatrakami: w roku wyborczym 2011 rząd PO – PSL nie przeprowadzi żadnych reform, które osłabiłyby jego szanse wyborcze.
Sporo zrozumienia ma dla nas nawet Komisja Europejska. Rok temu, kiedy KE oceniała nasz zaktualizowany plan wejścia do strefy euro, źródła brukselskie nieoficjalnie przyznawały, że zdają sobie sprawę z ograniczeń tego scenariusza: ambitny jest 2012 rok, a nie wyborczy 2011.
Inna sprawa, czy empatia instytucji oceniających stan naszych finansów to właściwy kierunek w gospodarce i biznesie. Lekarstwo na rozbuchaną szczodrość państwa może być dość bolesne. Im później zostanie zaaplikowane, tym bardziej będzie dotkliwe. Wprawdzie można liczyć na kolejne cudowne lata prosperity, ale byłby to już chyba nadmiar optymizmu.
Poważnych decyzji ratujących budżet nie da się uniknąć. Jasną diagnozę stanu polskich finansów zaprezentował pod koniec stycznia bank inwestycyjny Barclays Capital. Według niego polski rząd nie ma wiarygodnego planu ich naprawy. W podobnym tonie wypowiedział się niedawno przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Na razie to tylko słowa. Pora na czyny przyjdzie pod koniec roku, kiedy Polska będzie już po wyborach, a przed perspektywą kilkuletniego spokoju, bez głosowań, urn i wyniszczających kampanii. Jeżeli nowy rząd szybko przeprowadzi zmiany reperujące finanse publiczne, fachowcy z Fitch, Standard & Poor's i Moody's będą nas chwalić. Jeżeli nie, wystawią nam fatalne cenzurki, które boleśnie uderzą w złotego i polski dług.