Branża chwali inicjatywę liberalizacji zasady 10H. Niepokoi ją jednak wydłużony proces administracyjny. Postuluje więc ułatwienia w uzyskiwaniu niezbędnych dokumentów

4 maja resort rozwoju, pracy i technologii skierował do 30-dniowych konsultacji projekt ustawy o zmianie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw.
Jak już pisaliśmy, jego głównym założeniem jest liberalizacja tzw. zasady 10H przewidzianej w ustawie z 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (Dz.U. z 2016 r. poz. 961).
Co się zmieni?
Projekt utrzymuje zasadę lokowania nowych elektrowni wiatrowych wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (MPZP). Utrzymując zasadę 10H, uelastycznia ją i daje więcej samodzielności w tej sprawie gminom. MPZP będzie zatem mógł określać inną odległość elektrowni wiatrowej od budynku mieszkalnego niż 10H, jednak nie mniejszą niż 500 m. Taka odległość będzie też obowiązywać w przypadku lokowania nowych domów w odniesieniu do istniejących instalacji wiatrowych.
Gminy, chcące uelastycznić zasadę 10H, będą jednak musiały organizować dodatkowe dyskusje publiczne z udziałem zainteresowanych mieszkańców. Wydłużone będą też terminy i doprecyzowane zasady dotyczące wyłożenia do publicznego wglądu i przyjmowania uwag do projektu MPZP i prognozy oddziaływania na środowisko. Wpływ na takie inwestycje będą też miały sąsiednie gminy, na które rozciąga się ich oddziaływanie.
Dodatkowo nowe przepisy wprowadzają wyspecjalizowane techniczne komercyjne serwisy certyfikowane przez Urząd Dozoru Technicznego. Prezes UDT będzie wydawał takie certyfikaty na 5 lat.
Obawy inwestorów
– Bardzo nas cieszy, że projekt ustawy, zapowiadany od zeszłego roku, w końcu się zmaterializował. Kierunkowo pozytywnie oceniamy tę propozycję – mówi DGP Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Przyznaje, że regulacja ta na pewno nie będzie pełnym otwarciem – czyli całkowitym zniesieniem zasady 10H – którego branża by sobie życzyła. – Jest to jednak zdecydowanie krok w dobrą stronę – ocenia.
– Najbardziej niepokoi nas wydłużony proces administracyjny. Nie sprzeciwiamy się wprowadzeniu obowiązkowych konsultacji, ale naszym zdaniem warto w zamian zwiększyć tempo procedowania innych elementów procesu inwestycyjnego, np. dotyczących przyłączeń czy wydawania pozwoleń na budowę – wskazuje Gajowiecki. I postuluje uproszczenie wszystkich procedur administracyjnych, które przyspieszą uzyskiwanie dokumentów potrzebnych do rozpoczęcia inwestycji. Jak zapowiada, PSEW w toku konsultacji dostarczy do resortu pełne stanowisko wobec konkretnych przepisów.
Także mecenas Katarzyna Barańska, partner w Kancelarii Kochański i Partnerzy, uważa, że próba łagodzenia zapisów ustawy odległościowej jest co do zasady słuszna. Podobnie jak Janusz Gajowiecki obawia się jednak wydłużenia procedur. – Dobrze, że to samorządy będą mogły decydować o dalszych kierunkach swojego rozwoju i inwestycjach, zmniejszając odległość 10H tam, gdzie to możliwe i lokalnie potrzebne – mówi DGP. Dodaje jednak, że w praktyce obawy inwestorów może budzić zdecydowane wydłużenie procedur przyjmowania lub zmiany planu. Już obecnie, według niej, procedura ta jest bardzo długa – przyjmowanie planu miejscowego przez gminy średnio trwa ok. 1,5 roku bez uwag i z jednym wyłożeniem publicznym. – Tu konsultacje mogą znacznie wydłużyć ten okres, tym bardziej że dyskusje będą prowadzone nie tylko z mieszkańcami, ale także z gminami sąsiednimi – przewiduje mec. Barańska.
Prawniczka uważa też, że warto zastanowić się nad wydłużeniem vacatio legis dla wymogu korzystania z certyfikowanych przez UDT serwisów dla farm wiatrowych, by nie powodować potencjalnych zakłóceń technicznych w działalności farm.
Gminy wiejskie wyczekują liberalizacji
– Generalnie projekt jest zdecydowanie krokiem w dobrą stronę – potwierdza w rozmowie z DGP Leszek Świętalski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich RP. Zaznacza jednak: – Z przyczyn politycznych nikt się nie wycofał i nie przyznał, że wprowadzenie reguły 10H w 2016 r. było błędem.
Jak dodaje, wyznaczenie minimalnej odległości 500 m urządzeń energetyki wiatrowej od zabudowań, w jedną i drugą stronę, jest zgodne z oczekiwaniami związku. – Istniejąca regulacja doprowadziła do swoistego zablokowania zabudowy mieszkaniowej na znacznych obszarach gmin, w których są instalacje wiatrowe, w szczególności na terenach intensywnie zurbanizowanych, ale także przeznaczonych pod zabudowę mieszkaniową – przypomina. Budowanie nowych instalacji wyłącznie w oparciu na MPZP to, jak mówi, kompromis akceptowalny zarówno przez samorządy, jak i sektor energetyki wiatrowej.
W jego ocenie projekt zbyt ingeruje jednak w to, jak mają wyglądać konsultacje społeczne dotyczące lokowania nowych instalacji. – Opowiadamy się za pozostawieniem większej swobody w tej sprawie samorządom, które najlepiej wiedzą, jak komunikować się z mieszkańcami – podkreśla.
– Teraz wszystko będzie zależało od procesu legislacyjnego. Zobaczymy, czy będzie poparcie dla odrobienia ogromnych strat, do których doszło przez minione 5 lat. Nam zależy na jak najszybszym doprowadzeniu do uchwalenia i wejścia w życie tych przepisów – zaznacza Świętalski.
Zwolennikiem liberalizacji jest również europoseł PiS Bogdan Rzońca, który w Sejmie poprzedniej kadencji prowadził prace nad ustawą odległościową z 2016 r. – Jeżeli wiąże się to z dobrowolnością –mieszkańcy dobrowolnie będą się godzić na takie instalacje i nie będą one szkodzić zdrowiu – to uważam, że taka liberalizacja jest dobra – mówi DGP. Jak ocenia, wzrasta nasza świadomość w kwestii tego, by jednak iść w kierunku energii odnawialnej, tego, aby było jak najmniej przeszkód przy jej wdrażaniu. Rzońca dodaje, że uelastycznienie przepisów jest też wyjściem naprzeciw oczekiwaniom samorządowców. Służyć ono będzie odblokowaniu terenów inwestycyjnych. – Jeśli ludzie będą się godzili na takie instalacje, to uważam, że taką liberalizację można poprzeć. Oczywiście przy założeniu, że na pierwszym miejscu jest zdrowie – podsumowuje.
Spodziewane efekty
Zdaniem Leszka Świętalskiego na pewno rosnące ceny emisji CO2 powinny skłonić nas do rozwoju wszelkich form OZE, w tym lądowej energetyki wiatrowej. W jego ocenie morska energetyka wiatrowa – tak obecnie promowana – przynajmniej na początku będzie bowiem bardzo droga, bo brakuje sieci przesyłowych.
Janusz Gajowiecki, pytany, czy realne jest, przewidywane przez projektodawców, wybudowanie dzięki nowym przepisom instalacji o mocy od 6 do 10 GW, odpowiada: – Te wartości są nawet niedoszacowane. Na pewno potencjał wiatru w Polsce jest jeszcze większy. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej, takie jak Rumunia, Bułgaria, Węgry, Ukraina, Litwa, Łotwa, Estonia i Czechy, łącznie nie mają takiego potencjału rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w perspektywie najbliższych 10–15 lat jak Polska – przekonuje.
Jak zaznacza, nasze atuty to dostępny areał, prędkości wiatru oraz fakt, że jesteśmy krajem rolniczym. A rolnictwo i energetykę wiatrową, mówi, łączy swoista symbioza. Infrastruktura wiatrowa nie wyklucza rolnictwa, a wręcz je usprawnia poprzez infrastrukturę, taką jak drogi, która ułatwia też dojazd do upraw rolnych. Dodatkowo rolnicy, którzy zarabiają na dzierżawieniu terenów pod wiatraki, mają więcej pieniędzy na inwestycje np. w sprzęt rolniczy.
O skutki przepisów z 2016 r. zapytaliśmy rzecznika Prokuratorii Generalnej RP Bartosza Swatka. Jak nas poinformował, PGRP prowadzi dwie sprawy w arbitrażu inwestycyjnym z powództwa inwestorów amerykańskich oraz inwestora cypryjskiego. – Prokuratoria nie może na obecnym etapie tych postępowań wskazywać kwot, na jakie opiewają roszczenia, oraz innych szczegółów ich dotyczących z uwagi na poufność tych postępowań – dodał.
Wysoka cena
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach