Jeśli wierzyć w zapowiedzi inwestora, w najbliższych tygodniach miałaby zostać wznowiona budowa gazociągu Nord Stream 2. Ale nawet jeśli do tego dojdzie, nie będzie to automatycznie oznaczało sukcesu Rosjan. Ze względu na amerykańskie sankcje gazociąg będzie układany w żółwim tempie, a jego ostateczne oddanie do użytku pozostaje wysoce niepewne.

Trudno dziś znaleźć inwestycję rurociągową, która wywoływałaby tyle kontrowersji, co NS2. Projekt budzi skrajne emocje, stanowiąc kość niezgody tak w ramach relacji transatlantyckich, jak i w kontaktach między poszczególnymi państwami Unii Europejskiej. Ponadto Stany Zjednoczone starają się zablokować NS2 wszelkimi możliwymi sposobami, zaś promotorzy projektu – głównie Rosjanie i Niemcy – próbują obejść amerykańskie sankcje. Ta specyficzna rywalizacja osiąga powoli swój punkt kulminacyjny.
Amerykanie pierwszy raz pomieszali szyki inwestorom NS2 pod koniec 2019 r., gdy Kongres przyjął pakiet sankcji mających uniemożliwić budowę gazociągu. W związku z wprowadzonymi wówczas regulacjami NS2 utracił dostęp do międzynarodowych firm zajmujących się układaniem rurociągów podmorskich, co skutecznie zablokowało realizację projektu. W rezultacie przez cały 2020 r. Rosjanie modernizowali i dostosowywali posiadane przez siebie statki, szukając możliwości dokończenia budowy na własną rękę.
Rosyjskie starania przyniosły pewne efekty, choć nie takie, które odpowiadałyby pierwotnym oczekiwaniom. Władimir Putin przekonywał rok temu, że NS2 zacznie działać na przełomie 2020 i 2021 r. Jeśli wierzyć ostatnim deklaracjom i złożonym w Danii zaktualizowanym harmonogramom budowy, układanie gazociągu na duńskich wodach miałoby zostać wznowione już w najbliższych tygodniach, o ile znów nie opóźnią tego amerykańskie sankcje. Sęk w tym, że nie będzie ono realizowane z wykorzystaniem ściągniętego z Dalekiego Wschodu statku „Akadiemik Czerskij”, który mimo modernizacji wciąż nie jest gotowy do pracy, ale rosyjskiej barki „Fortuna”.
Dla NS2 to problem. Oficjalnie założono, że „Fortuna” będzie układać zaledwie 400 m rur dziennie, czyli 10-krotnie mniej, niż byli w stanie uprzednio zagwarantować zachodni wykonawcy. Jeżeli nie dojdzie do komplikacji technicznych, a tych także nie można wykluczać, w tym tempie Rosjanie do wakacji zdołają dokończyć zaledwie jedną z dwóch planowanych nitek gazociągu. I nie będzie to dla nich oznaczać końca utrudnień związanych z realizacją projektu.
Tymczasem amerykański Kongres 1 stycznia przyjął drugi pakiet sankcji, rozszerzający wcześniej wprowadzone restrykcje o kolejne grupy podmiotów, w tym spółki świadczące usługi certyfikacyjne na rzecz NS2. To zmiana trudna do przecenienia. Na świecie funkcjonuje niewiele towarzystw klasyfikacyjnych, które mogą zapewnić certyfikację NS2, a więc stwierdzić jego zgodność z projektem technicznym oraz standardami branżowymi. Żadna z tego typu firm nie może ryzykować nałożenia sankcji, przez co nie dziwi, że norweski DNV GL – dotychczasowy certyfikator gazociągu – poinformował o zawieszeniu współpracy z NS2.
W praktyce oznacza to, że nawet jeśli „Fortuna” dokończy jedną z nitek gazociągu, to nie wiadomo, czy i jak Rosjanie mieliby przeprowadzić jej rozruch. Usługi certyfikacyjne to nie statek, który można formalnie przekazać nikomu nieznanej firmie w celu ochrony przed sankcjami. Wydaje się niezbędne, by certyfikacja, jeżeli ma zostać uznana przez europejskich regulatorów za wiarygodną, została przeprowadzona przez taki podmiot, którego kompetencje i doświadczenie nie będą budzić wątpliwości. Tego zaś obecnie Rosjanie zapewnić nie mogą.
Być może z tego właśnie powodu promotorzy NS2 podejmują także inne, wysoce kontrowersyjne inicjatywy, mające pozwolić oddać gazociąg do użytku mimo narastających przeciwności. Na początku stycznia władze landowe w Schwerinie powołały do życia Fundację Meklemburgii-Pomorza Przedniego na rzecz Ochrony Klimatu i Środowiska (sic!), której celem ma być obejście sankcji. Podmiot finansowany i kontrolowany pod względem administracyjnym przez spółkę NS2 ma pośredniczyć w realizacji wybranych usług czy dostaw urządzeń potrzebnych do ukończenia inwestycji.
W założeniu ma to pozwolić na zniwelowanie zagrożenia ze strony USA dzięki furtce, jaką pozostawiono w treści regulacji sankcyjnych: amerykańskim restrykcjom nie mogą bowiem podlegać podmioty państwowe, a do takich zalicza się fundacja. Wciąż jednak może być to za mało, by Rosjanie faktycznie odnieśli sukces. Biorąc pod uwagę dokładną treść amerykańskiej ustawy o sankcjach przeciwko NS2, restrykcjami i tak mogą być objęci kontrahenci niemieckiej fundacji. Liczy się fakt zaangażowania w projekt NS2, a nie to, z kim dokładnie jest podpisana dana umowa. To wystarczające ryzyko, by globalne towarzystwa klasyfikacyjne trzymały się z daleka od inwestycji.
Co zatem czeka NS2? Z jednej strony Rosjanie faktycznie zrobią wszystko, by pomimo sankcji wznowić w najbliższych tygodniach budowę gazociągu, przyjmując strategię faktów dokonanych. Czynili to zresztą wcześniej, np. rozpoczynając układanie rur przed uzyskaniem kompletu pozwoleń. Z drugiej strony nie wydaje się, by administracja nowego prezydenta Joego Bidena miała dokonać wolty w dotychczasowych działaniach względem NS2, nawet jeżeli będzie zabiegać o odbudowę relacji z europejskimi sojusznikami.
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem pozostaje impas wokół budowy gazociągu i dalsze przeciąganie liny między zwolennikami i przeciwnikami inwestycji. Los gazociągu Nord Stream 2 pozostaje niepewny. Najlepszym potwierdzeniem takiego stanu rzeczy jest zresztą najnowszy prospekt emisyjny Gazpromu. Rosyjski koncern stwierdził w nim, że budowa może nawet zostać zaniechana. To pierwszy raz, kiedy Gazprom oficjalnie dopuszcza taki scenariusz przed swoimi inwestorami.