Do 2025 r. z polskiego rynku pracy zniknie 2,1 mln, czyli 12,5 proc. obecnych pracowników – szacuje Polski Instytut Ekonomiczny. Demografia wzmacnia sytuację pracowników i jest wyzwaniem dla pracodawców.

Raport PIE, rządowego think tanku, zatytułowany „Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce (autorzy: Paula Kukołowicz, Paweł Leszczyński, Jędrzej Lubasiński, redakcja merytoryczna: Andrzej Kubisiak) pokazuje, co czeka Polskę, jeśli w najbliższej dekadzie utrzymają się kluczowe wskaźniki demograficzne, na czele z dzietnością i liczbą urodzin, ale też saldem migracji. Wedle raportu w wyniku obecnych procesów demograficznych do 2035 r., czyli w dekadę, polski rynek pracy skurczy się o 2,1 mln pracowników, a więc aż o 12,5 proc.

Deficyty mają się pogłębiać w prawie wszystkich sekcjach PKD. Oto prognozowane napływy i odpływy pracowników w latach 2025–2035 (w tysiącach osób):

edukacja – napłynie 52,8, odejdzie 413,7

• opieka zdrowotna – napłynie 103,3, odejdzie 360

rolnictwo – napłynie 78,7, odejdzie 405,8

• przemysł – napłynie 404,5, odejdzie 804,5

• handel – napłynie 307,5, odejdzie 423,7

budownictwo – napłynie 103, odejdzie 225,2

• transport – napłynie 99,1, odejdzie 267,4

• zakwaterowanie i gastronomia – napłynie 103,6, odejdzie 71,7

• administracja publiczna – napłynie 83,5, odejdzie 265,8.

Niska dzietność i strategia migracyjna a potrzeby gospodarki

Z powodu utrzymującego się od przełomu stuleci kryzysu urodzin i starzenia się społeczeństwa z polskiego rynku pracy znika obecnie ok. 150 tys. ludzi rocznie. Wedle oficjalnych danych rządu („Barometr zawodów”) już w prawie 30 kluczowych specjalnościach brakuje pracowników. Organizacje pracodawców sugerują wobec tego wprowadzanie bardzie aktywnej i skutecznej polityki pronatalistycznej oraz zmniejszenie barier w zatrudnianiu cudzoziemców. Dla zaspokojenia wymagań rosnącej gospodarki potrzeba ok. 200 tys. nowych pracowników rocznie.

Z najniższym w całych swoich dziejach wskaźnikiem dzietności (TFR) – 1,11 – Polska zajmuje obecnie wraz z Hiszpanią ostatnie miejsce w Europie. W porównaniu z 2015 r. zanotowała też jeden z największych spadków dzietności i urodzeń na świecie (wyraźnie niższy wskaźnik ma Korea Południowa). Do zastępowalności pokoleń potrzeba współczynnika dzietności powyżej 2. Żaden kraj w Europie nie zbliża się obecnie do tej wartości. Wśród dużych państw UE najwyższy wskaźnik – 1,63 – ma Francja (spadek z 1,93 w 2015 r.); w Polsce nawet regiony o najwyższej dotąd dzietności odnotowują głębokie spadki, a na większości obszarów wiejskich dzietność jest niższa niż w metropoliach. Musimy być gotowi na to, że w najbliższych latach nad Wisłą będzie się rodzić mniej niż 250 tys. dzieci rocznie. To cztery razy mniej niż po II wojnie światowej i prawie trzy razy mniej niż pół wieku temu.

Konsekwencje spadku urodzeń są odczuwalne na rynku z oczywistym opóźnieniem (18–25 lat), natomiast o wiele wcześniej uderzają w polską gospodarkę skutki rekordowo szybkiego starzenia się społeczeństwa. Cytowany raport PIE po raz pierwszy wnikliwie opisuje to zjawisko. Kluczowe dane:

• W minionym roku 4,2 mln osób pracujących w Polsce było w wieku 50–59/64 lata. To aż jedna czwarta wszystkich zatrudnionych w wieku 18–64 lata; większość tej grupy w ciągu najbliższej dekady przejdzie na emerytury – pokolenia, które powinny ich zastępować, są natomiast prawie dwa razy mniej liczne.

• W sektorze publicznym w wieku 50–59/64 lata jest jeszcze więcej, bo 31 proc. pracowników; w sektorze prywatnym jest to 21 proc.

Wpływ demografii na rynek pracy

Autorzy raportu PIE przypominają, że po upadku PRL i realnego socjalizmu w 1989 r. Polska czerpała korzyści z dywidendy demograficznej, czyli korzystnej z punktu widzenia gospodarki struktury wiekowej społeczeństwa: do 2013 r. udział osób w wieku produkcyjnym w odniesieniu do reszty populacji pozostawał wysoki i wykazywał tendencję wzrostową. Pracodawcy mieli dzięki temu znakomity dostęp do zasobów pracy, co bardzo pomogło w transformacji i rozwoju gospodarki w pierwszych dwóch dekadach kapitalizmu.

Ale ten naturalny zasób wyczerpał się w połowie poprzedniej dekady, za sprawą obserwowanego od połowy lat 80. przyspieszenia spadku liczby urodzeń. Od 2013 r. uwidocznił się proces topnienia populacji osób w wieku produkcyjnym, a jednocześnie stale zwiększa się liczba osób w wieku poprodukcyjnym. Z wszystkich prognoz demograficznych wynika, że to zjawisko będzie przybierać na sile w kolejnych latach, a spadek liczby osób w wieku produkcyjnym – zarówno w ujęciu nominalnym, jak i w relacji do reszty społeczeństwa – będzie w Polsce znacznie wyższy niż średnio w państwach Unii Europejskiej.

W minionej dekadzie pracodawcy mieli z przyczyn demograficznych coraz większe problemy z pozyskaniem pracowników – zarówno specjalistów o wysokich kompetencjach, jak i wykwalifikowanych robotników, a nawet osób fizycznych do prostych prac. Szczęśliwie dla polskiego rozwoju demograficznego rynek pracy został uzupełniony przez największą od stuleci falę imigrantów, przede wszystkim Ukraińców. Zaczęli oni masowo przyjeżdżać nad Wisłę dokładnie w chwili, gdy skończyła się wspomniana dywidenda demograficzna – po pierwszej napaści Rosji na Ukrainę w 2014 r. (aneksja Krymu, inwazja na Donbasie).

W ostatniej dekadzie polski wzrost gospodarczy był podbijany przez prawie milion legalnie zatrudnionych, płacących podatki i składki ubezpieczeniowe, migrantów, głównie Ukraińców. Nawet tak duży, największy w nowożytnej historii, napływ migrantów nie zrekompensował jednak deficytów wynikających z wewnętrznych procesów demograficznych i nie zaspokoił wszystkich rosnących potrzeb gospodarki. Przyczyniło się to do dynamicznego wzrostu wynagrodzeń i wzmocnienia pozycji pracobiorców.

W swoim raporcie PIE zwraca uwagę, że w najbliższych latach z polskiego rynku pracy będą odchodzić osoby urodzone w okresie 1960–1974, które mają dziś 50–59/64 lata. Na koniec 2023 r. było ich 4,2 mln. Większość w nich weszła na rynek pracy w bardzo trudnych czasach – w kryzysie gospodarczym późnego realnego socjalizmu lub na początku transformacji. Główną cechą odróżniającą tę grupę od pozostałych jest względnie niski udział osób z wyższym wykształceniem: stanowią one tylko 24,5 proc., gdy np. w grupie mającej obecnie 35–49 lat odsetek ten sięga 46 proc. Drugim wyróżnikiem pracowników w wieku 50–59/64 lata jest to, że częściej niż członkowie pozostałych kohort wiekowych pracują w sektorze publicznym. Trzecim – to, że mamy w tej grupie wyraźną nadreprezentację ludzi prowadzących własną działalność gospodarczą; jest to pokolenie pionierów polskiego kapitalizmu i przedsiębiorczości.

Analitycy PIE wyliczyli, że do 2035 r. z polskiego rynku pracy odejdzie 3,8 mln pracowników, natomiast napływ pracowników z najmłodszych, o wiele mniej liczebnych, roczników wyniesie zaledwie 1,7 mln osób. Tylko w dekadę deficyt pracowników powiększy się zatem o wspomniane 2,1 mln. Mówiąc obrazowo: do 2035 r. każdego dnia z polskiego rynku pracy będzie znikać z powodu przejścia na emeryturę, niepełnosprawności lub zgonu ok. 1100 osób, a w ich miejsce będzie się pojawiać zaledwie 465 młodych lub migrantów.

Eksperci zwracają uwagę, że wpływ tego ubytku na rynek pracy nie będzie równomierny, ponieważ kobiety po pięćdziesiątce i mężczyźni po 55. roku życia są nadreprezentowani w dwóch sektorach: edukacji i opieki zdrowotnej. Kiedy zaczną odchodzić na emerytury, zatrudnienie w tych sektorach może zmniejszyć się odpowiednio o 29 proc. i 23 proc. obecnego stanu. Teoretycznie nieco mniej ucierpi przemysł (ubytek o 11 proc.), ale i dla niego obecne procesy demograficzne oznaczają, że musi w dekadę znaleźć ok. 400 tys. pracowników z zewnątrz lub poprzez aktywizację wciąż istniejących w kraju zasobów (np. kobiet w Polsce powiatowej); alternatywą jest skokowa automatyzacja.

Jak pozyskiwać pożądane kadry w kryzysie

Autorzy raportu przyznają, że „potencjalne działania zaradcze, które będą miały na celu złagodzenie skutków depopulacji i starzenia się społeczeństwa, najprawdopodobniej nie będą w stanie w pełni rozwiązać wyżej wymienionych problemów”. Intensywnych działań wymagają trzy obszary:

• aktywizacja zawodowa osób obecnie nieaktywnych zawodowo,

• wprowadzanie nowych technologii, w tym automatyzacji i robotyzacji oraz sztucznej inteligencji pozwalającej zwiększać efektywność pracy,

• wspieranie migracji.

ikona lupy />
Prognozowane napływy i odpływy pracowników na rynku pracy w Polsce w latach 2025–2035 / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

„Działania te najprawdopodobniej pomogą ograniczyć negatywne efekty demograficzne, ale nie zatrzymają trendu spadku potencjału rozwojowego Polski. W konsekwencji ścieżka wzrostu PKB Polski będzie niższa, niż mogłaby być, gdyby dostępność pracowników pozostała na niezmienionym poziomie. Szacujemy, że do 2035 r. wartość PKB będzie niższa o 6–8 proc. w porównaniu ze scenariuszem kontrfaktycznym, który zakłada dostęp do siły roboczej na niezmienionym poziomie” – czytamy we wnioskach z raportu PIE.

Autorzy przyznają przy tym, że słychać również w Polsce głosy, iż „depopulacja, starzenie się polskiego społeczeństwa oraz odpływ pracowników z polskiego rynku pracy oprócz negatywnych skutków mogą przynieść również korzyści dla rozwoju społeczno-gospodarczego Polski”.

• Mniejsza liczba pracowników może wywołać presję na poprawę wydajności pracy, co w dłuższym okresie może sprzyjać rozwojowi gospodarczemu poprzez inwestycje w nowe technologie i automatyzację.

• Dodatkowo zmniejszenie liczby ludności może odciążyć niektóre usługi publiczne (np. ochronę zdrowia czy edukację) oraz zmniejszyć popyt na zasoby mieszkaniowe, co wpłynie na stabilizację cen na rynku nieruchomości.

Raport jest dostępny pod adresem: https://pie.net.pl.

Czytaj więcej w dodatku Top Employers Polska 2025