Imigracja, automatyzacja pracy i aktywizacja krajowych zasobów to sposoby na kurczący się rynek pracy. Najbardziej zaniedbano w Polsce wykorzystanie technologii.
W ciągu najbliższych 10 lat z polskiego rynku pracy zniknie 2,1 mln osób – wynika z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE). Liczba osób, które przejdą na emeryturę, jest znacznie większa niż tych, które wejdą na rynek pracy. O tym, jak poradzić sobie ze związanymi z tym wyzwaniami, mówił Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora PIE.
– Wyzwania związane z rynkiem pracy w perspektywie kolejnych dekad będą wyłącznie narastać – podkreślił w rozmowie „Demografia a gospodarka Polski i Europy. Praca dla robotów czy imigrantów?”.
– Krzywa demograficzna w Polsce spada mniej więcej od 2013 r. – mówił Andrzej Kubisiak, dodając, że ostatnią dekadę udało się mimo to przejść stosunkowo bezboleśnie. Ubytek ponad 2 mln osób z rynku pracy udało się bowiem w dużej mierze zrównoważyć aktywizacją osób, które wcześniej były poza rynkiem pracy, a także napływem pracowników z zagranicy.
Jest jednak coraz mniej osób biernych zawodowo, które można zaktywizować.
– Szacujemy to na ok. 1 mln osób, które stanowią potencjał do aktywizacji – mówił wicedyrektor PIE.
Podkreślił, że często mają one obiektywne powody, dla których nie podejmują pracy. Chodzi np. o osoby z niepełnosprawnościami, opiekujące się dziećmi czy osobami starszymi oraz młodych, którym trudno łączyć edukację z pracą. Andrzej Kubisiak podkreślił, że baza tych osób jest niewielka, a w dodatku będzie się dalej kurczyć.
Dodatkowym utrudnieniem jest stosunkowo mało elastyczny system pracy.
– W Polsce ok. 6 proc. rynku pracy to osoby, które pracują w niepełnym wymiarze. To nam daje jedno z ostatnich miejsc w UE, mamy ten wynik kilkukrotnie niższy niż średniej. Przez to wiele osób, które chciałyby łączyć pracę zawodową z innymi czynnościami, z automatu z tego rynku wypadają – tłumaczył wicedyrektor PIE.
W ostatnich latach sytuację ratował napływ cudzoziemców, przede wszystkim z Ukrainy. W 2014 r. nałożyły się na siebie dwa trendy – z jednej strony w Ukrainie pojawił się silny bodziec wypychający obywateli ze swojego kraju, a z drugiej – popyt na pracę w Polsce i jej malejąca podaż przyciągały. Po 2021 r. zaczęło też przyjeżdżać coraz więcej Białorusinów.
– Strumienie napływania nowych pracowników do naszego kraju wyhamowują – mówił Andrzej Kubisiak, podkreślając, że choć po napaści Rosji na Ukrainę w 2022 r. do Polski przyjechało wiele osób, przede wszystkim kobiet, niedługo później napływ nowych pracowników ukraińskich praktycznie zaniknął. Od ponad dwóch lat liczba pracujących Ukraińców w Polsce jest stabilna, a potrzeby rosną, bo maleją zasoby krajowe.
Według wicedyrektora PIE trzeba więc natychmiast rozpocząć inwestycje w automatyzację, robotyzację i wykorzystanie sztucznej inteligencji tam, gdzie to możliwe.
– Jeżeli mamy mniej pracowników na rynku, to chcemy, żeby rosła ich produktywność – podkreślił.
Tymczasem w Polsce jest luka w wykorzystaniu robotów oraz sztucznej inteligencji.
– Dane Eurostatu mówią, że w Polsce 3,7 proc. firm w 2023 r. korzystało z rozwiązań sztucznej inteligencji, przy średniej unijnej na poziomie 8 proc. Wyprzedziliśmy tylko Rumunię i Bułgarię – alarmował przedstawiciele PIE.
Według niego doszliśmy do momentu, w którym trzy ścieżki: imigracja, automatyzacja pracy i aktywizacja krajowych zasobów muszą się uzupełniać, a wykorzystanie technologii – dotychczas najbardziej zaniedbane – musi jak najszybciej przyspieszyć.
– Trzeba postawić na innowacje, współpracę nauki i biznesu, wykorzystanie nowych technologii, na badania i rozwój. To są mechanizmy, które w krajach takich jak Korea, Finlandia czy Singapur przynosiły odpowiednie rezultaty – podkreślił Andrzej Kubisiak.