Rynek OZE jest bardzo perspektywiczny. W Polsce mamy zarówno energię pochodzącą z małych instalacji, jak i duże inwestycje w sieci przesyłowe. To jednak dopiero początek – mówi Ryszard Hordyński, dyrektor ds. strategii komunikacji Huawei Polska

Przeciętnemu Polakowi Huawei średnio kojarzy się z odnawialnymi źródłami energii. Dlaczego?

To prawda. Jest tak, ponieważ zaczynaliśmy od sprzętu telekomunikacyjnego i dopiero z czasem, kiedy zorientowaliśmy się, że energia jest jednym z największych kosztów dla naszych klientów, zaczęliśmy bardzo dużo inwestować w źródła odnawialne. Jesteśmy producentem inwerterów, czyli urządzeń, które są sercem instalacji fotowoltaicznej, produkujemy też magazyny energii i transformatory. Jesteśmy także współproducentem samochodów autonomicznych, elektrycznych i ładowarek do tych aut.

Od jak dawna trwa ta produkcja? To jest coś nowego w portfolio Huaweia?

Huawei jest stosunkowo młodą firmą. Kiedy ja pięć lat temu dołączyłem do zespołu, jeszcze nikt w Polsce nie mówił o OZE. Teraz jest to bardzo duża część naszej działalności, również przychodów. Wszystko to wydarzyło się w perspektywie zaledwie kilku lat.

Czy inwertery to dobrze sprzedający się produkt?

W tym obszarze to chyba jeden z lepszych. Dlaczego tak jest? Od inwertera zależy, jak dużo energii zostanie wytworzone, bo to on steruje całą instalacją, decyduje, jakie jest napięcie i jak pracują panele fotowoltaiczne. Co więcej, od jego wydajności zależy też wiele innych rzeczy. Są takie inwertery, które nie mogą działać, gdy jeden z paneli jest zepsuty. Inwerter Huawei może działać niezależnie od tego, czy jeden z paneli, czy nawet więcej ma awarię – wystarczy, że choć jeden z nich będzie wydajny. Ponadto nasze inwertery mają w sobie zaimplementowaną sztuczną inteligencję, dzięki czemu są w stanie przewidywać awarie i zapobiegać potencjalnym pożarom. Efekt jest taki, że nasze inwertery produkują średnio 30 proc. więcej energii niż konkurencyjne w podobnych warunkach.

Magazyny energii to nośny temat, bo okazuje się, że produkujemy znacznie więcej tej energii z paneli słonecznych, niż możemy zużyć…

Można jeszcze dodać jedną rzecz do tego, mianowicie energia słoneczna, jak każdy rodzaj energii zielonej, jest niestabilna. Jak jest dużo słońca, to można w uproszczeniu powiedzieć, że tej energii jest dużo, ale w nocy słońca nie ma, a co z tym się wiąże – nie ma również energii. Podobnie jest z energią wiatrową i wiatrem – też nie wieje zawsze i nie wszędzie. W związku z tym cała sieć podlega takim fluktuacjom, wahaniom. Tymczasem była tworzona kilkadziesiąt lat temu, z myślą o przesyłaniu prądu od miejsca wytwarzania, z elektrowni do konsumenta. Teraz jest odwrotnie, gdyż prosumenci, firmy same generują prąd. Do tego właśnie potrzebne są magazyny energii, żeby sieć stabilizować. Poza tym energię produkujemy, ale potem nie za bardzo mamy co z nią zrobić. Do tego też mogą być używane magazyny energii, zarówno takie przydomowe, jak i takie dla znacznie większych wdrożeń. Jednym z przykładów wykorzystania wielkoskalowych magazynów energii jest największa instalacja na świecie, która jest zlokalizowana w Arabii Saudyjskiej – to są właśnie nasze urządzenia. Projektowane tam miasto przyszłości będzie całkowicie odcięte od sieci elektrycznej i ma być zasilane tylko energią słoneczną. To pokazuje, w jakim kierunku świat zmierza.

Nastawiacie się właśnie na takie wielkoskalowe inwestycje, czyli ogromne magazyny budowane na potrzeby miast, czy bardziej na małe przydomowe instalacje?

Jesteśmy firmą, która tylko albo aż produkuje urządzenia. W związku z tym produkujemy te magazyny energii, a co potem klient z nimi zrobi, to już jest jego sprawa. My mamy magazyny energii dla każdego segmentu rynku. Są takie małe przydomowe, o mocy 5 kWh, są takie dla średnich zastosowań, typu dworzec kolejowy albo supermarket, o mocy 200 kWh, i są wreszcie duże, po 2 czy 4,5 MWh. Te duże wyglądają, jak taki zestandaryzowany kontener, który ładowany jest na statki. Wszystkie te urządzenia można zestawić szeregowo, czyli po prostu multiplikować ich moc, tak jak się chce.

Rynek OZE w Polsce jest perspektywiczny?

Ogromnie perspektywiczny. Wojna za naszą wschodnią granicą pokazała, że przyszłość jest w rozproszonych źródłach energii, a nie w scentralizowanych. Mamy bardzo dużo tej energii z małych instalacji, ale jednocześnie mamy też ogromne inwestycje w sieci przesyłowe. A to dopiero początek, bo przecież trzeba dużych instalacji magazynów dla dużych firm, które obracają ogromną ilością energii.

Czy według pana w przyszłym roku pojawią się jakieś nowe, zaskakujące technologie na rynku OZE? Coś, co mogłoby zburzyć dotychczasowy układ sił?

Po pierwsze, na pewno przyszłość będzie opierała się na technologiach wodorowych, natomiast na razie z perspektywy firmy jeszcze nie widzę takich zastosowań komercyjnych. Po drugie, na pewno przyszłość będzie miała odzwierciedlenie w farmach hybrydowych, np. słoneczno-wiatrowych. Powstaje największa taka farma, o mocy 200 MWh w zachodniej Polsce.

Jeżeli mamy na myśli OZE w szerokim ujęciu, to jeszcze należy wspomnieć o samochodach elektrycznych, które zdecydowanie zmienią sposób zarządzania i przechowywania energii. Można sobie wyobrazić taką sytuację, w której samochody same w sobie będą w pewnym sensie magazynami energii i będą mogły też tę energię oddawać. W Chinach jest już taki model – V2G (ang. Vehicle-to-Grid). Na tym można dobrze zarabiać, bo pamiętajmy, że ceny energii są różne. Jeżeli mówimy o energii słonecznej, to w dzień są niskie, a w nocy są wysokie. Możemy zatem naładować taki samochód w ciągu dnia, a w nocy sprzedawać energię.

Czyli tak naprawdę każdy z nas może być prosumentem.

Możemy wyobrazić sobie dom, w który mamy pewną produkcję energii, magazyny, i sami nią zarządzamy. Kiedy mamy jej za dużo, wtedy dzielimy się z osiedlem czy ze społecznością. W takim wspólnotowym podejściu też jest przyszłość.