- Kilka afer reprywatyzacyjnych spowodowało, że wiele osób zostanie teraz radykalnie pokrzywdzonych z powodu ludzi nieuczciwych. W państwie prawa ściga ich prokurator i skazuje sąd, a nie zmienia się interpretacje przepisów w ten sposób, że szkodzi to jednocześnie ludziom, którzy robią zwykłe interesy - mówi mec. Stefan Jacyno z kancelarii Wardyński i Wspólnicy,
Mec. Stefan Jacyno, kancelaria Wardyński i Wspólnicy: Znając dotychczasowe orzecznictwo sędziego sprawozdawcy Mariana Wolanina, trudno mówić o zaskoczeniu, choć o rozczarowaniu jak najbardziej. Natomiast uważam, że prawo to nie są tylko przepisy, lecz również wieloletnia praktyka rozumienia tego prawa i jego stosowania w taki sposób, by obywatele mieli poczucie przewidywalności działania państwa względem nich. Jeżeli państwo przez dziesięciolecia nie kwestionowało prawa do bycia stroną postępowania administracyjnego osoby, która nabywa roszczenia, to odwrócenie tego bez zmiany przepisów – a poprzez przyjęcie odmiennej interpretacji – wywołuje we mnie głęboki sprzeciw.
Prywatne poglądy sędziów zastąpiły ustawodawcę, który zresztą uznaje obrót roszczeniami. Nawet Komisja Reprywatyzacyjna powstała m.in. po to, by badać, czy sprzedaż roszczeń nie naruszała zasad współżycia społecznego, ale nie kwestionowała samej zasady, że roszczenia są przenaszalne i wywołują także taki skutek, że ich nabywca staje się stroną w postępowaniu administracyjnym.
Mamy więc do czynienia ze sporem pomiędzy władzą sądowniczą a ustawodawczą co do skutków uchwalonego 80 lat temu dekretu.
W zasadzie tak. Jeżeli wniosek o stwierdzenie nieważności orzeczenia dekretowego został złożony przez nabywcę roszczenia, to w świetle uchwały będzie on złożony przez osobę nieuprawnioną i takie postępowanie zostanie umorzone. Teoretycznie nabywca roszczenia mógłby poprosić osobę, od której je nabył, by udzieliła mu pełnomocnictwa do tego, by w jej imieniu wszedł do postępowania. Tyle tylko że na skutek niesławnej nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego z 2021 r. wszczęcie postępowania w sprawie stwierdzenia nieważności decyzji jest możliwe, tylko jeśli nie upłynęło 30 lat. Czyli droga jest zamknięta.
Mało tego. Sąd nie zauważa, że dekret obowiązuje od 25 października 1945 r., podczas gdy wnioski o oddanie w użytkowanie wieczyste można było składać dopiero w momencie objęcia w posiadanie gruntów przez gminę, co miało miejsce w latach 1948–1949. Przynajmniej przez trzy lata po wejściu w życie dekretu trwał normalny obrót tymi nieruchomościami. Powojenne życie wymagało szybkich zmian, jedni się wyprowadzali, inni wprowadzali itp.
Tak. Przecież nie znajdzie teraz spadkobierców, którzy 80 lat temu sprzedali mu nieruchomość. Sam prowadzę taką sprawę, w której w 1946 r. ludzie kupili działkę pod budowę – umowa była jak najbardziej sporządzona w formie aktu notarialnego – lecz do tej pory wniosek o jej zwrot nie został rozpatrzony. Nigdy nie było najmniejszej wątpliwości, że zawarcie umowy przenosi wszelkie prawa łącznie z prawem do wstąpienia w postępowania administracyjne. W myśl tej uchwały państwo uzna ich teraz za handlarzy roszczeniami? Powszechny był też obrót lokalami, których status był dość niezwykły, polegający na tym, że własność budynku pozostawała przy byłych właścicielach, tylko grunt przechodził na własność państwa. To są tzw. nieruchomości spełniające warunek z art. 5 dekretu. Obrót nimi był powszechny. Tak więc ci, którzy zaraz po wojnie kupili lokale czy budynki, również w myśl uchwały nie mają legitymacji do ubiegania się o przyznanie prawa użytkowania wieczystego.
Tak wynika z uzasadnienia. Nie będzie więc podważania decyzji o ustanowieniu prawa wieczystego użytkowania na rzecz właściciela, który nabył roszczenie.
Uważam, że tak. Bo gdyby ich sprawa była procedowana nie przez 15 czy 10 lat, a tak jak mówi kodeks postępowania administracyjnego – przez dwa miesiące, to ich sprawy byłyby dawno załatwione. Są przypadki, w których ktoś wydał 500–600 tys. zł na kupno roszczeń, zainwestował w poszukiwanie spadkobierców po całym świecie i teraz zostanie z niczym. Dlatego takie przekształcanie rozumienia prawa jest dla mnie niedopuszczalnym zabiegiem, bo narusza zaufanie obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa. Normalnie, gdyby taka zmiana obywała się na drodze legislacyjnej, to byłoby jakieś vacatio legis, a zapewne przepisy przejściowe określałyby skutki zmiany na przyszłość, by chronić tym samym interesy osób, których sprawy są w toku. Bo przecież nie można zmieniać reguł w tracie gry, a z tym mamy do czynienia.
To prawda. Tylko że kilka afer reprywatyzacyjnych spowodowało, że wiele osób zostanie teraz radykalnie pokrzywdzonych z tego powodu, że były jakieś afery robione przez ludzi nieuczciwych. Jednak w państwie prawa ludzi nieuczciwych ściga prokurator i skazuje sąd, a nie zmienia się interpretacje przepisów w ten sposób, że szkodzi się jednocześnie ludziom, którzy robią zwykłe interesy. W efekcie ujawnionych afer handel roszczeniami brzmi w uszach opinii publicznej niemal tak samo jak handel żywym towarem. Nie byłoby handlu roszczeniami, a przynajmniej na taką skalę, gdyby nie systemowa nieudolność państwa. Bo jeśli ktoś przez 50 lat nie mógł się doprosić władzy, by załatwiła jego sprawę, to nic dziwnego, że w pewnym momencie ludzie decydowali się na sprzedaż swojego prawa. ©℗