- Ministerstwo obiecało, że będą dłuższe terminy na konsultacje, że głosy ekspertów będą wysłuchiwane oraz – co jest od dawna naszym podstawowym postulatem – że na przygotowanie się do wejścia w życie nowych przepisów podatkowych wszyscy będą mieli przynajmniej rok, a w absolutnie palących kwestiach – minimum sześć miesięcy. Od razu mam jedną uwagę: ten rząd też musi popracować nad komunikacją – mówi JUSTYNA ZAJĄC-WYSOCKA, przewodnicząca Małopolskiego Oddziału Krajowej Izby Doradców Podatkowych

Zbigniew Bartuś: Na czym polega główny problem z podatkami w Polsce? Są za wysokie czy raczej zbyt skomplikowane i niestabilne?

Justyna Zając-Wysocka: Opowiem, co mnie dzisiaj spotkało podczas dyżuru w Urzędzie Miasta Krakowa, jaki my - jako doradcy podatkowi – pełnimy regularnie, by pomóc mieszkańcom. Za każdym razem zgłasza się na taki dyżur komplet osób i to nie są tylko Ukraińcy, Białorusini czy inni cudzoziemcy. Równie wielu Polaków próbuje zgłębić i zrozumieć polski system podatkowy – bo on ich na dzień dobry przeraża. Dziś na sześć osób miałam czwórkę rodaków. Każda rozmowa zakończyła się westchnieniem: „Boże, jak to cudownie, że pani tu jest i że udało nam się porozmawiać, bo teraz już trochę więcej pojmuję”.

Na przykład - co?

Każdy z moich rozmówców wychodzi ze spotkania świadomy tego, że – jeśli chce prowadzić bezpieczną firmę - musi mieć i księgową, i doradcę podatkowego, i prawnika. Akurat dzisiaj miałam chętnych do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej w raczej niekosmicznych dziedzinach. Była osoba chcąca świadczyć usługi informatyczne, był rzeźbiarz, który chciałby realizować zlecenia w swoim fachu, był tłumacz, był elektryk, była pani planująca utworzenie żłobka, był pan marzący o handlu dziełami sztuki. Wszyscy oni, niezależnie od rodzaju działalności, potrzebują wsparcia ekspertów, by móc się spokojnie zajmować tym, czym chcą się zajmować.

Bo inaczej w Polsce zginą?

Przede wszystkim będą musieli poświęcić czas na zgłębianie niebywale skomplikowanej i patologicznie zmiennej materii, na której się nie znają – i nie starczy im czasu na prowadzenie biznesu. Coraz więcej przedsiębiorców ma tę świadomość. Dotyczy to zwłaszcza tych większych, którym od lat regularnie doradzamy. Oczywiście, jednemu przedsiębiorcy doradca podatkowy będzie potrzebny codziennie, a innemu raz na parę lat – to zależy od wielkości firmy, rodzaju działalności. Ale przeciętny Kowalski już wie, że przy obecnej specjalizacji korzystanie z usług specjalistów nie jest kaprysem, lecz koniecznością. Więc tak, jeśli ktoś zignoruje ten fakt, może naprawdę „zginąć”. Jego firma może tego nie przeżyć.

Dlaczego tak jest?

Ponieważ prawo podatkowe w Polsce jest na tyle skomplikowane, że nawet sami doradcy podatkowi muszą się go nie tylko na okrągło uczyć, ale i specjalizować w konkretnych rzeczach. Nie da się znać totalnie na wszystkim. A już na pewno ta materia jest nie do ogarnięcia dla szeregowego przedsiębiorcy. On i tak nie ma łatwo, bo my nie podejmiemy za niego decyzji, możemy mu tylko przedstawić możliwe opcje i ich konsekwencje. A tych opcji jest trzy, albo sześć, trzeba je przemyśleć, przeliczyć, pamiętając, że inaczej wygląda to w podatku dochodowym, a inaczej w VAT, a jeszcze trzeba pamiętać o składkach, które też występują w wielu wariantach. A to dopiero elementarz.

Z elementarzem trzeba by iść do szkół.

Zgadzam się! I my chodzimy. Do szkół podstawowych i średnich, do uczelni. Nawet do przedszkoli chodzimy. Polskie społeczeństwo cierpi z powodu deficytu wiedzy ekonomicznej, podatkowej w szczególności. Budujące przy tym jest to, że zdecydowana większość Polek i Polaków to są ludzie uczciwi i rozsądni, świadomi tego, że muszą i powinni zapłacić podatki, bo z tego źródła finansowane są potem ważne rzeczy, także dla nich i ich bliskich. Relatywnie duża jest także wiedza na temat tego, że trzeba wypełnić jakiejś dokumenty, złożyć je, pilnować terminów. Gorzej to wygląda w szczegółach. One są, niestety, dla przeciętnego śmiertelnika nie do ogarnięcia.

Ale dlaczego?

A dlaczego budowa mikroprocesora czy smartfona jest nie do ogarnięcia dla osoby nietechnicznej? Dlaczego przeciętny obywatel nie jest biegły w genetyce? Żyjemy w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Paradoks polega na tym, że im bardziej zgłębiamy jego tajemnice, tym więcej poznajemy szczegółów i tym bardziej on się wydaje skomplikowany.

Z podatkami musi być tak samo?

Nie do końca. Mnie też marzą się prostsze podatki i jestem bardziej niż pewna, że my, doradcy podatkowi, potrafilibyśmy stworzyć system bardziej spójny, logiczny i prosty w obsłudze. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że w sferze podatkowej próbujemy odzwierciedlić świat, w którym żyjemy, prowadzimy działalność gospodarczą. A ten świat jest bardzo złożony i bardzo zmienny. Istnieje dość powszechna zgoda, że prawo, także prawo podatkowe, winno za nim nadążać.

Równocześnie państwo stale uszczelnia system…

To prawda. Uszczelnienie jest tak naprawdę jednym z głównych powodów komplikowania prawa i trwa nie od czterech czy ośmiu lat, lecz od kilkunastu. Mogę zrozumieć konieczność takich działań ze strony państwa, bo istnieje jakieś grono przedsiębiorców wykorzystujących wszelkie kruczki i luki, ale związane z tym zmiany w przepisach bywają mocno nieszczęśliwe, niejasne, zawiłe, prowadzą nieuchronnie do sporów skarbówki z podatnikami, a te kończą się w sądach, gdzie prawo podlega interpretacji. Dlatego słusznie mówi się, że przepisy podatkowe to już nie jest system, tylko jakaś łatanina. Mieliśmy w nowelizacjach odwołania do przepisów, które nie istnieją, bo ustawodawca zapomniał, że swego czasu już je zmienił, albo usunął. Bywają odwołania do przepisów, w których są odwołania do kolejnych i tak dalej – a na końcu wracamy do przepisu wyjściowego, czyli kręcimy się w kółko.

Jak to naprawić?

Podzielam radykalny pogląd części moich koleżanek i kolegów, że tego nie da się już naprawić nowelizacjami. Jedynym wyjściem jest napisanie wszystkiego od nowa. Trzeba przy tym pamiętać, że nasze prawo musi być w wymagających tego obszarach zharmonizowane z prawem unijnym. Zatem stworzenie prostego systemu byłoby wielkim wyzwaniem, bo - jak wspomniałam – czasy proste nie są i raczej już nie będą. Natomiast prosto napisane przepisy są jak najbardziej możliwe i to jest absolutnie nasz główny postulat jako samorządu doradców podatkowych.

Co na to rządzący?

Jak wielokrotnie sygnalizowałam, także na konferencjach Dziennika Gazety Prawnej, poprzedni rząd miał podstawowy problem z komunikacją ze środowiskami eksperckimi, w tym naszym.

Bo wiedział wszystko lepiej?

Tak mu się w każdym razie wydawało – aż do chwili, gdy coś po swojemu, nie konsultując tego z nikim, przeforsował i niemal natychmiast po wejściu tego czegoś w życie okazało się, że to nie działa, nie ma sensu, albo nikt nie wie, jak to stosować. Na czele z urzędnikami skarbówki. Sztandarowym i – mam nadzieję – niepowtarzalnym przykładem pozostaje tutaj Polski Ład. Myśmy kilka miesięcy przed wejściem w życie najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań tej reformy głośno ostrzegali, co się stanie. Mówiliśmy to prosto w oczy ministrom na konferencjach. Problem w tym, że tamten rząd rozumiał komunikację jako komunikowanie czegoś, co wymyślił. A przecież nie tak to powinno wyglądać.

Są zapowiedzi, że teraz będzie lepiej.

Ministerstwo obiecało, że będą dłuższe terminy na konsultacje, że głosy ekspertów będą wysłuchiwane oraz – co jest od dawna naszym podstawowym postulatem – że na przygotowanie się do wejścia w życie nowych przepisów podatkowych wszyscy będą mieli przynajmniej rok, a w absolutnie palących kwestiach – minimum sześć miesięcy. Od razu mam jedną uwagę: ten rząd też musi popracować nad komunikacją.

Bo?

Właśnie zakończyły się konsultacje dotyczące KSeF-u. Wspaniale, że się odbyły. Ale z powodu błędów w komunikacji powstał przekaz medialny, z którego wynika, że KSeF został odwołany. A to przecież kompletna nieprawda. Próbowano to potem naprawiać podkreślając, że KSeF oczywiście będzie, tylko dostaliśmy więcej czasu na jego dopracowanie i przygotowanie się do tej znaczącej zmiany. Tyle że w przypadku wielu przedsiębiorców straciliśmy ów cenny czas, bo ludzie pomyśleli sobie, że tego nie będzie i przestali robić cokolwiek.

I summa summarum znowu będą się potwornie spieszyć?

Właśnie. Od fakturowana elektronicznego nie uciekniemy, nie ma takiej możliwości. Przejście na JPK też wydawało się wielu „nie do przejścia”, a dziś jest po prostu normą. Teraz każda firma musi wykonać skok technologiczny i zarazem mentalny. Tu nie chodzi o kilka nowych przepisów, ale tak naprawdę zmianę organizacji firmy. Trzeba do tego przeszkolić ludzi, być może zmienić systemy. Tego się nie robi w tygodnie, trzeba raczej miesięcy. A my już kilka straciliśmy z powodu chaosu w komunikacji.

A jaki jest efekt konsultacji?

Ja się nauczyłam w ostatnich latach, że nie ma co czytać komunikatów z posiedzeń, ani specjalnie przywiązywać się do tego, co resort czy minister obwieszczają na slajdach lub w serwisie X, ponieważ to wszystko potrafi się zasadniczo różnić od wersji, która znajdzie się w ogłoszonym projekcie ustawy. A tego ostatecznego projektu na razie nie ma. Więc kiedy mnie ktoś pyta, jak będzie wyglądał system, czy wejdzie kasowy PIT, albo jaka będzie składka zdrowotna – to uczciwie mówię, że nie wiem. Nie znamy przecież nawet do końca wielu założeń zapowiadanych zmian. Choć wydaje się, że np. w kwestii dłuższego niż dotąd vacatio legis, panuje dzisiaj zgoda ponad wszelkimi podziałami.

Na ile wszystkie te zjawiska, o których tu mówimy, przekładają się na prowadzenie biznesu, chęć inwestowania, rozwijania firm?

Wydaje się bardziej niż oczywiste, że to, co się działo w przepisach podatkowych, czy szeroko pojętych regulacjach dotyczących prowadzenia biznesu, potęgowało w ostatnich latach poziom ryzyka gospodarczego, który był już i tak wysoki za sprawą nieprzewidzianych zjawisk, jak pandemia, a potem wojna i kryzys energetyczny.

Nie dość, że za oknami szalał huragan, to - jak w dowcipie - państwo wprowadziło nam do ciasnego domu kozę, jako rzekome remedium na ciasnotę, a teraz zapowiada, że nam tę kozę łaskawie zabierze i będziemy mieli więcej przestrzeni do robienia biznesu.

Dokładnie tak jest. Oczywiście, spełnienie wspomnianych wyżej podstawowych postulatów organizacji przedsiębiorców, doradców podatkowych, radców prawnych dotyczących procedowania, uchwalania i wcielania w życie nowych przepisów powinno poprawić sytuację. Ustabilizowanie systemu podatkowego przy poprawiającej się koniunkturze z dużą dozą pewności zachęci przedsiębiorców do inwestycji – nie takich ad hoc, z miesiąca na miesiąc, tylko bardziej strategicznych, długofalowych. A tylko takie przyczynią się do pożądanej przez nas wszystkich transformacji polskiej gospodarki. Warunkiem jest jednak prawo stabilne w perspektywie przynajmniej dwóch, trzech lat.

Pomówmy teraz o obciążeniach podatkowych, bo zwłaszcza mniejsze firmy narzekają na ich niebywały wzrost w ostatnich kilku latach. Partie współtworzące obecną koalicję rządzącą złożyły szereg efektownych obietnic zniesienia części ciężarów.

Wszyscy doradcy, jako przyjaciele przedsiębiorców, są emocjonalnie bardzo na tak: chcieliby, żeby te obietnice zostały spełnione. Ale w sferze racjonalnej nikt w to spełnienie nie wierzy, bo to jest zwyczajnie niewykonalne dla budżetu. Pamiętajmy, że pod drugiej stronie szali są obietnice złożone pracownikom sfery budżetowej (w tym 20- i 30-procentowe podwyżki wynagrodzeń), a także biorcom transferów socjalnych – od 800 plus po babciowe. Równocześnie musimy z oczywistych względów zwiększać wydatki na obronność.

Z trzeciej strony – marzymy o przestawieniu modelu ekonomicznego z gospodarki odtwórczej i nieefektywnej na zautomatyzowaną gospodarkę opartą na wiedzy.

No, właśnie. To wszystko wymaga ogromnych pieniędzy. Z tego powodu pewne obietnice złożone przedsiębiorcom nie zostaną spełnione, albo zostaną spełnione tylko w pewnym, zapewne wąskim, zakresie. Obecne zapowiedzi idą wyraźnie w tym właśnie kierunku. Jest pewne, że do pewnych rozwiązań nie da się już wrócić. Na pewno niemożliwy jest powrót do starej ryczałtowej składki zdrowotnej.

Ona stała się dziś podatkiem.

To już oczywiste dla wszystkich. Nie oznacza jednak, że nie można jej poprawić. Prace trwają. Słyszymy głosy rozczarowanych, że nie tak miało być, bo proponowane rozwiązania nie są sprawiedliwe. Odpowiem na to, że nie wiem, czy podatki mają być sprawiedliwe. Co w ogóle taki postulat znaczy? Że ma być po równo czy raczej progresywnie? Czy jak jeden zapłaci tysiąc złotych od 5 tysięcy złotych dochodu, a drugi 750 tys. zł od miliona złotych dochodu, to będzie sprawiedliwie? Ten spór chyba nigdy nie zostanie rozstrzygnięty. Podobnie jest z tzw. składką zdrowotną, która ma absolutnie wszystkie cechy podatku. Co do jednego mam pewność: rządzący powinni mieć świadomość, że wszystko, co zrobią w systemie podatkowym i składkowym, ma swoje konsekwencje. I muszą zdawać sobie sprawę z tego, jakie to są lub mogą być konsekwencje.

To nie brali tego dotąd pod uwagę?

Ja tu nie dostrzegam jakiejś głębszej myśli, wokół której można by wykreować odpowiedzialną politykę gospodarczą. Prosty przykład: jeśli faktycznie chcemy, żeby biznes w Polsce się rozwijał, to nie można dobijać przedsiębiorców nadmiernymi obciążeniami – podatkami, składkami. Jeśli zaś wolimy, żeby ludzie pracowali raczej na etacie niż tworzyli firmy, bo z powodu fatalnej demografii na rynku stale brakuje pracowników, to nie powinniśmy przywracać warunków sprzyjających ucieczce z etatów na samozatrudnienie.

A jaka będzie dziś decyzja rządu?

Wydaje mi się, że z analiz makroekonomicznych, jakimi posługuje się obecna ekipa, wynika raczej, że trzeba iść w tym drugim kierunku, więc osobiście nie spodziewam się rewolucji. Będą zapewne małe kroki wychodzące naprzeciw oczekiwaniom części drobnych przedsiębiorców, trochę zmieniona zostanie składka zdrowotna, będzie kasowy PIT dla wąskiego kręgu najmniej zarabiających, może coś jeszcze. Ale na pewno nie jest tak, że wszyscy przedsiębiorcy zapłacą mniej.

A czy zapłacą więcej?

No właśnie, żaden polityk tego nie powie, ale jeśli spojrzymy na polską demografię, położenie geopolityczne, wyzwania gospodarcze, ambicje cywilizacyjne i całą masę innych rzeczy, to jako całkiem logiczny nasuwa się wzrost obciążeń. Ba, kiedy rozmawiam z licealistami i studentami, to oni to intuicyjnie czują, a niektórzy nawet dość dobrze rozumieją. Skoro wydatki na różne niebywale ważne cele mocno rosną, to i podatki muszą być większe.

Można zamiast tego zadłużać państwo.

Ale nie w nieskończoność. W praktyce te dwa procesy zachodzą i będą zachodzić jednocześnie. Przedsiębiorcom tłumaczę, że trzeba się pogodzić z tym, że naprawdę jutro może być inaczej i niekoniecznie lżej. Musimy się liczyć z tym, że obciążenia będą rosły. Mój znajomy doradca mówi narzekającym przedsiębiorcom nieco przewrotnie: Proszę się cieszyć, że Pan/Pani płaci tak wysokie podatki, bo to oznacza, ze Pan/Pani dużo zarabia. Tak naprawdę większości w miarę dobrze poukładanych przedsiębiorców najbardziej zależy nie na samej wysokości obciążeń lecz na jasności i przewidywalności przepisów, bo tylko wtedy mogą coś planować i rozwijać biznes.

JUSTYNA ZAJĄC-WYSOCKA weźmie udział w INFORum Gospodarczym 3.0. DGP organizuje je wraz z organizacjami przedsiębiorców, samorządami zawodów zaufania społecznego, instytucjami otoczenia biznesu i uczelniami 6 czerwca 2024 r. w Krakowie. Hasło przewodnie to Interes Europy, interes Polski: Zielony ład, euro, integracja, imigranci. Co dalej?

ikona lupy />
Materiały prasowe





Organizator:

ikona lupy />
Materiały prasowe