Europejscy politycy nie poprawią losu osób pracujących za pośrednictwem platform internetowych. Czas na polskie regulacje.
Ministrowie państw członkowskich podejmą dziś kolejną próbę osiągnięcia porozumienia w sprawie dyrektywy dotyczącej pracy za pośrednictwem platform internetowych. Chodzi między innymi o osoby korzystające z pośrednictwa aplikacji takich jak Uber, Glovo czy Pyszne.pl. Poprzednie podejście do uregulowania rynku miało miejsce w połowie lutego i zakończyło się fiaskiem. Sprzeciw wyraziła Francja, a od głosu wstrzymały się Niemcy, Grecja i Estonia. Paryżowi udało się utworzyć mniejszość blokującą, która po raz kolejny storpedowała przyjęcie dyrektywy negocjowanej od 2021 r. Polska popierała wprowadzenie przepisów.
Dzisiejsze posiedzenie Rady ds. Zatrudnienia może być jedną z ostatnich, o ile nie ostatnią okazją do osiągnięcia kompromisu przed końcem prezydencji belgijskiej i przed końcem obecnej kadencji Komisji Europejskiej. Eksperci nie widzą szans na osiągnięcie porozumienia, bo nic nie wskazuje na to, by cztery kraje zmieniły stanowisko. W dodatku potencjalnie do grupy blokującej mogą dołączyć także Czechy, Irlandia, Grecja, Finlandia, Szwecja i trzy państwa bałtyckie.
Nawet jeśli belgijskiej prezydencji udałoby się doprowadzić do zaproponowania w dokumencie satysfakcjonujących kraje członkowskie zmian, i tak musiałby on wrócić do Parlamentu Europejskiego, którego członkowie będą wówczas w epicentrum kampanii wyborczej.
Lobbing i polityka
– Dyrektywa najpierw została osłabiona, a teraz prawdopodobnie upadnie w wyniku wyjątkowo silnego lobbingu platform cyfrowych. Regulacje, które wprowadzała, oznaczały podniesienie kosztów ich działalności – mówi Dominik Owczarek, dyrektor programu polityki społecznej Instytutu Spraw Publicznych. – Powinniśmy teraz wziąć przykład z Hiszpanii czy Malty, które już wprowadziły własne ustawy regulujące pracę platformową, i opracować lokalne przepisy – ocenia.
Zapytaliśmy w resorcie pracy i polityki społecznej, czy w Polsce trwają jakiekolwiek prace dotyczące zmian w prawie, które miałyby poprawić sytuację pracowników platformowych. Do zamknięcia tego wydania nie uzyskaliśmy jednak odpowiedzi.
W poprzedniej kadencji polskiego parlamentu sytuacji osób zatrudnionych za pośrednictwem platform przyglądał się parlamentarny zespół ds. przyszłości pracy. Składał się z polityków Lewicy, jego członkinią była m.in. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, dziś szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Na dziesięć spotkań zespołu, pięć dotyczyło pracy za pośrednictwem platform. Zespół skupiał się jednak na konsekwencjach wprowadzenia unijnej dyrektywy. Politycy, którzy wówczas brali udział w pracach zespołu, przyznają, że na razie nie ma planów jego reaktywacji. Jak słyszymy, na nowe pomysły w sprawie uregulowania statusu m.in. kierowców i dostawców nie ma co liczyć, dopóki nie skończą się wybory samorządowe.
O co toczy się gra?
Przepisy proponowane przez Brukselę zakładały poprawę warunków pracy pracowników platform takich jak Uber czy Glovo poprzez zmianę ich statusu. Dziś bowiem, zdaniem Komisji Europejskiej, co piąta osoba z 28-milionowego personelu tych platform, jest błędnie uznawana za samozatrudnioną, choć funkcjonuje na warunkach, które powinny klasyfikować ją jako pracownika.
Zmiana formy zatrudnienia miałaby zostać wprowadzona przez „system domniemań prawnych”. Co to oznacza? Jeśli pracownik spełniałby takie kryteria jak: zakaz obsługi aplikacji konkurencji czy przestrzeganie norm dotyczących wyglądu, zachowania i wydajności, musiałby zostać przez firmę zatrudniony. W ten sposób 5,5 mln pracowników uzyskałoby uprawnienia do płacy minimalnej, negocjacji zbiorowych, ograniczeń czasu pracy, ubezpieczenia zdrowotnego, zasiłków dla bezrobotnych czy emerytury.
Propozycje regulacji odbijają się od ściany do ściany. Ostatnie próby znalezienia kompromisu polegały na zaproponowaniu przez Komisję Europejską, żeby państwa członkowskie miały swobodę niestosowania domniemania zatrudnienia w niektórych przypadkach, co europosłowie uznali za próbę zupełnego obejścia dyrektywy. Parlament Europejski przywrócił więc pierwotne rozwiązania utrudniające platformom cyfrowym obejście konieczności domniemania zatrudnienia, dodano również kary za nieprzestrzeganie tych przepisów, co de facto ostatecznie pogrzebało szanse na przyjęcie regulacji.
Skończyć z niezdrową konkurencją
Platformy internetowe obawiają się wzrostu kosztów pracy oraz zwiększenia obciążeń administracyjnych. Lobbyści z grupy Move EU reprezentującej m.in. Ubera, Bolta czy niemieckie Free Now jeszcze przed lutowym posiedzeniem Rady wzywali do całkowitego odrzucenia porozumienia, które określili jako „pospieszny proces”.
- Często mówi się, że państwo i prawo nie nadążają za nowymi technologiami. Tutaj mamy przykład jak to nienadążanie jest „wytwarzane” przez grupy nacisku związane z korporacjami technologicznymi, które blokują wdrażanie potrzebnych i innowacyjnych regulacji – ocenia Krystian Łukasik, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Co ciekawe, operujące w Polsce Pyszne.pl przyjęło dyrektywę z zadowoleniem. Przedstawiciele firmy zwracali uwagę, że europejskie przepisy będą dobrym rozwiązaniem dla ochrony konkurencji. ©℗