Kobieca wielozadaniowość powoduje, że kobiety nie doceniają swojej sprawczości. Tymczasem mężczyźni budują na tym pomniki kariery – mówią dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld z Polpharma Biologics, biotechnolożka, i dr Katarzyna Świerk, dyrektorka Biura Nauki na Uniwersytecie Gdańskim

ikona lupy />
dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld / Materiały prasowe

Kobieca wielozadaniowość powoduje, że kobiety nie doceniają swojej sprawczości. Musimy nauczyć się budować pewność siebie, być dumnymi z tego, co zrobiłyśmy i osiągnęłyśmy, a nie przechodzić nad tym do porządku dziennego – mówi dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld

Czy kobietom udało się przebić szklany sufit w zawodach powiązanych z naukami przyrodniczymi i ścisłymi, czyli technologicznymi?

dr Katarzyna Świerk: Na pewno są na dobrej drodze. Przypomnijmy sobie słynne zdjęcie uczestników 5. Kongresu Solvaya z 1927 r. – Maria Skłodowska-Curie była na nim jedyną kobietą. Dziś ta reprezentacja kobiet w nauce, ale i na uczelniach czy w firmach, wygląda zupełnie inaczej. Choć trzeba powiedzieć wprost, że jeszcze nie jest idealnie.

ikona lupy />
dr Katarzyna Świerk / Materiały prasowe

Gdy w 2007 r. broniłam doktorat na wydziale chemii, w radzie wydziału nie było ani jednej kobiety. Dziś dziekanem wydziału jest kobieta, a 40 proc. składu organów decyzyjnych Uniwersytetu Gdańskiego stanowią kobiety – mówi dr Katarzyna Świerk

Dlaczego?

Wystarczy popatrzeć na stanowiska, które piastują kobiety. Na uczelniach ich grupa jest liczna wśród adiunktów. Brakuje natomiast obecności kobiet na wyższych szczeblach kariery zawodowej. Podobnie, jeśli chodzi o publikacje naukowe. Wśród pierwszych autorów kobiet jest mniej w stosunku do mężczyzn. Mamy do odrobienia zaległości, które mierzy się wiekami. Przed wojną mniej dziewczynek kończyło szkoły. W czasach komunizmu wykonywały natomiast zawody przede wszystkim wspomagające gospodarkę.

Choć trzeba sobie powiedzieć wprost, że niektóre zawody będą miały zawsze większą reprezentację jednej płci.

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: Kierunki medyczne i im pokrewne już od dawna są sfeminizowane. Przed laty nie szło to jednak w parze z awansem zawodowym po ich skończeniu. Choć studia kończyło więcej kobiet, to reprezentacja mężczyzn na stanowiskach kierowniczych była wyższa. Przekonałam się o tym osobiście. Dziś jest inaczej, co jest związane z ogromną rolą debaty społecznej na ten temat, zmianami w świadomości społecznej, wyrównywaniem szans przez pracodawców, ale i zmianą modelu rodziny. By kobieta mogła piastować wysokie stanowisko, relacje w rodzinie i podział obowiązków musi być partnerski. Praca, tak jak w moim przypadku w innowacyjnej dziedzinie, nie jest pracą ośmiogodzinną. Wymaga poświęcenia czasu prywatnego, bo biotechnologia to realizowanie pasji. Tylko partnerstwo w rodzinie sprawia, że kobieta jest w stanie podjąć takie wyzwanie.

O wyrównywaniu szans dużo się mówi w ostatnim czasie, także za sprawą obowiązków wynikających z unijnych dyrektyw. Czy ma ono faktycznie miejsce?

dr Katarzyna Świerk: Na swoim własnym przykładzie oraz uczelni, z którą jestem związana, mogę powiedzieć, że zdecydowanie tak. Gdy w 2007 r. broniłam doktorat na wydziale chemii, w radzie wydziału nie było ani jednej kobiety. Dziś dziekanem wydziału jest kobieta, a 40 proc. składu organów decyzyjnych Uniwersytetu Gdańskiego stanowią kobiety. To nie jest przypadek odosobniony. Podobnie jest na innych uczelniach, co jest następstwem wydania przez Komisję Europejską wymogu wdrożenia Planu Równości Płci (GEP) przez wszystkie podmioty publiczne, jednostki naukowe oraz szkoły wyższe z państw członkowskich UE. Strategia ma być realizowana w latach 2020–2025. Bez takiego planu uczelnie i instytuty badawcze mają utrudnione starania o dofinansowanie z programu „Horyzont Europa” w latach 2021–2027. Dodam jednak, że w przypadku naszej uczelni działania związane z wyrównywaniem szans zostały podjęte wcześniej. W 2019 r. zarządzeniem rektora została powołana komisja ds. realizowania polityki społecznej odpowiedzialności nauki. Powstał też raport „Kobiety w nauce. Zarządzanie różnorodnością i równouprawnienie płci w społecznej odpowiedzialności Uniwersytetu Gdańskiego” oraz została opracowana strategia na rzecz równouprawnienia płci na lata 2020–2025. Działania miały na celu zdiagnozowanie sytuacji, ale też wytyczenie kierunków zmian, które są sukcesywnie realizowane. Dowodem na to jest coraz większa reprezentacja kobiet na wyższych stanowiskach w uczelni.

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: Przyznaję, że również widzę zmiany zachodzące na uczelniach. W czasach, gdy robiłam doktorat, kluczowe stanowiska na nich były chętniej obsadzane mężczyznami. Nieco inaczej sytuacja wyglądała w biznesie. Choć nie ukrywam, że wiele zależało i wciąż zależy od samej firmy oraz branży, w której działa.

W tym roku mija 15 lat, odkąd rozwijam się naukowo w sektorze biotechnologicznym, niemal 9 lat temu ścieżka zaprowadziła mnie do Polpharma Biologics, gdzie jestem do dziś. I mogę powiedzieć, że w firmie, z którą jestem związana od samego początku, liczyły się kompetencje. Wraz z realizacją kolejnych projektów osoby osiągające wynik mogły liczyć na awans, bez względu na płeć. Dlatego dziś widzę w naszej firmie kobiety na stanowiskach kierowniczych. Sama awansowałam na stanowisko wiceprezesa, odpowiadam za komercjalizację leków biologicznych, raportuję do centrali grupy w Amsterdamie.

Dlaczego warto zmieniać proporcje? Co kobiety mogą wnieść do nauki?

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: To, co od zawsze przypisywało się kobietom jako wadę, czyli większą wrażliwość, dziś jest postrzegane jako atut. Dzięki niej kobiety w sposób bardziej empatyczny zarządzają ludźmi, potrafią lepiej znaleźć równowagę w zespole, dając możliwość wypowiedzenia się każdej osobie. Inspirują do dyskusji, sprawiają, że znajdowane są rozwiązania kwestii wcześniej nierozwiązywalnych. Jest to istotne zwłaszcza wobec wejścia na rynek pracy nowych pokoleń, dla których ważne jest partnerskie i empatyczne budowanie relacji w zespołach. Wrażliwość emocjonalna pomaga zmotywować ich do działania, poprowadzić rozwój. Poza tym kobiety są bardziej otwarte na współpracę, mają umiejętność słuchania innych, co pozwala osiągać lepsze efekty. Z wysłuchania pomysłów osób pełniących różne stanowiska i zajmujących się różnymi dziedzinami rodzą się najlepsze rozwiązania oraz technologie. Otwartość emocjonalna stała się siłą współczesnego liderstwa.

dr Katarzyna Świerk: Mocną stroną kobiet jest wielozadaniowość. Do tego potrafią walczyć o swoje i szybko dostosowywać się do sytuacji. Dzięki temu dobrze radzą sobie w projektach międzynarodowych, interdyscyplinarnych. A teraz, kiedy się stawia w firmach na różnorodność w zespołach, nie tylko pod względem płci, lecz także narodowości, kultury czy zaawansowania zawodowego, to bardzo ważne zalety. Niestety kobiety wciąż nie robią z nich atutów, bo nie pokazują swoich umiejętności. Skrywają je, nie potrafiąc ich po prostu pokazać. To często sprawia, że nie zajmują stanowisk, nie pełnią roli, którą powinny. Dobrym przykładem są publikacje naukowe. Choć aktywnie biorą w nich udział, nie są pierwszym autorem, tylko jednym z wielu.

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: Kobieca wielozadaniowość powoduje, że kobiety nie doceniają swojej sprawczości. Tymczasem mężczyźni budują na tym pomniki kariery. Mamy więc przestrzeń do poprawy. Musimy nauczyć się budować pewność siebie, być dumnymi z tego, co zrobiłyśmy i osiągnęłyśmy, a nie przechodzić nad tym do porządku dziennego.

Wrócę do studiów na kierunkach naukowych. Co panie zainspirowało, by wybrać właśnie takie?

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: Biotechnologia jest blisko biologii, a ta dziedzina interesowała mnie od zawsze. Od czasu szkoły podstawowej wiedziałam, że chcę pomagać ludziom. Dlatego nie miałam wątpliwości, jaki kierunek studiów wybiorę. Kiedy jednak do tego doszło po maturze, przyszłość biotechnologii nie była oczywista, trudno było określić, co czeka absolwenta po skończeniu studiów. Uznałam, że zaryzykuję, a jak mi się nie spodoba, to zmienię kierunek na medycynę. Tak się ostatecznie nie stało, bo rozbudził on moją pasję do biotechnologii, stanowiącej połączenie medycyny i farmacji. Całkowicie się w niej zatraciłam.

Jak trafiła pani do firmy?

Można uznać to za zrządzenie losu. Chciałam kontynuować karierę naukową na uczelni. Zderzyłam się jednak z ogromną nierównością. Po obronie doktoratu zaproponowano mi stanowisko niższe od obiecanego. Na moje zatrudniono mężczyznę. To oczywiście wiązało się z niższym wynagrodzeniem. Zaoferowano mi 1050 zł, wtedy pękłam i choć praca naukowa była moją miłością, nie chciałam być na utrzymaniu męża. Do tego etat był techniczny, a nie naukowy. Dlatego usiadłam, wypisałam długą listę firm biotechnologicznych i zaczęłam wysyłać CV. W sumie 50. Okazało się, że w tej branży w firmach liczą się kompetencje, a nie płeć.

dr Katarzyna Świerk: Moja historia jest bardzo podobna. Interesowałam się biologią i chemią, brałam udział w olimpiadach. Biologię zdawałam na maturze. Nie miałam dylematu, na jaki kierunek postawić na studiach. Wybrałam medycynę. Kandydatów było jednak tak dużo, że się nie dostałam. Jednocześnie zostałam przyjęta na wydziały biologii i chemii oraz oceanografię. Wybrałam chemię, bo otworzono akurat nowy kierunek – ochronę środowiska. Był połączeniem tego, co najbardziej lubiłam, czyli chemii i biologii. Na studiach opiekunka pracy magisterskiej zainspirowała mnie do patrzenia naukowo na środowisko. Dlatego uznałam, że zrobię w tej dziedzinie doktorat. To było ogromne wyzwanie, także pod względem finansowym, bo stypendium było bardzo niskie. Dorabiałam, by móc obronić doktorat i kontynuować pracę naukową na uczelni. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że nie ma wolnych etatów i muszę czekać, aż ktoś przejdzie na emeryturę, poczułam, jakby ktoś podciął mi skrzydła. Nie odeszłam jednak z uczelni i wybrałam stanowisko administracyjne. Zbiegło się to w czasie z uruchomieniem środków europejskich. Mogłam realizować różne projekty, co pozwoliło mi się rozwinąć w nowym obszarze. Dziś zajmuje się wyzwaniami i trendami w sektorze nauki, jako dyrektor Biura Nauki na UG kształtuję plan rozwoju badań, a także gender equality. Moja praca pozwala mi współpracować z innymi jednostkami, pracownikami innych działów. Mam wiele możliwości, co mnie inspiruje do działania.

Jak z perspektywy czasu oceniają panie swoje wybory?

dr Adriana Kiędzierska-Mencfeld: Dziś powtórzyłabym swoje wybory. Moją miłością są białka. Inżynierią białek zajmuję się od początku, przejście na stronę biznesu tego nie zmieniło, jedynie dało mi poczucie sprawczości. Dziś mogę powiedzieć, że mam swój duży udział w poprawianiu jakości życia pacjentów, leki biologiczne to obecnie największa nadzieja dla osób cierpiących na nieuleczalne choroby. W Polpharma Biologics dostałam poza tym kredyt zaufania i olbrzymią przestrzeń do rozwoju. Gdy rozpoczęłam pracę w Polpharma Biologics w ośrodku w Gdańsku, razem ze mną pracowało tam kilka osób, a firma miała zamysł, aby produkować leki przy zaangażowaniu partnerów zewnętrznych. Przekonałam zarząd, abyśmy całą produkcję robili w firmie, w Gdańsku. Teraz w naszym portfolio mamy dwa leki biopodobne zatwierdzone przez EMA (red. Europejska Agencja Leków) i FDA (red. Agencja Żywności i Leków). Oba powstały i są produkowane w Polsce.

dr Katarzyna Świerk: Pozostałam na uczelni, nie kontynuuję kariery naukowej, ale mimo tego mam ogromną satysfakcję z pracy. Będąc adiunktem na wydziale chemii, funkcjonowałabym w jednym środowisku. Jako dyrektor Biura Nauki rozwijam osobiście siebie i społeczność akademicką, z którą współpracuję. A dodam, że na uczelni jest 1 tys. naukowców. Do tego współpracuję z jednostkami naukowymi w całej Polsce. Jestem naukowcem, ale w innych strukturach. Dlatego podjęłam decyzję o zrobieniu doktoratu z nauk o zarządzaniu.

partner

ikona lupy />
Materiały prasowe

Czytaj więcej w DGP Kobiety w Biznesie