Niekorzystna decyzja Parlamentu Europejskiego nie przekreśla szans Polski na utrzymanie wsparcia dla elektrowni węglowych do 2028 r. Tyle że nie wiadomo, czy Unia zdąży z nowymi regulacjami.

W czwartek eurodeputowani zatwierdzili stanowisko negocjacyjne Parlamentu Europejskiego w sprawie reformy rynku energii elektrycznej, dając zielone światło dla rozpoczęcia ostatniego etapu prac, czyli negocjacji z reprezentującą państwa członkowskie Radą UE. Posłowie odrzucili jednocześnie wniosek, by stanowisko europarlamentu w sprawie reguł dla rynku energii elektrycznej przedyskutować jeszcze na debacie plenarnej. Zwolennicy tego pomysłu liczyli na to, że dzięki temu do negocjacyjnego mandatu PE uda się wprowadzić poprawki dotyczące m.in. ważnego dla Francuzów finansowania istniejących elektrowni jądrowych (przez tzw. kontrakty różnicowe) oraz kluczowej dla Polski sprawy publicznego dotowania elektrowni emitujących więcej niż 550 g CO2 na kilowatogodzinę prądu. To limit nieosiągalny dla istniejących bloków węglowych, które średnio wydzielają ok. 900 g tego gazu na kilowatogodzinę.

Szanse na derogację

Obecne regulacje zakładają, że podstawowy mechanizm, który zapewnia dyspozycyjność tego typu jednostek, czyli tzw. rynek mocy, ma wygasnąć dla węglówek za niecałe dwa lata. Według analiz Forum Energii utrata dostępu do tego instrumentu może oznaczać tylko w 2026 r. konieczność wyłączenia w Polsce bloków energetycznych o łącznej mocy 8 GW, czyli ok. 30 proc. obecnej „floty” węglowej. Jak podkreślają eksperci, tego problemu nie rozwiąże planowane przez rząd przeniesienie ich ze spółek energetycznych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Ten proces też jest pod znakiem zapytania: jeśli do zakończenia kadencji nie zostanie zwołane dodatkowe posiedzenie Sejmu, prace parlamentarne nad ustawą o powołaniu NABE musiałyby się zacząć od początku.

Ten scenariusz grozi Polsce powstaniem luki w systemie i stanowi wyzwanie dla zapewnienia ciągłości dostaw energii do polskich odbiorców. Bądź – w alternatywnym scenariuszu – zmusi rząd do wspierania elektrowni wbrew unijnym przepisom i doprowadzi do kolejnego zwarcia z instytucjami europejskimi. To będzie problem dla każdego polskiego rządu, niezależnie od wyniku październikowych wyborów – uważają nasi rozmówcy. Dlatego Warszawa zabiega o zgodę na finansowanie niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego jednostek węglowych z rynku mocy do końca 2028 r. Przed głosowaniem w PE z apelem o odrzucenie mandatu negocjacyjnego w kształcie, który nie obejmuje tej tzw. derogacji węglowej, zwróciła się do polskich deputowanych minister klimatu Anna Moskwa.

Według naszych rozmówców, choć derogacja nie znalazła się w stanowisku PE, nieformalne sygnały są takie, że jeśli taki postulat przedstawi w toku negocjacji Rada UE, negocjatorzy z europarlamentu nie będą oponować. Nie wiadomo jednak, czy łagodna linia przedstawicieli PE wobec polskiego postulatu utrzyma się w trakcie kampanii przed przyszłorocznymi wyborami do PE.

– Nie ma wątpliwości, że w interesie Polski jest jak najszybsze zamknięcie prac nad reformą. Tym bardziej że – jeśli jej uchwalenie przesunie się na kolejną kadencję – konieczne będzie przygotowanie się na negatywny scenariusz, w którym finansowanie węglówek z rynku mocy od 2025 r. nie będzie możliwe – wskazuje jedno ze źródeł w Brukseli.

– Podstawowy problem polega na tym, że węglowa derogacja jest sprawą, która, praktycznie rzecz biorąc, nikogo poza Polską nie interesuje. Trudno więc sobie wyobrazić, że w razie pojawienia się jakiegoś oporu po stronie PE Rada będzie forsowała ten postulat za wszelką cenę – dodaje rozmówca DGP.

Niuanse negocjacji

Tymczasem kraje UE wciąż nie mogą się dogadać co do wspólnego stanowiska w sprawie reformy, a bez niego trilogi, czyli negocjacje z udziałem przedstawicieli Komisji Europejskiej, Rady (czyli rządów) i europarlamentu, nie mogą się rozpocząć. Główną barierą – jak wynika z naszych ustaleń – jest trwający od miesięcy spór niemiecko-francuski o publiczne finansowanie elektrowni jądrowych, dla którego wciąż nie widać kompromisowego rozwiązania. Także ostatni przygotowany w zeszłym tygodniu przez hiszpańską prezydencję projekt porozumienia nie przyniósł jak dotąd przełomu.

Francja oskarża stronę niemiecką o próbę podważenia perspektyw rozwojowych atomu. Pod koniec sierpnia Paryż sygnalizował, że jeśli Unii nie uda się odpowiednio szybko zamknąć prac nad reformą, nie wyklucza podjęcia działań jednostronnych, by obniżyć ceny energii w kraju. Z kolei z punktu widzenia Niemców i ich sojuszników z Rzymu, Wiednia czy Brukseli wsparcie dla istniejących elektrowni, którego domaga się Francja, przekracza granice uzasadnionej pomocy publicznej i może zaburzyć równość na rynku UE.

Hiszpańska prezydencja zapewnia, że doprowadzi do kompromisu, zanim z końcem roku przekaże kierowanie pracami Rady Belgii. Madryt nie odpowiada jednak na nasze pytania o możliwy termin przyjęcia stanowiska. Nieoficjalnie urzędnicy w Brukseli przyznają, że konkretny harmonogram nie został dotąd ustalony, a negocjacje toczą się na szczeblu technicznym. Kwestia węglowej derogacji nie budzi – jak słyszymy – poważniejszych kontrowersji na forum Rady, a polscy dyplomaci mówią wręcz o „ostrożnym optymizmie” w sprawie jej uwzględnienia w ostatecznym mandacie negocjacyjnym. Może jednak pójść na dno wraz z całą reformą lub stać się ofiarą dalszych opóźnień.

W czerwcu przyszłego roku Europejczycy wybiorą nowy Parlament Europejski, co znaczy, że kilka tygodni wcześniej wszelkie prace legislacyjne znajdą się w zawieszeniu. Będą wznowione dopiero we wrześniu. To oznacza – jak wskazuje jeden z naszych rozmówców – że jeśli reforma miałaby zostać wynegocjowana i uchwalona przed wyborami, to termin dla Rady to grudzień-styczeń. Inny rozmówca uważa, że to może być za późno. Jeśli bowiem okaże się, że sezon zimowy będzie przebiegał na unijnym rynku energii względnie spokojnie, to spadnie motywacja do sprawnej pracy nad nowymi przepisami. Także bliskość wyborów i ewentualne wyostrzanie się stanowisk w okresie kampanii może działać na niekorzyść legislacyjnego kompromisu, w tym w sprawie polskich postulatów, wobec których dystans sygnalizowały wcześniej Austria czy Luksemburg.

Teoretycznie stanowisko państw członkowskich w sprawie reformy mogłoby zostać przyjęte na szczeblu ambasadorów. Wydłużające się komplikacje negocjacyjne sprawiają jednak, że prawdopodobna staje się konieczność odbycia w tej sprawie kolejnej rundy rozmów w gronie unijnych ministrów energii. W oficjalnym harmonogramie Rady najbliższe takie spotkanie jest planowane dopiero w grudniu, ale – jak słyszymy nieoficjalnie w kilku źródłach – ministrowie prawdopodobnie zbiorą się jeszcze raz w połowie października. I to ten właśnie termin może być w praktyce ostatnim, który da szansę na zamknięcie procesu legislacyjnego przed wyborami do PE. ©℗