Jaka przyszłość czeka Unię Europejską? Pojawia się w ostatnim czasie sporo rozbieżności. Czy należy to odczytywać jako zagrożenie dla jedności i dalszego rozwoju Unii?

Unia Europejska zazwyczaj funkcjonowaław ten sposób, że poszczególne projekty były wymyślane w Europie Zachodniej, w Niemczech i we Francji, a pozostałe kraje wspierały te pomysły. To była ścieżka, która zapewniała rozwój integracji UE. Niekiedy mniejsze kraje uzyskiwały pewne koncesje, jeśli coś było bardzo sprzeczne z ich interesami i wcześniej czy później ostatecznie do polityk europejskich się przyłączały. Bywało i tak, że nie były w ogóle pytane o zdanie, a ich opór był pacyfikowany, działano na zasadzie faktów dokonanych, albo stosując narzędzia represyjne, jak choćby sankcje. Instrumentem wymuszania dostosowań były także wyroki TSUE.

Coś się zmienia w tej kwestii? Niektóre państwa podnoszą, że nie chcą poświęcać własnej suwerenności kosztem Unii Europejskiej.

Zasadniczo nie widzę wielkich zmian. Niemcy i Francja dalej dążą do realizacji swojej wizji integracji europejskiej i oczekują, że inni zaaprobują ten kierunek. Z kolei ci, którzy nie chcą zmian, albo zadowolą się drobnymi koncesjami, albo zostaną przyparci do muru przez presję o charakterze normatywnym, czyli atakowanie ich wizerunku na arenie międzynarodowej lub sankcje finansowe. Tak więc jeśli idzie o metodologię wprowadzania „reform”, nie widzę żadnej zmiany. Polityki unijne zabezpieczają interesy największych graczy Europy Zachodniej. Z kolei koszty są spychane w mniejszym lub większym stopniu na pozostałe kraje, w tym z Europy Środkowej.

Jakie koszty ma Pan na myśli?

Najróżniejsze, zależnie od tego, o jakim aspekcie funkcjonowania Unii Europejskiej myślimy. Weźmy na przykład koszty dysfunkcji strefy euro. One były i są przesuwane na słabszych, albo na państwa, które - tak jak Polska - nie są członkami unii walutowej, ale mają relatywnie dobrą sytuację gospodarczą. Godząc się na to popełniamy strategiczny błąd. Tak samo nie powinniśmy wchodzić do unii walutowej. Stabilizowanie obecnej unii walutowej wzmacnia korzyści ekonomiczne i wpływy polityczne takich państw, jak Niemcy lub Niderlandy, a tym samym wzmacnia siłę Europy Zachodniej w porównaniu ze Środkową.

Dokonują się zmiany w obozach rządzących poszczególnych krajów, w tym we Włoszech, w Grecji, w Polsce, na Węgrzech. Do głosu coraz częściej dochodzi prawica. To przełoży się ostatecznie na skład Parlamentu Europejskiego…

Tak się na razie nie dzieje. Nie ma refleksji i chęci, by zmienić kierunek działania po stronie Francji lub Niemiec. Siły konserwatywne, znacznie bardziej eurosceptyczne, prezentujące alternatywną wizję integracji, są pacyfikowane i sankcjonowane, czasem korumpowane i przeciągane na stronę głównego nurtu w zamian za pewne korzyści. Nie ma więc jak dotąd realnej alternatywy wobec modelu funkcjonowania dzisiejszej UE. Ci, którzy proponują nowe podejście, nie mogą liczyć na to, że będą traktowani poważnie na europejskiej scenie. Paryż i Berlin nie mają zamiaru zrewidować swoich planów wobec coraz większej niechęci mniejszych i średnich państw do podporządkowywania się największym graczom.

Jak w takim razie widzi Pan przyszłość europejskiej wspólnoty?

Koszty dotychczasowej integracji mogą być monstrualne, dotyczą wielu kluczowych kwestii, od bezpieczeństwa poprzez geopolitykę po politykę migracyjną. Narasta opór i w pewnym momencie wewnętrzne sprzeczności, rosnący eurosceptycyzm i opór wewnętrzny ze strony państw członkowskich, na które przerzuca się koszty, może wywołać poważny kryzys polityczny.

Co zatem powinno się zrobić, by utrzymać unijną jedność? Jaką taktykę przyjąć? Tworzyć sojusze, które będę reprezentowały stanowiska różnych regionów?

Przede wszystkim nie powinno się wzmacniać przywództwa niemieckiego, bo to osłabia podmiotowość Europy Środkowej i marginalizuje Polskę. Powinno się stanowczo odrzucać instrumenty wzmacniające pozycję największych krajów Europy Zachodniej, poczynając od Europejskiego Funduszu Odbudowy, poprzez kolejne podatki europejskie, skończywszy na wprowadzeniu w kolejnych obszarach głosowania większością kwalifikowaną w instytucjach międzyrządowych. Wszystko to dzieje się bowiem kosztem strukturalnego osłabienia pozycji państwa polskiego. Zamiast tego należy proponować zmiany, które mogą doprowadzić do większej równowagi między zachodnią i wschodnią częścią UE, jak również będą odchodzić od Europy scentralizowanej i zarządzanej przez przymus w stronę Unii subsydiarnej i bardziej demokratycznej, a więc respektującej głos wyborców w państwach członkowskich.

Prof. dr hab. Tomasz Grzegorz Grosse będzie uczestnikiem Krynica Forum 2023