Duży popyt na finansowanie ze strony klientów może się zderzyć z niemocą do rozwijania akcji kredytowej.

ikona lupy />
nieznane

– Sektor jest w fazie kurczenia się. Aktywa w relacji do PKB są na poziomie z 2014 r. Kapitały własne w relacji do PKB na poziomie sprzed 2010 r. Zysk w relacji do PKB o połowę mniejszy niż przed dekadą. Stopa zwrotu z kapitału jest poniżej jego kosztu – tak obecną sytuację sektora bankowego charakteryzował w trakcie debaty prezesów na Europejskim Kongresie Finansowym Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich.

Aktywa działających w Polsce banków (nie tylko komercyjnych, także spółdzielczych oraz oddziałów banków zagranicznych) stanowiły w końcu 2022 r. 89 proc. PKB. Ten poziom sektor osiągnął po raz pierwszy osiem lat wcześniej. W końcu 2020 r. suma bilansowa sektora wynosiła nieznacznie powyżej 100 proc. PKB. Fundusze własne sektora stanowiły w końcu ub.r. 6,6 proc. PKB. Przez całą poprzednią dekadę przekraczały 8 proc. PKB.

– Materializacja wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej zgodnego z opinią rzecznika generalnego TSUE cofnęłaby banki pod względem wyposażenia w kapitały o ponad 20 lat. Podstawowym problemem staje się niedopasowanie skali kapitałów do potrzeb finansowania gospodarki – alarmował Białek.

Orzeczenie TSUE dotyczące tzw. prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału w przypadku unieważnienia umowy kredytu ma być znane w czwartek. Niekorzystne dla banków rozstrzygnięcie według niektórych szacunków kosztowałoby sektor nawet 100 mld zł. W końcu kwietnia, jak wynika z nowych danych Komisji Nadzoru Finansowego, krajowy system bankowy dysponował kapitałami w wysokości 227 mld zł.

– Po wyroku TSUE, jeśli będzie skrajnie niekorzystny, zdolność do finansowania gospodarki przez krótki czas będzie ograniczona. Ale tylko tymczasowo, bo rynek nie znosi próżni – podkreślał Dariusz Szwed, p.o. prezes PKO BP, największego gracza na polskim rynku. On, a także Adam Marciniak, szef VeloBanku (instytucji pomostowej, do której przeniesiono w ubiegłym roku podstawową działalność Getin Noble Banku, chroniąc w ten sposób depozyty klientów), zwracali przy tym uwagę na stabilność naszego sektora bankowego. W trakcie dyskusji zaznaczano, że u nas nie mogłaby się powtórzyć sytuacja ze Stanów Zjednoczonych czy Szwajcarii, gdzie duże odpływy depozytów wymusiły konieczność ratowania niektórych banków. Ale szefowie instytucji kredytowych zwracali uwagę na trudne warunki działania.

– Dziewięć największych banków, chociaż część z nich przyniosło straty, zapłaciło w ubiegłym roku 10 proc. CIT w całej gospodarce. Doliczając podatek bankowy, którego odpowiednika nie ma w większości sektorów, to jest 17 proc. Czy to jest normalne? Nie – mówił Cezary Stypułkowski, prezes mBanku.

– W 2014 r. pod względem stopy zwrotu z kapitału byliśmy na 5. miejscu w UE, obecnie jesteśmy na 20. miejscu. Nadwyżka kapitału ponad minimum regulacyjne plasuje nas na przedostatnim miejscu w UE. Jesteśmy poddawani nadmiarowo obciążeniom o charakterze fiskalnym i parafiskalnym oraz temu, że chyba jako jedyny kraj nie rozwiązaliśmy systemowo problemu kredytów frankowych – wtórował Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska.

Od poziomu funduszy własnych zależą możliwości rozwoju akcji kredytowej. – Do 2050 r. jako gospodarka powinniśmy inwestować co roku 70–100 mld zł w związku z transformacją energetyczną. Finansowania może dostarczyć tylko sektor bankowy. Do tego dochodzą obronność oraz zaangażowanie polskich firm w odbudowę Ukrainy. Jeżeli obciążenia nie zelżeją, jeśli nie rozwiążemy systemowo problemu hipotek walutowych, to polska gospodarka będzie się rozwijała dużo wolniej, niż by mogła – wskazywał Gdański.

Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego, zestawiał kwotę potrzebnych inwestycji z obecną wartością portfela kredytowego banków. Według danych Narodowego Banku Polskiego wynosił on w końcu kwietnia niespełna 1,5 bln zł. Oznaczałoby to, że tylko kredyty związane z transformacją energetyczną powinny w najbliższych latach powodować wzrost portfela o kilka–kilkanaście procent.

– Dziś byłoby sensowne, żeby banki stawały się większe. Dzięki temu gospodarka w najbliższym czasie by nie cierpiała. Ta gospodarka będzie wymagała coraz więcej, a nie mniej. Inaczej jako kraj będziemy się cofać – podkreślał Bartkiewicz.

O tym, że silne banki są potrzebne polskiej gospodarce, mówił również Joao Bras Jorge, szef Banku Millennium. Według niego, jeśli ścieżka rozwojowa Polski ma być oparta na niskich kosztach pracy, to obecny stan sektora jest wystarczający. Jeśli jednak decydujące mają być rozwijanie wysokich technologii, działalność badawczo-rozwojowa, to musi się zmienić również model działania banków.

Źródłem wzrostu kapitałów mogą być zyski albo zasilenie z zewnątrz. – Zdolność sektora do pozyskania kapitału z zewnątrz pozostaje pod znakiem zapytania. Kwestia pozyskania inwestora przez VeloBank jest tu papierkiem lakmusowym. Ale tych papierków jest więcej. Jednym z nich są np. emisje MREL-owskie, jakich banki muszą dokonać w tym roku. A ponieważ wiarygodność państwa polskiego jako emitenta jest słabsza niż kiedyś, to i bankom jest trudniej o pozyskanie kapitału – mówił Marek Lusztyn, wiceprezes mBanku. ©℗

JD