Jakub B. Bączek, trener mentalny i biznesowy, pomagający osiągać sukcesy sportowcom, aktorom, przedsiębiorcom czy menedżerom, radzi: „Oddzielcie to, na co macie wpływ, i bierzcie sprawy w swoje ręce”

Jak żyć, panie trenerze?

Podstawowa zdolność to adaptacja.

Czyli?

Część z nas wciąż żyje wspomnieniami sprzed 11 marca 2020 r. U niektórych obserwuję wręcz nostalgię za „starymi dobrymi czasami”, co wiąże się z wiarą, iż kiedyś było lepiej, że „ta dzisiejsza młodzież” nie chce pracować i niczego nie umie. To wcale nie pomaga.

A co pomaga?

Branie w swoje ręce spraw, na które mamy faktyczny wpływ, oraz nieobciążanie sobie psychiki tymi, na które wpływu nie mamy.

Przed pandemią mówiło się, że żyjemy w czasach VUCA – zmienności, niepewności, złożoności i niejednoznaczności. To gdzie żyjemy teraz, gdy pandemia nadal jest, a do tego wojna, kryzys energetyczny? W hiper-VUCA?

Na początek warto uświadomić sobie, że – jak mawiają Czesi – „to se ne vrati”: nie odtworzymy świata sprzed pandemii. Pracuję z czeskimi klientami i muszę przyznać, że sporo moglibyśmy się od nich nauczyć. Na początek – zdrowej postawy ułatwiającej wyjście z żałoby. Bo my jesteśmy de facto w postpandemicznej żałobie biznesowej po czymś, co już nie wróci. Żałoba, jak wiadomo, wywołuje określone reakcje. Można ją podzielić na cztery etapy, których długość trwania zależy od naszej postawy. Autoironia Czechów, ich sarkazm, pozwala szybciej nabrać dystansu do tego, co było, i skupić się na tym, co jest.

A po co 1200 ludzi zapisuje się na spotkanie z Jakubem B. Bączkiem?

Myślę, że za sprawą intuicji. Frank Zappa mawiał, że umysł jest jak spadochron: działa tylko wtedy, gdy jest otwarty. Świadomi tego ludzie od czasów Sokratesa poszukują rozmówcy – czy to mentora, czy to filozofa, czy kogoś innego, kto robi coś inaczej albo pokazuje inne sposoby działania. Chcą po prostu złapać nową perspektywę. Czasem trzeba jej poszukać na peryferiach swych codziennych aktywności. Słyszę często od przedsiębiorców i menedżerów: „Znam swoją branżę, znam swój biznes, znam swój zespół, ale być może jestem zbyt zastany w przekonaniach”.

Widzę drzewo z tak bliska, że ono może mi zasłaniać las?

Tak. A to może być powodem marnowania potencjału lub niewykorzystywania go w pełni. Właśnie dlatego zaproszono mnie do pracy w kadrach narodowych. Kiedy przygotowywałem sportowców do Tokio albo pracowałem z siatkarzami, to przecież nie chodziło uczenie ich pływania, siatkówki czy skoków narciarskich. Sportowcy mieli robić to, co robili dotychczas – tylko lepiej, efektywniej.

Siada pan przed Bartoszem Kurkiem i co mówi?

Jak będziesz trochę lepiej spał, to wykrzeszesz z siebie więcej energii. Jeśli się bardziej skoncentrujesz, to wykorzystasz swój talent w większym stopniu niż przeciwnik. Jeśli wyjdziesz na boisko z postawą wyrażającą pewność siebie, to przeciwnik będzie się martwił o wynik.

Wydaje się proste. W 2014 r. Antiga szlifował kompetencje twarde, Bączek miękkie i zdobyliśmy mistrzostwo świata.

Z czysto biologicznego punktu widzenia wszystkie nasze aktywności – sportowe, biznesowe, ale i codzienne – są przetwarzane przez mózg. Praca nad nim przypomina trochę pracę nad mięśniem. I ja się zajmuję gimnastyką umysłu. Każdy powinien na tę gimnastykę poświęcać czas, rozważając w umyśle prawdziwość swych przekonań i zasadność lęków. Po to, by oddzielić to, na co ma wpływ, a na co nie ma – i skupić się na wzmacnianiu atutów, by wygrać.

Kiedy pan wchodzi do szatni siatkarzy czy skoczków, to wiadomo, że jest celem mistrzostwo. A gdy pan wchodzi do gabinetu właściciela firmy, menedżera?

Muszę się dowiedzieć, co on w swoim subiektywnym postrzeganiu świata definiuje jako wartości i potrzeby. I jak to się ma do celów firmy. Byłoby cudownie, gdyby prywatne wartości prezesa, menedżera czy pracownika były spójne z tym, co chce osiągnąć cała organizacja. Rozdźwięk prowadzi do wypalenia zawodowego, frustracji albo nawet zachowań ryzykownych. Zdarzają się epizody depresyjne, stany lękowe. Klienci coraz częściej zgłaszają się z takimi tematami.

Zjawiska hiper-VUCA stały się dla wielu nie do zniesienia?

Można to obiektywnie stwierdzić. Z badań wynika, że mamy w Polsce rekordowe zapotrzebowanie na antydepresanty, że rośnie liczba samobójstw wśród mężczyzn, zwłaszcza młodych, że gabinety psychiatryczne są totalnie zakorkowane. Oczywiście wiele zależy od osobowości. Są tacy, którzy reagują na zmiany ziewnięciem. Inni stoją w kolejkach po leki przeciwlękowe. Ci, którzy przetrwali w biznesie wiele zmian, mają ponadprzeciętne zdolności przystosowawcze. Ale też widzimy, że w ciągu ostatnich dwóch lat wypisało się z przedsiębiorczości bardzo wiele osób. Prawdopodobnie ich naturalne kompetencje nie wystarczyły, by dalej z radością prowadzić firmę.

Przedsiębiorcy i menedżerowie mierzą się z globalnymi megatrendami. U nas ogromne znaczenie ma demografia, za sprawą której nasila się deficyt rąk i umysłów do pracy.

O ile moje czy pańskie pokolenie pamięta wysokie bezrobocie i dyktat pracodawców, to teraz mówimy o rynku pracownika. Tematami są well-being czy life-work balance. Metoda kija i marchewki sprawdzała się w pokoleniach baby boomers czy iksów, ale dziś po prostu nie działa. Wszystko, czego uczyliśmy się na studiach lub stosowaliśmy w pierwszych latach polskiej przedsiębiorczości, nie przystaje do cech obecnych pokoleń, urodzonych i dorastających w erze dobrobytu.

Dlaczego?

Bo młodzi mają wybór, którego ich rodzice nie mieli. I doskonale zdają sobie sprawę ze swoich praw. Więc o ile obecni 40-, 50-latkowie i starsi mocno trzymali się miejsca pracy, bo jego utrzymanie decydowało o ich być albo nie być, o tyle młodzi potrafią mieć w CV tuzin pozycji. Jeśli szef zachowuje się sprzecznie z ich wartościami, mogą z dnia na dzień znaleźć lepszą pracę. Nie da się tego siłą zmienić przy użyciu narzędzi stosowanych dawniej. Trzeba usiąść z nimi i ich zrozumieć.

Ha, tylko oni coraz rzadziej bywają w biurze! Większość woli pracować hybrydowo, najlepiej zdalnie… Tu pojawia się pierwszy problem: fizycznego oddzielenia pracy od prywatnego życia.

Niektórym w ustanowieniu równowagi pomagają rytuały przywołujące świat sprzed pandemii. Na przykład wyznaczamy sobie w domu – o ile to możliwe – konkretne miejsce do pracy, symulując w ten sposób posiadanie biura czy gabinetu. Po pracy stamtąd – dosłownie – wychodzimy.

No dobrze, ale jak w takich – nawet świetnie symulowanych – realiach znaleźć motywację do dobrej pracy, bez pańskiego oka, co konia tuczy?

Często pomaga zasugerowanie, że z powodu obniżenia efektywności trzeba będzie wrócić do biura. Już samo zawieszenie w powietrzu takiej dyskusji działa na wielu motywująco.

Skąd to wiemy?

Z eksperymentu. Pracowałem z organizacją, w której ponad 70 proc. pracowników wyznało w ankiecie, iż bardzo sobie ceni pracę hybrydową, a najlepiej w stu procentach zdalną. Okazało się, że przy takim trybie po dłuższym czasie pojawił się problem. Na zebraniu całej załogi stwierdziliśmy, że część wskaźników poszło w dół i jak tak dalej będzie, to wszyscy będą musieli wrócić do biur. I jaki był efekt?

Wzrost wskaźników.

Dokładnie tak. Na samą myśl o powrocie do starego systemu pracy wielu ludzi wpada w panikę. Ma to silne racjonalne uzasadnienie. I nie chodzi o wygodę, lecz świadomość, że zdolni, kreatywni ludzie tracili wcześniej najbardziej produktywne godziny swego życia, stojąc w korkach w drodze do biur. Drugie tyle czasu trwonili na dojazdy do domów, a przecież mogliby robić coś pożytecznego, np. pobyć z bliskimi albo wyjść z psem. My to już dzisiaj wiemy, więc ewentualny powrót do starych trybów pracy postrzegamy w kategoriach dotkliwej straty.

A jak ma się w tym wszystkim odnaleźć szef? Czy może raczej – lider?

Jeszcze w latach dwutysięcznych uczono nas, że szef musi być czasem surowy i ludzi przycisnąć – by wycisnąć to, czego oczekuje firma. Dziś takie podejście byłoby kontrproduktywne: ciśnięcie młodych przynosi dokładnie odwrotny efekt. Zaangażowanie pracowników osiąga się nie przez dociskanie, lecz zaopiekowanie przez lidera w typie starszego brata. O co dba „starszy brat”? O kondycję psychiczną, czyli wspomniany dobrostan młodszych „braci i sióstr”. Do tego potrzebna jest codzienna, szczera rozmowa. Dobry menedżer wie, czego naprawdę potrzebują pracownicy i stara się temu sprostać.

A czy to, że Polacy bywają mistrzami świata w siatkówce, a na co dzień są mistrzami świata w narzekaniu, stanowi w biznesie przeszkodę w czasach, gdy powodów do narzekania jest tak wiele?

Ta nasza narodowa cecha jest czymś zrozumiałym, zważywszy hymn, lektury, spuściznę historyczną i kulturową. Racjonalizując narzekanie, musimy jednak pamiętać, że skupianie się na tym, co było lub jest złe, wysysa z nas mnóstwo energii. A przez to – hamuje nasz rozwój. Dotyczy to także przedsiębiorców i menedżerów. Widzę, jak bardzo bywają przemęczeni po dniu, w którym na dobrą sprawę nie zrobili nawet pół kroku naprzód, tylko analizowali, jak jest źle. Wtedy sugeruję im to, od czego zaczęliśmy naszą rozmowę: żeby skupili się na aspektach, na które mają wpływ i w tym obszarze brali sprawy w swoje ręce. Nie obniżysz inflacji ani globalnych cen ropy. Nie sprawisz, że wirusy nagle znikną. Skup się na tym, co potrafisz robić lepiej niż konkurenci. Na tym, co podpowiada ci biznesowa intuicja, dzięki której stworzyłeś biznes i pokonałeś tyle zakrętów. Na tym, co sprawia ci frajdę. Bez poczucia sprawczości przestaniesz lubić to, co robisz i umiesz najlepiej.

Ilu w Polsce tak podejdzie do hiper-VUCA i przetrwa?

Jako realista uważam, że w biznesie dokona się kolejna selekcja naturalna. Jesteśmy jakby w dżungli – więc działa prawo dżungli. Ci, którzy rozumieją, że wielkie problemy nie są przypadłością naszych czasów, że mieli je nasi dziadkowie, nasi ojcowie i matki; ci, którzy potrafią działać pod presją czasu, w stresie i niepewności, przetrwają i się rozwiną. Ci, którzy mówią, że nie da się w Polsce nic sprzedać, że podatki są zabójcze, a „zarządzanie tymi bezczelnymi gówniarzami jest niemożliwe”, znikną z rynku. Kiedy mam spotkanie, jak to w weekend, z 1200 przedsiębiorcami, menedżerami, często bardzo zamożnymi, to nie wyciągam żadnej magicznej różdżki, nie nakłaniam do myślenia pozytywnego na siłę, tylko do przyjęcia strategii adaptacyjnych. W części głów zapala to lampkę. Tyle może zrobić dobry trener. Reszta zależy od zawodnika.

Zbigniew Bartuś

__________________________________

Czytaj dodatek: Top Employers Polska 2023